X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zwodzi go.
- Lecz nam z kolei sprzyja szczęście. W rezultacie to,
co przed chwilą zobaczył, musiało podkopać jego zaufanie
do tego głosu wewnętrznego, którym się dotąd kierował.
Myślę więc, że z jego strony nie grozi nam teraz żadne
bezpośrednie niebezpieczeństwo. Poszedł sobie i już na
pewno nie powtórzy tego kabaretowego triku. Postaraj się
więc zasnąć.
- Wątpię, by mi się to udało. Boję się, że za którymś
razem szczęście odwróci się od nas.
Usłyszała szelest wykrochmalonej pościeli, po czym
znowu zabłysła nocna lampka.
- Nie ma powodu do obaw - rzekł, siadając na łóżku.
Jego obnażony tors odcinał się złocistym brązem od białej
poszwy poduszki, którą wcisnął pomiędzy swoje plecy
a ścianę. - Litości, Rosy, chyba nie masz zamiaru płakać?
Potrząsnęła głową, lecz wiedziała, że zdradzają ją jej
błyszczące łzami oczy.
- Powiedziałeś, że pójdziemy do więzienia.
- Powiedziałem, że możemy pójść do więzienia - po�
prawił ją z łagodnym uśmiechem.
To było silniejsze od niej. Jej wzrok, gdziekolwiek by
spojrzała, i tak w końcu musiał spocząć na jego umięśnio�
nym torsie.
128 OZEN SI ZE MN
- Nigdy nie myślałam, iż kiedykolwiek będę się bała
kogoś takiego jak Edward.
- Ja zaś nigdy nie myślałem, iż doczekam dnia, kiedy
wyznasz mi, że czegoś lub kogoś się boisz. Lecz chcę cię
uspokoić. Wszystko jest na jak najlepszej drodze.
Pochylił się i wziął ją w ramiona. Poddała się temu jak
dziecko.
- Wciąż nie mogę uwierzyć, że Edward zdobył się na
coś takiego. %7łeby odważyć się wtargnąć w środku nocy do
małżeńskiej sypialni, trzeba naprawdę wielkiej bezczelno�
ści i... determinacji.
- Przestań myśleć o nim. Nie ma go, poszedł sobie,
potraktuj go jako marę senną.
- Gdybym tylko mogła. - Spojrzała mu w oczy. - Ale
gdybym przeforsowała swoje pomysły i ty spałbyś na przy�
kład w fotelu...
- Powiedziałem, daj spokój temu wszystkiemu.
- Nie mogę. - Ukryła twarz w zgięciu jego ramienia.
- Rosy.
Wypowiedział jej imię jak nigdy dotąd. Nuta, jaka za�
brzmiała w jego głosie, normalnie wywołałaby u niej od�
ruch ucieczki, tym razem jednak Rosy poczuła, że nie chce
wracać do chłodu i samotności swojej połowy łóżka.
- Rosy.
Jego gorący oddech owionął jej ucho i kark. Przeszedł
ją dreszcz rozkoszy.
- Rosy.
Jego głos zmieniał się z sekundy na sekundę. Teraz był
głęboki, chropawy i nieco zdławiony, a równocześnie nie�
pewny i czuły.
Guard musnął ustami jej szyję.
O%7łEC SI ZE MN 129
Usłyszała bicie swego serca, które poczęło wyrywać się
z piersi.
- Rosy, na pewno wiesz, co się stanie, jeżeli natych�
miast nie każesz mi się odwrócić do siebie plecami...
Kazać mu się odwrócić? Wyrzec się jego ust, dotyku
jego dłoni, ciepła jego ciała? Przenigdy! Z miejsca, gdzie
się znalazła, mogła iść tylko prosto przed siebie. Zaraz też
uczyniła pierwszy krok. Oplotła go ramionami i przylgnęła
piersią do jego owłosionego torsu.
- Guard.
Jego oczy ściemniały, a w zrenicach pojawiły się nie�
bezpieczne błyski. Dostrzegła w tym rozkoszną grozbę,
która tyleż wabiła, co napełniała lękiem.
Zagryzła dolną wargę.
- Nie rób tego - szepnął, zlewając dzwięki.
A potem jego usta same ustanowiły podział i rozłącz-
ność jej warg, stając się autonomicznym zródłem nieziem�
skiej przyjemności.
Nikt jeszcze jej tak nie całował. Tak namiętnie, żarliwie,
z taką niecierpliwością. Ale zdumiała ją przede wszystkim
gwałtowność własnej namiętności. Jak gdyby jej uwolnio�
ne spod kontroli zmysły chciały wziąć odwet za lata uwię�
zienia w karbach dyscypliny czy też raczej uśpienia w hi�
pnotycznym transie.
Wpiła się wargami w jego usta, wczepiła palcami w je�
go ciało i wciąż było jej mało. Chciałaby wręcz przenik�
nąć go językiem na wskroś i opleść mackami niczym
ośmiornica.
Kiedy na chwilę ich usta rozłączyły się, Guard zanurzył
twarz w pierzastej puszystości jej włosów i wyszeptał:
- Mój Boże, Rosy, ty czarodziejko...
130 O%7łEC SI ZE MN
Nie dokończył. Nie pozwoliła mu na to. Odrzuciła do
tyłu głowę, wygięła się w łuk i podała mu swoje piersi.
Na chwilę zamarł. A potem jął ssać, drażnić i gryzć
różowe zwieńczenia sutek.
Poczuła, że krążące w niej soki spływają ku tym dwóm
punktom jej ciała. I stała się rzecz dziwna, a przecież w ja�
kimś sensie zrozumiała. Im szczodrzej dzieliła się swymi
sokami, tym coraz większy ogień ją trawił, tym silniejsze
przepełniało ją pragnienie. Wbiła się paznokciami w ciało
mężczyzny.
Wyczuł jej wzrastającą gotowość i ruchem dłoni prze� [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • supermarket.pev.pl
  •