[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Nachmurzył się.
 Mam na myśli te niesnaski między tobą a ojcem. Nie
jestem już młoda i pragnę mieć spokój w domu. Wydałam za mąż
wszystkie córki, pożeniłam wszystkich synów, z wyjątkiem ciebie,
i każde z nich żyje w dostatku. Czy proszę o zbyt wiele, chcąc,
żebyś i ty miał taki dobrobyt?
 Co proponujesz?
 Nie zmieniaj zawodu, jeśli go tak kochasz, ale wróć do
domu. Pogódz się z ojcem. Jestem przekonana, że gdybyś
zdecydował się na ożenek, przyjąłby cię z otwartymi ramionami.
Wiesz, on mięknie na samą myśl o wnukach.
Warrick pomyślał, że to jej bardziej chodzi o te wnuki niż
ojcu, ale nie skomentował tego.
 Pamiętasz lady Edith?
Oczywiście, że ją pamiętał. Rodzice wybrali mu ją na żonę.
Była córką księcia  bogatą, piękną i zimną jak lód.
 O ile pamiętam, mamo, zaręczyła się z lordem Findleyem.
Matka pokręciła głową.
 Nic z tego nie będzie.
 Kiedy niedawno o tym słyszałem, sprawa wydawała się
całkiem pewna.
Matka znowu zmarszczyła brwi.
 Warrick, czy bardziej wierzysz plotkom sprzed tygodni, czy
temu, co ja ci teraz mówię? Zaręczyny zostały zerwane.
Podejrzewał, że jego matka doskonale zna się na takich
rzeczach.
 Dlaczego?  spytał.
 Czy to ważne? Nie będzie żadnego skandalu, zapewniam
cię. Po prostu nie pasowali do siebie.
Na pewno chodziło o coś więcej, ale od niej się tego nie
dowie.
 I chcesz, żebym dał jej jeszcze jedną szansę?
 Owszem, jeśli ona cię zechce. Bylibyśmy z ojcem
zachwyceni i na pewno przyczyniłoby się to do pojednania z tobą.
Warrick skinął głową. Lady Edith w ogóle go nie
interesowała, ale musiał przyznać, że chętnie pogodziłby się z
ojcem. Brakowało mu pogawędek z nim, bliskości, jaka ich
niegdyś łączyła, swobodnych wędrówek po polach i lasach. Poza
tym naprawdę tęsknił za swoją rodziną. Bardzo długo był sam.
Tęsknił za towarzystwem.
 Co proponujesz?  spytał po raz drugi.
 Za kilka dni urządzam bal. Na pewno dostałeś zaproszenie.
 Mamo  jęknął. Nie znosił balów.
 Posłuchaj mnie. Zaprosiłam też lady Edith. Przyjdz na ten
bal. Pogódz się z ojcem. Zatańcz z lady Edith. Twój ojciec będzie
szczęśliwy. Nie mówi o tym na głos, ale bardzo za tobą tęskni.
Warrick skinął głową. Jak mógłby odmówić?
Fallon cofnęła się ku schodom i zaczęła długą wspinaczkę do
swego pokoju, Nie wiedziała, dlaczego tak ją zirytowało, gdy
Winthorpe wspomniała o swojej wymarzonej kandydatce na żonę
dla Fitzhugh. Pewnie zezłościło ją to, że ona sama nigdy nie będzie
odpowiednia do tej roli. %7łe jego matka nigdy jej nie zaakceptuje.
Zresztą, kogo to obchodzi? Wcale nie potrzebowała takiej
akceptacji. Nie chciała mieć z nim nic wspólnego. Choć wyszła z
pokoju w gniewie, oświadczając, że wraca do siebie, nie była aż
tak głupia, żeby to rzeczywiście zrobić. Zdawała sobie sprawę, że
ten dom to prawdziwa forteca. Istniało też ryzyko, że Gabriel lub
ludzie ojca czekają na nią pod domem. Mimo wszystko, wolałaby
być u siebie. Bardzo chętnie przejrzałaby też  Kronikę Poranną .
Domyślała się, że  Wiadomości z Cytery aż pękają od plotek o
panu F., który przerzucił sobie Markizę Tajemnic przez ramię i
wyniósł ją z balu u lorda A.
Dotarła do sypialni i odesłała pokojówkę, która ścieliła
łóżko. I tak zamierzała położyć się do niego z powrotem.
Najchętniej zabiłaby Fitzhugh. Naprawdę. Problem w tym, że
jednocześnie miała się z nim ochotę całować. W sumie, czemu
nie? I tak wszyscy uważali ich za kochanków. Poza tym
przynajmniej nie musiała się przejmować reputacją. Podciągnęła
kołdrę pod brodę i przymknęła oczy.
