[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Karolek uniósł głowę i popatrzył niepewnie.
Ale wiecie. . . Im się chyba coś stało. . . Popatrzcie. Ona tego. . .
Wożona od przeszło tygodnia w pudełku od butów stonka, zbierana przez Ka-
rolka zapewne już nie w kwiecie młodości, naturalną rzeczy koleją zakończyła
swój żywot. Nikomu z zespołu nie przyszło jakoś do głowy, iż wiek osiągalny
przez owada jest daleki od wieku słonia i ze zdumieniem wpatrywano się teraz
w pokruszone szczątki naci ziemniaczanej, przemieszane z warstwą nieszkodli-
wych już chrząszczy. Zaskoczenie przez moment było bezgraniczne.
Zdechła stwierdził Janusz jakby z lekką naganą.
yle się nią opiekowałeś, czy tak sama z siebie? zatroskała się Barbara.
Sama z siebie zaopiniował Włodek pouczająco. Stonka żyje najwyżej
parę tygodni, a czasem tylko ileś tam dni. Umiera śmiercią naturalną.
No to przynajmniej nie odfrunie! ucieszył się Lesio. Rzuć ją im,
niech sobie spokojnie zjedzą.
Karolek się zawahał.
Ale co ty. . . Nieżywą. . . ?
Słusznie poparł go Janusz, nieco stropiony. Padliną karmić bażanty?
Te delikatne stworzenia, jeszcze im zaszkodzi. . .
142
Pytające spojrzenia skierowały się na Włodka. Włodek wzruszył ramionami.
O spożywaniu zdechłej stonki przez bażanty nigdzie nie było mowy. Głowy
nie dam. . .
Stanowczym gestem Karolek przykrył wiekiem pudełko od butów. Ruszył
z powrotem, przyśpieszając kroku i pociągając za sobą resztę zespołu. Na głównej
alei wrzucił pudełko do kosza na śmieci. Janusz obejrzał się.
Między nami mówiąc, śmietniki są pod biurem. . .
I ja specjalnie przyjechałam, żeby zobaczyć coś sensownego powiedzia-
ła Barbara takim tonem, że Karolek przyśpieszył kroku jeszcze bardziej. . .
* * *
Kierownik pracowni siedział w swoim gabinecie i oglądał pismo od inwe-
stora, bardzo niemile zaskoczony. Od kilkunastu tygodni stwierdził znakomity
i ustawicznie podnoszący się poziom wszystkich prac zespołu. Nie dość, że pro-
jekty w kolejnych swoich fazach wykańczane były przed terminem, to jeszcze
dostrzegał w nich doskonałe dopracowanie szczegółów i wyrazną pasję twórczą.
Serce mu rosło i błogość ogarniała duszę, zawsze bowiem był zdania, że dobre
kierownictwo prędzej czy pózniej musi wywrzeć swój wpływ.
O przyczynach zaciekłej pracowitości wszystkich zespołów kierownik pra-
cowni, rzecz oczywista, nie miał najmniejszego pojęcia. Nie mógł wiedzieć, iż
stanowi ona jedyny czynnik zagłuszający obsesyjne zgryzoty, których ofiary za
wszelką cenę starają się unikać zgubnych przestojów. Rósł w dumę i chodził
w prywatnej glorii.
Pismo od inwestora stanowiło nieprzyjemny zgrzyt. Zawarte w nim było pyta-
nie, z jakiej przyczyny na swoje dodatkowe zlecenie inwestor nie otrzymał żadnej
odpowiedzi, mimo iż przewidziany przepisami termin dawno już minął. Kierow-
nik pracowni doskonale pamiętał, że takie zlecenie istotnie wpłynęło jakiś czas
temu, sam osobiście przekazał je Januszowi i Janusz powinien był na nie zareago-
wać. Powinien przynajmniej zaproponować jakiś aneks do umowy. . .
W gorącej chęci ocalenia świeżo rozkwitłej wiary w doskonałość zespołu kie-
rownik pracowni pomyślał samokrytycznie, że może Janusz załatwił wszystko
i przedstawił mu do akceptacji, a on sam w roztargnieniu jakoś to przeoczył. Na
wszelki wypadek przeszukał szuflady biurka i półki szafy, niczego przeoczonego
nie znalazł, westchnął ciężko i podniósł słuchawkę wewnętrznego telefonu.
Z drugiej strony telefon odebrała Barbara.
Nie ma Janusza powiedziała. Ale w ogóle jest, poszedł do drogo-
wców. A bo co?
Niech przyjdzie do mnie jak wróci poprosił kierownik pracowni.
I niech wezmie wszystko, co dotyczy tego pisma ZOZ-u. Trzeba to wreszcie za-
łatwić.
143
Barbara natychmiast zorientowała się o co chodzi. Sprawa zaginionego pisma
roztrząsana była nieprzeliczoną ilość razy.
A co? zorientowała się delikatnie. Przysłali może coś?
Przysłali ponaglenie. Mają rację, termin dawno minął. Ja nie robię wyrzu-
tów, broń Boże, ale po prostu trzeba to załatwić. Powtórz Januszowi.
Dobrze. Powiem mu jak wróci.
Zdaje się, że on nie wróci co najmniej do końca dnia zawyrokował
Karolek, kiedy Barbara z troską wyjawiła problem. Nic jeszcze nie wymyślił.
I tak cud, że go akurat nie było. Przecież oddałabym mu słuchawkę bez
zastanowienia.
A może powiedzieć prawdę? zaproponował niepewnie Lesio.
Komu? Hipciowi? Oszalałeś? %7łeby dostał zawału?!
Hipcia trzeba postawić wobec faktu dokonanego poparł Barbarę Karo-
lek. Zawału może nie dostać, ale zacznie robić coś takiego, że nam wszystkim
życie obrzydnie. Załatwiać urzędowo albo co. . .
No, owszem. To nie wiem co zrobić.
Nikt nie wie. . .
Wracający z wielkim rulonem kalki Janusz został powitany niemiłą wieścią.
Rzucił rulon na stół, usiadł na krześle i marszcząc brwi zapatrzył się w okno.
Być, to mnie jeszcze nie ma orzekł na wstępie. Trzeba się zastanowić.
Numer tamtego pisma mam, datę i inne takie wziąłem od Matyldy, ale co do treści,
pojęcia nie mam. Wiem, że chodziło o wielką płytę i tyle. Zaraz. . .
Milczał przez chwilę, myśląc intensywnie, po czym zerwał się z krzesła.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
-
Odnośniki
- Strona startowa
- John DeChancie Castle 02 Castle for Rent
- Anthony, Piers Tarot 02 Vision of Tarot
- Zelazny, Roger The Second Chronicles of Amber 02 Blood of Amber
- Laurie Marks Elemental Logic 02 Earth Logic
- Jay D. Blakeny The Sword, the Ring, and the Chalice 02 The Ring
- Gordon Dickson Dragon 02 The Dragon Knight (v1.4)
- Smith Ready Jeri [Aspect of Crow 02] Voice of Crow
- Star Wars Black Fleet Crisis 02 Shield of Lies Michael P Kube McDowell
- Harry Turtledove War Between the Provinces 02 Marching Through Peachtree
- Andi Marquette [Far Seek Chronicles 02] A Matter of Blood (pdf)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- kfc.htw.pl