[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Ostępów. Pięść Old Shatterhanda jest jak głaz; gruchocze bowiem na miazgę nawet wtedy, gdy
nie zamierza zabijać!
Silny człowiek mo\e drugiego ogłuszyć uderzeniem, choć go pózniej ręka boli przez parę
godzin, ale zabić? Zabić mo\na tylko wtedy, gdy natrafi się na tak czułe miejsce jak skroń. 
Wojownicy stali w milczeniu, obydwaj synowie zwycię\onego zwiesili głowy; schyliłem się,
aby sprawdzić, czy Winnetou miał słuszność.
Oczy wodza patrzyły jak martwe, usta zdradzały parali\; a tylko serce ledwie, ledwie biło.
śył więc jeszcze. Spróbowałem nacisnąć powieki; ruszył wargami i wydał kilka
nieartykułowanych dzwięków. Oczy jego poruszyły się równie\, jakby szukając kogoś,
wreszcie utkwiły we mnie. Rozszerzyła je nagła trwoga. Wargi otwierały się i zamykały, jak u
wyrzuconej na piasek ryby, jakby chcąc przemówić. Bez skutku jednak. Ciałem wstrząsnęły
konwulsyjne drgawki, wskazując, \e wódz wytę\a siły, aby przezwycię\yć bezwład. Wstałem
więc i powiedziałem czerwonym, którzy oczekiwali na rezultat badania z niecierpliwością:
 Nie umarł; \yje. Dusza nie opuściła go jeszcze; ale czy ciało słuchać jej będzie jak
dawniej, tego wiedzieć nie mogę; czas to poka\e.
Wtem rozległ się z miejsca, gdzie le\ał wódz, długi, przerazliwy krzyk. Le\ący skoczył na
równe nogi jak sprę\yna i wołał:
 śyję, \yję, \yję! Mogę mówić, poruszać się mogę! Nie umarłem, nie odszedłem do
Wiecznych Ostępów!
Wówczas wyjął mi Winnetou nó\ z ręki, pokazał wodzowi i spytał:
 Czy Nalgu Mokaszi przyznaje, \e został zwycię\ony? Old Shatterhand mógł go zakłuć,
pragnął jednak oszczędzić.
Mimbrenjo podniósł z wolna rękę, wskazał na mnie sztywno, a twarz jego przybrała wyraz
zgrozy:
 Biała twarz ma w pięści wcieloną śmierć. Jak to strasznie jest \yć, a jednak być umarłym.
Stokroć wolałbym umrzeć, umrzeć naprawdę. Niech Old Shatterhand uderzy mnie no\em w
serce, lecz tak, abym nie mógł ju\ słyszeć ani widzieć!
Stanął przede mną i przybrał postawę człowieka oczekującego śmiertelnego ciosu. Ująłem
Silnego Bawołu za rękę, zaprowadziłem do miejsca, gdzie stali obydwaj jego synowie i
powiedziałem do młodszego z nich:
 Twój starszy brat otrzymał ode mnie imię; ty otrzymasz nie mniejszy podarek: daruję ci
twego ojca. Wez go i upomnij, by ju\ nigdy nie zwątpił w Old Shatterhanda!
Stary spojrzał na mnie badawczo, jakby ze zdziwieniem i spuścił wzrok ku ziemi:
 To jeszcze gorsze od śmierci! Składasz moje \ycie w ręce dziecka!  rzeki  Stare
squaw będą mnie wytykać palcami, bezzębne usta szeptać jedne drugim, \e zwycię\yłeś mnie,
a teraz nale\ę do chłopca, który nie ma imienia. śycie moje będzie piastowaniem hańby!
 Nigdy! Nie jest hańbą ulec w pojedynku, a twój młodszy syn uzyska niebawem tak samo
słynne imię, jak jego starszy brat. Nie zabrano ci czci. Spytaj Winnetou i starszych twego
szczepu; potwierdzą moje zdanie!
