[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Zamierzała kontynuować lekturę bez przerywania, żeby sprawić sobie
przyjemność. A przynajmniej doczytać ten kawałek na końcu dziennika. Ten o Azimie.
Tymczasem na dworze przestało padać. Marion pospiesznie zerknęła przez
okno.
Taras cmentarza srebrzył się w promieniach księżyca, który wyjrzał wreszcie
zza chmur. Wiatr gwizdał we wszystkich ulicach wzdłuż fasad domów, hulając wśród
stel.
Kamienne krzyże w tym niezdrowym lesie nosiły na swoich podstawach
Chrystusa - boski owoc, którego stan bardziej lub mniej zaawansowanego zbutwienia
świadczył o zmieniających się porach roku. Nagle pośrodku tych wszystkich
umęczonych i zniekształconych ciał Marion spostrzegła czyjąś twarz.
Okrągłą głowę, która w świetle księżyca wydawała się biała.
Oczy były bardziej prawdziwe niż naturalne. Zmęczenie i mrok złagodniały.
Wówczas Marion pojęła, że twarz wcale nie znajduje się na krzyżu.
Lecz na żywym ciele. Tam rzeczywiście ktoś był. Drgnęła.
Na cmentarzu był jakiś mężczyzna, który ją śledził.
Marion natychmiast zgasiła światło, żeby pokój pogrążył się w ciemnościach.
Po czym wstała z łóżka i podeszła do okna.
Schowała się starannie za ścianą, tak że było widać tylko jej prawe oko, którym
wyglądała na zewnątrz.
Mężczyzna stał między grobami. Z rękami w kieszeniach nieprzemakalnego
płaszcza. Kołysał się w ciemnościach, usiłując dojrzeć, co się wydarzyło w pokoju
Marion.
To był Ludwig. Stróż nocny.
Marion odetchnęła. Na szybie, na wysokości jej ust, pojawił się obłok pary.
Ludwig pochylił się do przodu, oblizując wargi. Podniósł dłoń, zawahał się,
niepewny, co właściwie widzi, i na wszelki wypadek pomachał do Marion przyjaznie.
Ona jednak powstrzymała się przed tym, żeby uczynić to samo.
Odczekała, aż Ludwig opuści cmentarz, i wzruszając ramionami, wróciła pod
kołdrę.
Tylko tego brakowało. Nocnego stróża podglądacza!
Od jak dawna ją śledzi? Czy ten facet nie ma nic lepszego do roboty?
 O tej porze na Mont-Saint-Michel... prawdopodobnie nie...
Gdyby to był piętnastoletni smarkacz, który próbuje podglądać, jak ona
rozbiera się do snu, uśmiechnęłaby się tylko łagodnie, ale Ludwig... Przecież to
odpowiedzialny, dorosły mężczyzna...  Skończony palant i tyle! - żachnęła się.
Obiecała sobie, że przy najbliższym spotkaniu wprawi go w zakłopotanie.
Będzie musiała znalezć jakąś ciętą ripostę, aby mu utrzeć nosa, to mu się odechce raz
na zawsze.
Na razie przeszła jej ochota, żeby powrócić do lektury. Nie miała już chęci
zanurzyć się w atmosferze Kairu lat dwudziestych. A tym bardziej zapalić lampki
nocnej!
Marion opadła na łóżko, szykując się do snu, zanim jednak zamknęła oczy,
długo przewracała się z boku na bok, rozmyślając o Ludwigu. Zdumienie przeradzało
siÄ™ coraz bardziej w gniew.
Tymczasem wiatr przybrał na sile, wyjąc niczym chmara nocnych ptaków.
Hulał nad miasteczkiem, gdy morze zaczęło uderzać o bramy murów.
30
Marion chwyciła się poręczy, usiłując wdrapać się po schodach biegnących
wzdłuż murów obronnych.
Burza rozpoczęła się nad ranem.
Okiennice waliły o ściany z samobójczą siłą.
Morze graÅ‚o na falujÄ…cych cymbaÅ‚ach, wydobywajÄ…c z nich trémolo piany,
która uderzała o wieże, oblewając kamienie z wściekłą radością.
Marion skuliła się, aby ochronić się przed potężnym wichrem, przytrzymując
się wolną ręką, podczas gdy torba obijała się o jej obolałe ramiona. Ledwie się
obudziła, postanowiła, że nie będzie czytać w salonie, ale w miejscu bardziej
odpowiednim do tego celu - w jednej z sal Merveille.
Dopiero wspinajÄ…c siÄ™ po schodach zwanych Grand Degré Intérieur,
uświadomiła sobie ogrom zagrożenia. Pragnienie czytania stało się w jej oczach tylko
idiotycznym pomysłem, godnym pożałowania kaprysem. Tutaj wiatr wiał z jeszcze
większą siłą niż w miasteczku, mknąc w dół z szaleńczą prędkością, wciskając się w
wąwóz, który tworzyły z jednej strony wysokie ściany pomieszczeń mieszkalnych
opactwa, z drugiej zaś mury kościoła. Jego gwałtowność była bardziej przerażająca niż
nieustanne wycie. Plątał się między nogami Marion, oklejając jej ciało ubraniem, jakby [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • supermarket.pev.pl
  •