[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- No tak, ale ten znajomy jest też policjantem.
- I będziecie się we dwóch nad tym wszystkim ślinid? Obrzydliwośd.
- No cóż, wszyscy musimy czasami chwilę odpocząd - powiedział Jury, przerzucając kartki magazynu.
Nagle gwizdnął przeciągle, a lady Dew wyciągnęła szyję, chcą mu zajrzed przez ramię. On jednak
złożył energicznie magazyn.
- Przepraszam.
- To szantaż, panie nadinspektorze. Bezczelny szantaż! - Zamilkła, bo kelner postawił właśnie na
stoliku imbryk z herbatą i filiżankę dla Jury'ego. - No dobrze - skapitulowała. - Powiedzmy, że Cyclamen
lubi się zabawid w ten sposób. Ale kimże ja jestem, żeby patrzed na nią z góry? Chociaż z drugiej strony
naprawdę nie wiem, jak można to robid z kimś takim jak ta Bracegirdle. Z taką tępą babą. Ciekawa
jestem, która z nich była, no wie pan... a która... No cóż, takie rzeczy zdarzają się stale, ale każdy to
lekceważy. No bo niech pan wezmie tego Honeycutta. Cóż to za kretyn, proszę pana.
- Pani bratanica - zagadnął Jury, podając jej magazyny - i panna Bracegirdle wychodziły niekiedy
razem. A proszę mi powiedzied, czy w Stratfordzie chodziły razem do teatru?
- 0 ile się orientuję, to nie. Tamtego wieczora myślałam, że Cyclamen się położyła. Chod oczywiście
nie mam co do tego pewności. Ale co pan sugeruje?
- Nic, naprawdę nic. - Jury doszedł do wniosku, że nie należało jej dawad tych magazynów przed
uzyskaniem od niej odpowiedzi, bo teraz, całkiem o nim zapomniawszy, oglądała rozkładówkę. - Innymi
słowy, proszę pani, chcę zapytad, czy istnieje możliwośd, że wieczorem w dzieo śmierci Gwendolyn
Bracegirdle pani bratanica wychodziła z hotelu? A także wczoraj wieczorem?
- Co...? 0... tak. Tak sądzę. Nikt z nas nie ma alibi. - Zdawało się, że uważa to za rzecz raczej
zabawną. - Więc pan nigdy nie był żonaty. Hm. A ile pan ma lat, chłopcze?
- Czterdzieści trzy. Nie jestem już taki młody - odrzekł Jury.
- Ha! Niech pan poczeka, aż będzie pan miał sześddziesiąt dwa. To znaczy tyle co ja. Wtedy dopiero
pan °ceni, czy czterdziestka z okÅ‚adem to już staroÅ›d.
No cóż, pomyślał Jury, gdybym nawet nie widział jej paszportu, i tak bym wiedział, że przekroczyła
osiemdziesiÄ…tkÄ™.
Mimo to czuł się w tej chwili bardzo stary.
Penny Farraday wpuściła bluzkę w dżinsowe spodnie i przygładziła włosy.
- Posłuchaj, Penny - zwrócił się do niej Jury - to jest sierżant Wiggins z wydziału
dochodzeniowo-śledczego.
- Miło mi - odrzekła, podając mu rękę.
- Dzieo dobry, panno Farraday - powiedział Wiggins.
- Przykro mi, Penny - ciągnął dalej Jury - ale musimy zadad ci kilka pytao. Wczoraj wieczorem byłaś
w teatrze z panem Farradayem i Cyclamen Dew. Tak?
-Tak, zgadza się - odparła dziewczynka bezbarwnym tonem, po czym wzięła do ręki jakieś
czasopismo i zaczęła je machinalnie przeglądad.
- O której godzinie wróciliście do hotelu?
- O wpół do jedenastej. A może o jedenastej. Amelia... - Jej przewracająca kartki dłoo na moment
znieruchomiała, zaraz jednak podjęła ponownie tę czynnośd. - Amelia też miała z nami obejrzed sztukę,
ale już w teatrze zmieniła zdanie i powiedziała, że pójdzie po prostu pospacerowad. Sądzę, że staruszek
był wściekły I nie powiem, że go za to potępiam. - Penny nerwowym ruchem odrzuciła czasopismo na
stolik. - To było o takim podrzutku. Dobra sztuka. A wie pan, co to podrzutek? - Jury kiwnął głową,
jednak ona mówiła dalej: - Podrzutek... no to jest wtedy, kiedy podkłada się po kryjomu jedno małe
dziecko w miejsce innego. - Zmarszczyła brwi. - To tak - kontynuowała - jakby ktoś ukradł dziecko i
udawał, że to jego własne. Wie pan, to nie jest do kooca to samo co adopcja...
- Zatem pan Farraday wychodził wczoraj wieczorem z hotelu? - przerwał jej Jury, widząc, dokąd
prowadzi jej monolog.
- Tak - odrzekła, marszcząc brwi, gdyż nie wyzbyła się okropnych myśli na temat podrzutków. - Ale
jeżeli chce pan z niego zrobid winowajcę, to powiem, że pan zwariował. On nigdy by czegoś takiego nie
zrobił. Nigdy.
- Sprawiasz wrażenie osoby, która ma w tej sprawie absolutną pewnośd.
- Bo ją mam. Chod - dodała pospiesznie - nie chcę przez to powiedzied, że popieram wszystko, co
staruszek robi...
- A panna Dew?
Penny wzruszyła ramionami.
- Chyba poszła spad.
- Czy widziałaś jej ciotkę? Albo którąś z innych osób? Cholmondeleya? Schoenberga?
Penny założyła ręce za głowę i spojrzała w górę na sufit. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • supermarket.pev.pl
  •