Odwróciłem się i oddaliłem, by ujść dalszym sprzeciwom. Co prawda, darowizna moja była
dla niego ciosem, nie l\ejszym od tego, jaki otrzymał w kark. Wrócił na swoje miejsce,
przykucnął ze smutkiem. Reszta wojowników podą\yła równie\ do swych koców, ale nikt nie
mógł ju\ usnąć. Gdy po upływie oznaczonego czasu zluzował mnie Winnetou:
 Czy mój brat Shatterhand  zapytał  uderzył ju\ kiedy tak, by nie ogłuszyć, a pomimo
to odebrać duszy władzę nad ciałem?
 Nie.
 Było to straszne! Czy ten bezwład mógł długo potrwać?
 Tygodniami, miesiącami, a nawet latami całymi!
 A więc niech mój biały brat nigdy ju\ nie zadaje ciosu w kark; lepiej wroga zabić od razu!
Silny Bawół nie zmusi cię więcej do walki. Zgaduję, o czym mówiłeś z Vete ya. śądał pewnie,
abyś go ju\ dzisiaj uwolnił?
 Tak.
 Lecz nie odpowiedział jeszcze na twoje pytania?
 Nie.
 Nigdy zresztą nie powie prawdy; okłamie cię. śądając natychmiastowego uwolnienia,
okazał czelność, godną zwierzęcia, które się \ywi padliną! Zasługuje na śmierć przy palu
męczarni! Jaki los go czeka?
 Ten sam, jaki mu przeznaczył Winnetou.
 Moje myśli są twoimi. Old Shatterhand i Winnetou nie łakną krwi, ale nie mogą uratować
Wielkich Ust. Gdybyśmy go uwolnili, wina za wszystkie jego pózniejsze zbrodnie spadłaby na
nasze głowy. Jest śmiertelnym wrogiem Mimbrenjów. Niechaj go wezmą ze sobą, aby osądzić
według swych praw i obyczajów.
Więc znów zgadzały się nasze zdania. Byliśmy jak to pospolicie zwą  jednym sercem, jedną
duszą .
Niespodziewany pojedynek nie wyprowadził mnie bynajmniej z równowagi. Usnąłem tak
mocno, \e nie ocknąłem się sam, a musiano mnie budzić. W oznaczonym czasie wyruszyliśmy.
Jazda obeszła się bez \adnego wypadku.
Przed wieczorem dotarliśmy do wąskiego wąwozu, którego wylot le\ał przy obozie tych
wojowników Yuma, którzy pozostali ze zrabowanymi trzodami. Przewidywaliśmy, \e
wystawili warty u wylotu; nale\ało więc zachować ostro\ność i ludzi na zwiady posiać pieszo,
aby nie usłyszano głośnego tu echa kopyt. Poniewa\ zadanie było wa\ne i wąwóz jako tako
znałem, więc sam objąłem rolę wywiadowcy. Gdy usłyszał o tym mój młody przyjaciel Yuma
Shetar, zbli\ył się do mnie i rzekł:
 Czy Old Shatterhand zechce mi wybaczyć, jeśli odwa\ę się zgłosić prośbę?
 Mów!
 Old Shatterhand ma zamiar iść na zwiady. Znam równie\ okolicę. Czy mogę mu
towarzyszyć?
 Co prawda towarzysz przydałby się, lecz ty ju\ dość uczyniłeś i pozyskałeś nawet imię.
Droga do wielkich czynów stoi dla ciebie, jako wojownika, otworem. Dlatego wolałbym
otworzyć wrota sławy innemu. Przyślij młodszego brata. Będzie mi towarzyszył!
Mały Yuma Shetar wolałby, abym spełnił jego prośbę, lecz poniewa\ odrzuciłem ją ze
względu na jego brata, odpowiedział z radością:
 Mój wielki biały brat ma serce pełne dobroci .i łaski. Młodszy brat Yumy Shetara oka\e
się godnym jego zaufania; umrze raczej, ni\by miał popełnić jakiś błąd!
Pochód musiano zatrzymać z obawy przed wartownikiem Yuma, który mógł stać w [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • supermarket.pev.pl
  •