[ Pobierz całość w formacie PDF ]

starsza pani.  śadnej czerni, \adnej czekolady!
Kassandra machinalnie kiwała głową, przytakując wszelkim, nawet
całkowicie przeciwstawnym sugestiom Emmy, Loretty i zdezorientowanych
dostawców. Sama natomiast z uporem milczała i nie zgłaszała \adnych
własnych propozycji odnośnie weselnych ciasteczek.
 Czy ty mo\e zle się dzisiaj czujesz, moje dziecko?  zapytała ją z
niepokojem babcia Emma, gdy konferencja wreszcie dobiegła końca i dostawcy
sobie poszli, otrzymawszy nie całkiem spójne, ale i nie całkiem sprzeczne, na
szczęście, dyspozycje.
 Skąd\e znowu, czuję się świetnie!  zapewniła Kassandra.
 A taka jakaś jesteś nieswoja.
 Na pewno tęsknisz za swoją rodziną, prawda, kochanie?  zasugerowała
Loretta.
Kassandra skwapliwie chwyciła się podsuniętej jej przez matkę Gabriela
deski ratunku i potwierdziła:
 No, mo\e trochę.
 To biegnij na górę i zadzwoń sobie do rodziców, moje dziecko 
zaproponowała babcia Emma.  Opowiesz mamie o naszych przygotowaniach
do wesela i upewnisz się, czy jest ju\ gotowa do podró\y do Georgii.
 Moja mama nie mo\e przyjechać do Georgii, bo ojciec nabawił się
bronchitu i ona za nic w świecie go samego nie zostawi!  Kassandra bez
zająknięcia powtórzyła historyjkę, jaką wymyśliła poprzedniego dnia dla
usprawiedliwienia nieobecności swoich rodziców na ślubie.
 Ach, prawda, prawda, przecie\ mówiłaś  przypomniała sobie babcia. 
Jaka szkoda!
 Po prostu pech!  wtrąciła się Loretta.  Ale zadzwoń tak czy inaczej,
porozmawiaj sobie z mamą i pozdrów od nas chorego tatę.
Nie chcąc wzbudzać niepotrzebnych podejrzeń, Kassandra nie mogła w
tej sytuacji zrobić nic innego, jak tylko wyjść z salonu i skierować się po
schodach na górę.
Weszła do gościnnego pokoju i dokładnie zamknęła za sobą drzwi.
Nie zamierzała nigdzie dzwonić.
Rodzice wiedzieli, \e jest z Candy w Atlancie, w stanie Georgia, dokąd
zaprosił ją na Bo\e Narodzenie sąsiad milioner, prezes zarządu korporacji
 Cayne Enterprises i dziedzic wielkiej fortuny. Wiedzieli równie\, \e ten
świąteczny wyjazd wią\e się z maskaradą, jaką Gabriel Cayne postanowił
urządzić dla rodziny, prezentując najbli\szym Kassandrę jako swoją narzeczoną.
Wiedzieli ponadto, \e całe przedsięwzięcie ma jej przynieść wymierne korzyści
materialne.
Kassandra rozmawiała z nimi poprzedniego dnia. Obawiała się dzwonić
znowu, poniewa\ zdawała sobie sprawę, \e zbyt częste telefony mogłyby ich
niepotrzebnie zaniepokoić. Usiadła więc tylko przy aparacie, na wypadek,
gdyby babci Emmie przyszło do głowy do niej zajrzeć.
A jeśli babci przyjdzie do głowy podsłuchiwać pod drzwiami, o czym
rozmawiam przez telefon?  pomyślała w pewnym momencie. Zorientuje się
wtedy, \e nie rozmawiam w ogóle i zacznie podejrzewać nie wiadomo co. Więc
mo\e lepiej zadzwonię.
Wybrała numer kierunkowy i numer domowego telefonu rodziców. Nikt
nie odbierał.
Odczekała chwilę i powtórzyła całą operację jeszcze raz. Efekt był
identyczny.
Przesiedziała więc w odosobnieniu jeszcze kilkanaście minut i wróciła na
dół, do babci Emmy i Loretty. Nie przyznała się im oczywiście, \e jej rodziców
nie było w domu. Pan O Hara nie mógłby przecie\ jak gdyby nigdy nic
spacerować sobie z bronchitem po mieście, w grudniu, w chłodnej Pensylwanii.
Kassandra bardzo się do końca dnia pilnowała, \eby maskować swoje
rozdra\nienie uśmiechem, ale nastrój bynajmniej się jej nie poprawił. Dlatego
wieczorem, kiedy znalazła się sam na sam z Gabrielem w jego sypialni, nie
miała najmniejszej ochoty do konwersacji i natychmiast schroniła się w
łazience.