Teraz wiedziała już, co to za człowiek. Nie zdradzi jej
przeszłości ludziom z towarzystwa. Nie jest taki. Ale będzie ją tym
szantażował. Może nawet zrobić coś gorszego, żeby uzyskać to, na
czym mu zależy. Rozumiała, że w tej sprawie nie chodzi tylko o
niego. Próbował ratować ludzi, chciał odnalezć mordercę. Poznała
go na tyle, by wiedzieć, że takich ludzi spotyka się niezwykle
rzadko.
Fitzhugh był prawdziwym dżentelmenem. Wprawdzie
otwarcie zarzuciła mu coś wręcz przeciwnego, ale była pewna, że
nie zniszczyłby świadomie reputacji żadnej damy. Nawet jeśli ta
dama w rzeczywistości nie była żadną damą.
Zamknęła oczy w nadziei, że przywoła sen. Była zmęczona.
Jego nocne krzyki wyrwały ją z głębokiego snu, a kiedy wróciła od
niego, zapadła w kilkugodzinną, niespokojną drzemkę. Co mogło
mu się przyśnić? Był mokry od potu i blady jak duch. Ale bardziej
przerażający był ten jego dygot. Nigdy nie widziała, żeby jakiś
mężczyzna tak się trząsł.
Gdzie go poniosło? Co tam robił? I dlaczego tak bardzo
chciała go objąć i przegnać wszystkie koszmary precz?
Ktoś zastukał do drzwi. Westchnęła.
 Idz stąd, Fitzhugh. Nie chcę z tobą rozmawiać.
 To nie pan Fitzhugh, panienko. To ja, Kitty. Służąca 
odezwał się kobiecy głos.
Fallon zmarszczyła brwi.
 Wejdz.
Kitty wsunęła głowę w drzwi.
 Ma panienka gościa. Powiedziałam jej, że panienka jest
niedysponowana, ale upierała się, żeby ją zaanonsować.
Fallon zasłoniła twarz rąbkiem kołdry.
 Nie mów mi tylko, że to lady Sinclair.
 Nie, panienko. Ona jest taka sama jak panienka.
Fallon opuściła kołdrę.
 Taka sama? Chcesz powiedzieć, że to kurtyzana?
 Powiedziała, że jest Hrabiną Wdzięków.
Fallon wybuchnęła śmiechem.
 Lily. Zwietnie, zaproś ją na górę.
 Do panienki sypialni?
 Tak.  Fallon podejrzewała, że służba Fitzhugh jest równie
zszokowana, jak jego rodzina. Na dobitkę, teraz będą mieli w
swych cnotliwych progach nie jedną, a dwie kurtyzany. Usiadła i
spróbowała coś zrobić z włosami, ale szybko zrezygnowała.
Przecież to Lily. Obie widywały się nawzajem w o wiele gorszym
stanie.
Po chwili drzwi uchyliły się i zajrzała przez nie jej
przyjaciółka. Zliczna, rudowłosa Lily niemal zawsze kipiała
energią. Tym razem miała na sobie jabłkowozieloną suknię w
kremowe pasy i pasujący do niej kapelusz. Prawie zawsze ubierała
się na zielono albo na niebiesko, twierdząc, że te kolory
podkreślają barwę jej oczu.
 Tutaj jesteś!  wykrzyknęła i porwała Fallon w objęcia. Jak
zwykle pachniała jabłkami i jeszcze jakimś czystym, zdrowym
aromatem. Potem odchyliła się do tyłu i zajrzała Fallon w oczy. 
Moje kochane biedactwo. Powiedz mi, co tu się dzieje.
Fallon uśmiechnęła się. Na całym świecie nie było osoby
bardziej serdecznej niż Lily. Piegowata, z dołeczkami, wyglądała
jak dziewczyna z farmy. Ale to Juliette była córką rolnika. Lily,
podobnie jak Fallon, wyrosła w mieście. Nie w Londynie.
Pochodziła z Yorku i do tej pory w jej mowie czasem dawało się
wyróżnić akcent z północy. Nie była klasyczną pięknością. Jej
twarz była na to nieco zbyt okrągła, włosy trochę za jasne, a
uśmiech odrobinę za szeroki. Ale nikt nie odmówiłby jej urody.
Była taką pięknością, której uśmiech sprawia, że mężczyzni
zapominają o niedostatkach jej urody i zakochują się w niej po
uszy.
 Jak mnie tu znalazłaś?  spytała Fallon.
 Mam swoje sposoby.
Fallon jęknęła.
 Nie mów mi, że już napisali o tym w gazetach.
 Nie cenisz mnie chyba aż tak nisko!  Lily zdjęła [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • supermarket.pev.pl
  •