[ Pobierz całość w formacie PDF ]

egipskie.
Na jego usta wypłynął cień uśmiechu.
R
L
T
- Pozbyłem się tej wyspy, ponieważ się na niej wychowałem - wyznał nagle. - Mój
dziadek był rybakiem. Jako dziecko często mu pomagałem. %7łyliśmy bardzo skromnie. Po
śmierci moich dziadków, kiedy odniosłem już sukces w biznesie, w miejscu naszej starej
chaty postawiłem ogromną willę. A mimo to nigdy nie miałem ochoty tam wracać.
Xerxes był kiedyś biedny? - zdumiała się. Odruchowo poczuła dla niego odrobinę
współczucia. Po chwili jednak się opamiętała i znowu wbiła w niego ostre spojrzenie.
- Tak, twoje życie to na pewno istny koszmar! - syknęła z sarkazmem. - Masz za
dużo wysp, ciągle musisz podróżować po świecie swoim prywatnym odrzutowcem, masz
tyle pieniędzy, że nie sposób ich nawet policzyć. No i musisz porywać zamężne kobiety!
Tak, niewątpliwie ciężka jest twoja dola. - Milczał, uśmiechając się pod nosem. Rose
wyjrzała przez okno, zahipnotyzowana nocnym widokiem. Wzburzone morze było teraz
całe posrebrzone. - Dlaczego przywiozłeś mnie tutaj, a nie do swojego pałacu w Turcji?
- Tutaj mam swój dom.
- Dom? - powtórzyła z niedowierzaniem. - W takim razie Lars bez problemu mnie
odnajdzie.
Spojrzał na nią z błyskiem w oku.
- I o to mi właśnie chodzi.
- Wybacz, ale, na moje szczęście, jesteś kiepskim porywaczem - rzuciła z ulgą.
- Już ci mówiłem, że to nie jest porwanie. To transakcja.
Auto się zatrzymało i szofer otworzył drzwi. Xerxes wysiadł pierwszy, po czym
podał dłoń Rose. Nie skorzystawszy z jego pomocy, wygramoliła się z auta i potknęła od
razu o jakiś kamień. Zaklęła pod nosem.
- Proszę za mną, baronesso. Zapewne nie możesz się doczekać, aż zobaczysz swoje
więzienie.
Tym razem trzymał ręce przy sobie, co Rose przyjęła z ulgą. Bała się reakcji swo-
jego ciała na jego dotyk. Przemaszerowała u jego boku w stronę domu. Nagle zamarła,
porażona widokiem, który się jej ukazał. Ogromna biała willa wznosiła się na skraju
stromego klifu podświetlonego promieniami księżyca. Chłodna, klasyczna architektura
budynku przywodziła na myśl fortecę. Natychmiast skojarzył jej się z innym budynkiem
R
L
T
znajdującym się nieopodal jej domu w San Francisco - ze słynnym zakładem karnym
Alcatraz.
Weszli do środka przez wielkie drzwi. Grupka służących przywitała Xerxesa gło-
sami pełnymi rewerencji, po czym wszyscy rozpłynęli się w mrocznych korytarzach. Za-
prowadził Rose do biblioteki wypełnionej aż po sufit książkami. Gdy uchylił drzwi na
werandę, do pokoju wleciała zimna bryza znad morza. Rose zadrżała.
- Jesteś głodna?
- Nie. - Zamknęła oczy, by zatamować łzy. - Chcę tylko zadzwonić do rodziny.
- Do rodziny? - zdziwił się. - A nie do twojego ukochanego?
Prawdę mówiąc, przez chwilę zapomniała o Larsie.
- Mój mąż jest częścią mojej rodziny - wybrnęła umiejętnie.
Xerxes wyłowił z kieszeni telefon, wybrał numer i podał Rose komórkę.
- Proszę.
- Czy to jakiś podstęp?
- Nie. Już jest sygnał.
Przytknęła aparat do ucha. Kiedy w słuchawce rozbrzmiał głos Larsa, niemal się
rozpłakała.
- Lars!
- Rose? - zapytał Lars niemal piskliwym głosem. - Gdzie jesteś? Jeden z moich
ochroniarzy znalazł na jezdni twój diadem. Twoja rodzina zamartwia się na śmierć! Dla-
czego uciekłaś? - Jego głos się załamał. - Czy usłyszałaś coś, co cię zdenerwowało? Mo-
gę wszystko wyjaśnić...
- Zostałam porwana - załkała żałośnie. - Jestem w Grecji...
W słuchawce zaległa głucha cisza. Po chwili Lars odezwał się grobowym głosem:
- Novros. To on cię porwał, prawda?
Jak się tego domyślił? - zdziwiła się.
- Tak.
- Co ci powiedział?
Odwróciła się, by Xerxes nie widział jej lśniącej od łez twarzy.
R
L
T
- Różne rzeczy... same podłe kłamstwa! Och, Lars! On powiedział, że masz już
żonę, a diadem był nieprawdziwy, tak samo jak cały nasz ślub! Niedorzeczne kłamstwa,
w które ani na moment nie uwierzyłam.
Dławiąc się łzami, czekała, aż jej mąż wszystkiemu zaprzeczy. Zamiast tego w jej
uszach dzwięczała niepokojąca cisza.
- To skomplikowane - rzekł wreszcie.
Miała wrażenie, jakby ktoś przebił jej serce sztyletem.
- Skomplikowane? - powtórzyła ledwie słyszalnie.
- Kilka lat temu diadem mojej babci zastawiłem w lombardzie, ale ten, który miałaś
na sobie, jest niemal wierną kopią - wyjaśnił. - Mam zamiar wreszcie odkupić oryginał.
Twój pierścionek zaręczynowy jest jednak w stu procentach prawdziwy!
Dlaczego on się rozwodzi nad biżuterią? Przecież to w tej chwili zupełnie nieistot-
ne.
- Novros mówił też inne rzeczy - przypomniała mu.
- Cóż, technicznie rzecz biorąc - zaczął Szwed niepewnym głosem - można chyba
powiedzieć, że byłem już żonaty, ale moja tak zwana żona od roku jest w śpiączce, w
stanie wegetatywnym. Nigdy jej nie kochałem, Rose, ale potrzebowałem pieniędzy, rozu-
miesz? Mam określony wizerunek publiczny i muszę go podtrzymywać za wszelką cenę. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • supermarket.pev.pl
  •