[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Gabriel też był zmuszony do życia na śmietniku.
Con. Fumier.
Pierś Gabriela unosiła się i opadała, brodawki ocierały się o brodawki, kędzierzawe włoski na jego
piersi łaskotały piersi Victorii.
Rozpaczliwie pragnęła Gabriela; rozpaczliwie chciała mu pomóc.
- Anioł powiedział:  Zabierzemy go ze sobą".
Poczuła ucisk w gardle i w pochwie. Całe ciało było napięte do granic wytrzymałości.
- Dziecko... nie mogło zrozumieć dlaczego.  Ciekawe, czy Gabriel rozumie" - zastanawiała się.
- Anioł... wyjaśnił... że w tym domu mieszkał niegdyś w piwnicy... chory chłopiec... który poruszał
się o kulach... i nie mógł... nie mógł wyjść... żeby zobaczyć kwiaty.
Gabriel ponuro spojrzał w swoją przeszłość, przykuty do chwili obecnej przez ciało i słowa Victorii.
- W lecie...
Paznokcie Victorii wyżłobiły w ciele Gabriela półksiężycowate zagłębienia, nie skrzywił się, ciało
zamieniło się w marmur i aż krzyczało z pożądania.
- W lecie promienie słońca... przez pół godziny padały na podłogę, a chłopiec... siadał w ich
świetle... a potem mówił, że był na zewnątrz.
Na twarzy Gabriela widać było, że wrócił myślami do własnego dzieciństwa. Jakże często udawał, że
ma to, co inne dzieci - buty, całe ubranie, bez dziur na łokciach i kolanach...
Jak długo jeszcze Victoria będzie w stanie opowiadać bajkę, której nie słyszała od dwudziestu trzech
lat, zamiast skoncentrować się na grubym członku, który przy każdym oddechu, każdym słowie łasił
się do jej łona i ślizgał po łechtaczce?..
- Pewnego dnia... syn sąsiada przyniósł chłopcu... polne kwiaty. Jeden z nich... miał... korzeń.
Chłopiec wsadził kwiat do doniczki i kwiat zaczął rosnąć.
Przeżył, tak jak Gabriel.
Włosy wciąż otaczały aureolą głowę mężczyzny, który nadal nie znał swojej wartości.
Victoria kurczowo obejmowała Gabriela i usiłowała kontynuować anielską opowieść.
- Każdego roku kwiat... - wzięła głęboki wdech - ...zakwitał. Zastępował chłopcu... ogród. Chłopiec
podlewał kwiatek... i wystawiał go... do słońca. Znił... o swoim kwiatku. Czerpał z niego otuchę...
nawet wtedy... gdy umierał. Kiedy chłopiec umarł... nie było nikogo... kto zająłby się kwiatkiem.
Wtedy... go wyrzucono.
 Na śmietnik
- Anioł powiedział, że zabierze ten kwiatek... do nieba... Victoria czuła, że puchnie jej całe ciało.
- ...ponieważ sprawił więcej radości niż większość... większość pięknych kwiatów w... ogrodach
królowej,
Victoria widziała wiele ogrodów, w których sadzono kwiaty tak, jak nakazywała moda. %7ładen z nich
nie sprawiał radości.
-  Skąd to wiesz?" - spytało dziecko - kontynuowała Victoria nieco mocniejszym głosem. -  Wiem to
- odparł anioł - ponieważ to ja byłem... chłopcem... który poruszał się o kulach, dlatego dobrze
znam swój kwiat".
Na chwilę Gabriel zapomniał o swojej przeszłości.
- A kim ja jestem, Victorio? Chłopcem, który zmarł, czy aniołem, który go zabrał?
Victoria starała się zapanować nad sobą, udało jej się.
- Aniołem, Gabrielu.
Twarz Gabriela wykrzywiła się, zimny marmur zamienił się w rozgorączkowane ciało.
- Dlaczego?
- Twoim ogrodem jest twój dom, Gabrielu. Pozbierałeś rozbitków życiowych i umożliwiłeś im nowe
życie.
Victoria przypomniała sobie starszą kobietę i młodego mężczyznę połączonych namiętnością;
przypomniała sobie Juliena, który bronił Domu Gabriela.
- Ciesz się swoim ogrodem.
Szorstki, przyduszony dzwięk wyrwał się z gardła Gabriela - odrzucił głowę do tyłu, zamknął oczy,
zasłonił je ciemnymi rzęsami. Victoria nie pomyliła przejrzystego płynu, który spływał po jego
policzkach, z potem - były to łzy anioła.
Gabriel szczytował; wbił palce w pośladki Victorii, przycisnął ją mocno do siebie, wtulił jej twarz w
swoją szyję, zmusił ją, żeby go objęła. Zrobiła to. Razem przelewali łzy. Razem przeżywali chwilę
najwyższej rozkoszy.
26
Ktoś otworzył pomalowane na biało drzwi.
Gabriel zamarł w bezruchu, położył prawą rękę na mosiężnej kołatce.
W anemicznych promieniach słońca brązowe oczy nabrały bursztynowego koloru. Nie było w nich
widać żadnych emocji.
Gabriel wszędzie rozpoznałby te oczy; wyzierał z nich głód i chłód.
Za plecami rozległo się stukanie końskich kopyt o brukowaną ulicę.
- Witam, monsieur - Kamerdyner cofnął się, W gęstych kasztanowych włosach błyszczały srebrne
nitki. - Dzień dobry, mademoiselle Childers.
Gabriel instynktownie położył dłoń na plecach Victorii. Od jej ciała oddzielały go skórzane
rękawiczki i gruba warstwa ubrań, mimo to dotyk spełnił swoją leczniczą funkcję. Gabriel miał
ogromną ochotę odwrócić się na pięcie i wskoczyć do odjeżdżającej dorożki, ale pohamował się. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • supermarket.pev.pl
  •