 Dobranoc!  rzuciła lakonicznie, kiedy ju\ wyszła, po czym poło\yła się
do łó\ka i mocno zacisnęła powieki, udając, \e zasypia.
 Dobranoc, Kassie  odpowiedział Gabe i poszedł wziąć prysznic.
Kiedy wrócił, nie poło\ył się po swojej stronie posłania, tylko usiadł w
fotelu i zaczął czytać ksią\kę. Po chwili zamknął ją jednak i zapytał:
 Masz mo\e jakieś problemy, Kassie?
 Nie mam \adnych!  odburknęła Kassandra, otwierając oczy.
 Nawet z zaśnięciem?
 Nawet.
 A przecie\ nie spałaś, tylko udawałaś!
 Skąd wiesz?
 Poznałem po twoim oddechu. Kiedy śpisz, oddychasz jakoś inaczej,
głębiej. No więc, w czym problem?  nie dawał za wygraną Gabe.
 W niczym!
 To mi o tym opowiedz.
 O czym?
 No, o tym niczym.
 Daj mi spokój, Gabe!  zniecierpliwiła się Kassandra.  Przestań mnie
wypytywać o problemy, których nie ma i kładz się, bo najwy\sza pora spać.
Gabe nie poło\ył się jednak, tylko przysiadł na skraju łó\ka, tu\ obok
Kassandry. Ujął ją za rękę.
 Niestety, nie dam ci spokoju, Kassie  oświadczył z determinacją i
powagą  dopóki się nie dowiem, co tak naprawdę cię gnębi.
Spojrzała mu w oczy i zorientowała się z ich wyrazu, \e z całą pewnością
nie ustąpi. Westchnęła więc głęboko i zaczęła mówić, nie ujawniając oczywiście
całej, a tylko część  i to drobną część  prawdy.
 Trochę się stęskniłam  mruknęła.
 Za czym?
 Za domem.
 Za domem?  zdziwił się Gabe.
 Za domem, za rodziną, za przyjaciółmi, za Pensylwanią. Widzisz, ty
czujesz się w tej rezydencji w Atlancie, w Georgii, jak u siebie, masz tu
rodziców, masz tu babcię, masz tu przyjaciół.  ja czuję się trochę samotna,
spędzając święta Bo\ego Narodzenia tak daleko od najbli\szych.
 Masz przecie\ Candy!
 Candy jest jeszcze malutka, nie mo\na nawet z nią pogadać.
 No, to masz mnie!  odezwał się Gabe i trochę mocniej ścisnął
Kassandrę za rękę.
Serce zaczęło jej bić w znacznie szybszym ni\ zazwyczaj tempie,
niepokojący i obezwładniający zarazem dreszcz przebiegł jej po plecach.
Opanowała się jednak i ani nie odwzajemniając uścisku, ani nie wyrywając
dłoni, odezwała się beznamiętnym tonem:
 Ty jesteś przecie\ tylko moim partnerem w interesach, Gabe. Ubiliśmy
interes, zawarliśmy umowę i teraz ja muszę się z niej wywiązać, niezale\nie od
tego, czy  tęsknię za domem, czy te\ nie. Pózniej, po powrocie do Pensylwanii,
ty, jak się spodziewam, uregulujesz swoje zobowiązania wobec mnie i będziemy
kwita.
 I to wszystko?
 Tak myślę. Chocia\ ciągle się boję, \e z tej naszej intrygi mogą
wyniknąć jakieś nieprzewidziane konsekwencje. Sprawa jest taka ryzykowna!
 Nie martw się na zapas, Kassie, ryzyko czasami się opłaca, zwłaszcza w
interesach  stwierdził Gabe i cmoknął Kassandrę w rękę.
 Co robisz!  syknęła speszona.
 Nic złego, całuję cię tylko na dobranoc.
 Nasza umowa nie przewidywała przecie\ \adnych pocałunków.
 Mo\emy ją uzupełnić aneksem, nawet zaraz  skwapliwie
zaproponował Gabriel.
 Nie, lepiej śpijmy!  zaprotestowała.
Gabe cię\ko westchnął, ale pokiwał potakująco głową i mruknął:
 Niech ci będzie. Dobranoc, Kassie!
 Dobranoc!  szepnęła Kassandra i mocno zacisnęła powieki.
Słyszała, jak Gabriel kładzie się po swojej stronie łó\ka, jak przewraca się
przez jakiś czas z boku na bok na posłaniu, jak w końcu, zasypiając, oddycha
coraz spokojniej i głębiej.
Sama nie spała dość długo tej nocy. Le\ała w ciemności i ciszy,
zastanawiając się, jakie ma wobec niej intencje fikcyjny narzeczony i co
naprawdę na jej temat myśli. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • supermarket.pev.pl
  •