[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Nigdy nie ufaj krewnym. O wiele lepiej jest zaufać obcemu. Z obcym zawsze
masz szansę, że będziesz bezpieczna.
 Mówisz poważnie?
 Tak.
 Tobie też nie?
 Mnie to, oczywiście, nie dotyczy  uśmiechnąłem się.  Jestem uosobie-
niem honoru, uczciwości, miłosierdzia i dobroci. Ufaj mi we wszystkim.
 Będę  odparła.
Roześmiałem się.
 Naprawdę  upierała się.  Ty nas nie skrzywdzisz. Wiem o tym.
77
 Opowiedz mi o Gerardzie i Julianie  poprosiłem nieco zakłopotany, jak
zwykle wobec spontanicznych przejawów zaufania.  Jaki był powód ich wizy-
ty?
Milczała przez chwilę i przyglądała mi się uważnie.
 Powiedziałam ci już dość dużo  oświadczyła w końcu.  Prawda? Mia-
łeś rację. Nigdy dość ostrożności. Uważam, że teraz twoja kolej.
 Brawo. Uczysz się prawidłowego postępowania. Co chciałabyś wiedzieć?
 Gdzie naprawdę leży wioska? I Amber? Są trochę do siebie podobne, praw-
da? Co miałeś na myśli mówiąc, że Amber leży we wszystkich kierunkach albo
w każdym? Co to są Cienie?
Wstałem. Spojrzałem na nią i wyciągnąłem rękę. Wyglądała na bardzo młodą
i bardziej niż trochę przestraszoną, lecz podała mi dłoń.
 Gdzie. . . ?  zapytała wstając.
 Tędy  odparłem i poprowadziłem ją w miejsca, gdzie spałem i skąd ob-
serwowałem wodospad i młyńskie koło.
Zaczęła mówić, lecz przerwałem jej.
 Patrz. Po prostu patrz  powiedziałem.
Staliśmy więc obserwując pęd, plusk i obroty, a ja starałem się uporządkować
myśli. Wreszcie. . .
 Chodz  rzekłem, biorąc ją za rękę i kierując się w stronę lasu.
Weszliśmy pomiędzy pnie. Chmura przesłoniła słońce i cienie pogłębiły się.
Głosy ptaków nabrały ostrości i wilgoć uniosła się z ziemi. Szliśmy od drzewa
do drzewa, a ich liście były coraz dłuższe i szersze. Znów pojawiło się słońce,
lecz blask był bardziej żółty. Za zakrętem napotkaliśmy zwisające liany. Krzyki
ptaków były coraz bardziej chrapliwe, coraz głośniejsze. Nasza droga prowadzi-
ła pod górę. Przeszliśmy obok nagiej skały, dostając się na wyższy teren. Gdzieś
z tyłu dobiegał daleki, ledwie słyszalny grzmot. Kiedy szliśmy po odkrytym tere-
nie, niebo nad nami miało inny odcień błękitu. Przestraszyliśmy wielką brunatną
jaszczurkę, wygrzewającą się na kamieniu.
 Nie wiedziałam, że jest tu coś takiego  powiedziała, gdy okrążaliśmy
kolejne rumowisko głazów.  Nigdy tu nie byłam.
Nic nie odpowiedziałem. Byłem zbyt zajęty kształtowaniem tworzywa Cienia.
Znowu weszliśmy w las, lecz droga wiodła w górę. Drzewa były teraz tropi-
kalnymi olbrzymami, między którymi gęsto rosły paprocie. Dały się słyszeć no-
we głosy  szczeknięcia, syki, brzęczenia. Wchodziliśmy coraz wyżej, a grzmot
wokół nas narastał, aż ziemia zdawała się dygotać. Dara ściskała moje ramię,
milczała, lecz chłonęła wszystko spojrzeniem. Spotkaliśmy wielkie, blade kwia-
ty i kałuże w miejscach, gdzie skraplała się wilgoć. Temperatura wzrosła i oboje
byliśmy spoceni. Huk zmienił się w potężny ryk, a kiedy w końcu wyszliśmy spo-
między drzew, był już grzmotem bijących bez przerwy gromów. Poprowadziłem
ją na krawędz urwiska i skinąłem ręką przed siebie i w dół.
78
Miała ponad trzysta metrów: potężna katarakta, niby młot bijąca szarą wo-
dę rzeki. Silny prąd daleko unosił bąble powietrza i strzępy piany, nim w końcu
rozpływały się w nicość. Naprzeciw nas, odległe o jakieś pół mili, częściowo prze-
słonięte mgłą i tęczą, podobne do wyspy poruszanej ciosem tytana, obracało się
wolno gigantyczne koło, ciężkie i lśniące. Wysoko w górze ogromne ptaki, niby
szybujące krucyfiksy, chwytały powietrzne prądy.
Staliśmy tam dość długo. Rozmowa była niemożliwa, czego nie żałowałem.
Kiedy po pewnym czasie, mrużąc oczy, spojrzała na mnie w zamyśleniu, kiwną-
łem głową i wskazałem wzrokiem las. Zawróciliśmy w stronę, z której tu przy-
szliśmy.
Nasz powrót był odwróceniem przebytej drogi i przyszedł mi z większą łatwo-
ścią. Znów można było rozmawiać, lecz Dara zachowała milczenie, najwyrazniej
pojmując już, że jestem częścią zmian zachodzących wokół.
Odezwała się dopiero wtedy, gdy stanęliśmy nad naszym strumieniem i spoj-
rzeliśmy na wirujące tu niewielkie młyńskie koło.
 Czy to miejsce było takie jak wioska?
 Tak. To Cień.
 I jak Amber.
 Nie. Amber rzuca Cień. Jeżeli wie się jak, można go uformować w dowolny
kształt. Tamto miejsce było Cieniem, twoja wioska była Cieniem  i to miejsce
jest Cieniem. Wszystko, co potrafisz sobie wyobrazić, istnieje gdzieś w Cieniu.
 A ty i dziadek, i reszta możecie chodzić wśród tych Cieni i wybierać, który
chcecie?
 Tak.
 I to właśnie zrobiłam wracając z wioski?
 Tak.
Jej twarz odmieniła się w olśnieniu. Prawie czarne brwi opadły w dół, a szybki
oddech rozszerzył nozdrza.
 Ja także to potrafię. . .  powiedziała.  Trafiać, gdzie zechcę, robić, co
zechcę!
 Masz takie możliwości  potwierdziłem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • supermarket.pev.pl
  •