[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Północnego Kontynentu, twierdzili, \e przy dobrej widoczności mo\na było wypatrzyć to
miejsce na zachodzie - pojedynczą wyspę, strzelisty górski szczyt, osamotniony pośród
wzburzonych fal Morza Zachodzącego Słońca. Krą\yło wiele opowieści o tym miejscu,
chocia\ wątpliwe, \eby ktoś tam kiedyś był. Niektórzy mówili, \e odchodzą w to miejsce
dobre dusze i łączą się na wieczność z Rodem; według innych Rod spędzał tam weekendy i
patrzył na świat, który stworzył.
Niewielu znało prawdziwe wersje tych historii. Ale Megan i Leif od niedawna nale\eli
to garstki takich ludzi.
95
Był to zamek. Tego akurat nie dało się uniknąć. Ale na tym podobieństwo się kończyło,
poniewa\ miejsce wyglądało tak, jakby zaprojektował je nawiedzony architekt, który miał
koszmar na temat zamku Neuschwanstein i usiłował wykonać jego kopię, krzy\ując style
wczesno-asyryjski i pózne rokoko. Otaczały go zielone trawniki ozdobione stylowymi
klombami pełnymi kwiatu złotogłowia. Nie zabrakło tam te\ małej, białej pla\y, gdzie mo\na
było zacumować łódz. Mówiono, \e lubią się tu zatrzymywać Elfy w drodze na Zachód. - Ale
na Prawdziwy Zachód - wytłumaczył rozbawiony Rod. - Ten jest Fałszywym Zachodem. Jeśli
chcecie się dostać do prawdziwego, musicie jechać dalej swoją drogą, a\ skończy się planeta,
potem skręćcie przy drugim księ\ycu w prawo i dalej prosto - nie mo\na go przeoczyć.
Nad zamkiem górowała strzelista wie\a z balkonem od wschodniej strony. Wszystkie
okna zamku wychodziły na wschód. Le\ało tam całe Sarxos, otulone chmurami góry i morza,
jeziora, odległe promienie słońca odbijane przez chmury o zachodzie...
- Aadny widok, prawda? - usłyszała Megan głos za plecami.
Odwróciła się i kiwnęła głową w stronę Roda, który z puszką coli w ręku wyglądał
oknem ponad jej głową.
- Mamy tu piękne zachody słońca - powiedział - ale mo\na je oglądać tylko z wie\y.
- Z przyczyn osobistych? - spytała Megan.
Rod wyglądał na zrezygnowanego. - Mo\e dla architekta. Moja była \ona projektowała
to miejsce. Nazwała je ciekawostką krajobrazową. Ja nazywam je dziwolągiem. Chyba
chciała mi zapewnić odpowiednią ilość ćwiczeń.
- Czy to wysoko?
- Tradycyjna liczba stopni - powiedział Rod. - Trzysta trzydzieści trzy. Dlatego
zamontowałem tu windę. - Uśmiechnął się triumfalnie.
Megan roześmiała się i odwróciła, \eby spojrzeć na ludzi zebranych w sali na parterze.
Nikt nie odmówił przyjścia na takie przyjęcie, jeśli tylko miał czas - a ka\dy go znalazł. Nie
brakowało tu  tych, którzy odeszli , czyli graczy zmarłych w ten czy inny sposób podczas gry
i wszystkich wykopanych. Niedaleko bufetu stał Shel Lookbehind i z zapałem dyskutował
kwestie trzeciego świata z Allą. Była te\ Elblai, ucinająca przyjacielską pogawędkę z
Argathem, którego widziała na \ywo po raz pierwszy. - Jestem po prostu drogą honorową
nieobecną wśród \ywych - mówiła wesoło - i wierz mi, nie mam nic przeciwko temu...
Na przyjęciu bawiło się te\ kilku szczęściarzy z Sarxos, którzy nadal \yli. Niektórzy nie
wiedzieli do końca, dlaczego są tu Megan i Leif, ale nie wypadało się im dopytywać.
Współpracownicy Roda i jego przyjaciele znali prawdę lub się jej domyślali, ale trzymali
buzie na kłódkę.
- Nie mogę nagłośnić tej sprawy - wyjaśnił Rod Leifowi i Megan. - Wiecie dlaczego.
Pewne osoby nie byłyby z tego zadowolone. Ale mimo to... chciałem wam jakoś
podziękować.
Teraz Megan przeszła na drugi koniec pomieszczenia, gdzie stali jej rodzice z drinkami i
prowadzili o\ywioną rozmowę z rodzicami Leifa. Kiedy do nich podeszła, matka uśmiechnęła
się do niej o wiele szczerzej, ni\ mo\na by się spodziewać po rozmowie, którą odbyły
poprzedniego dnia. - Więc o to chodziło, kochanie.
- Mo\e nie do końca, mamo. Ale... właśnie tym ludziom pomagaliśmy.
- Có\. - Matka pogłaskała córkę po włosach czułym gestem, który sprawił \e Megan
natychmiast poprawiła fryzurę. - Wygląda na to, \e zrobiłaś coś dobrego...
- O wiele więcej - wtrąciła Elblai, podchodząc z tyłu do Megan ze swoją siostrzenicą.
Obydwie się uśmiechały.
- Chciałam ci jeszcze raz podziękować za to, co zrobiłaś. Rzadko spotyka się ludzi,
którzy wyciągają pomocną dłoń do innych.
- Musiałam - powiedziała Megan. - Obydwoje musieliśmy to zrobić. - Spojrzała w
kierunku Leifa, rozpaczliwie szukając wyjścia z tej kłopotliwej sytuacji.
96
Ale Leif stał tylko i kiwał głową.
- Mo\e być pani dumna z córki - powiedziała Elblai, a siostrzenica Ellen odezwała się [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • supermarket.pev.pl
  •