[ Pobierz całość w formacie PDF ]

na nich, by sprawdzić, czy ich to zaszokowało. San wyglądał jak wspólnik w
nieczystej sprawie. Major stał bez ruchu.
- Za chwilę wrócę - powiedział Batikam. - Muszę się przebrać.
Wymienili uśmiechy i Solly wyszła z garderoby. Entuzjazm powrócił. Olbrzymie,
bliskie gwiazdy zwisały w kiściach jak ogniste grona. Jeden z księżyców potknął się o
lodowe szczyty, inny kołysał się nad spiralnymi iglicami pałacu jak lampa odwrócona
do góry dnem. Solly szła ciemną ulicą, ciesząc się ze swobody i ciepła, jakie dawało
jej męskie ubranie. San musiał przebierać nogami, by dotrzymać jej kroku; długonogi
major nie zostawał w tyle.
- Wysłanniczko! - rozległ się nagle wysoki, przenikliwy głos. Solly odwróciła
głowę z uśmiechem, ale nagle okręciła się gwałtownie na pięcie widząc, że major
szarpie się z kimś w cieniu portyku. Teyeo uwolnił się, dogonił Solly bez słowa,
zamknął jej ramię w żelaznym uścisku i pobiegł, ciągnąc ją za sobą.
- Niech pan mnie puści! - krzyknęła Solly próbując się wyrwać. Nie chciała
uciekać się do aiji, ale nie widziała innego sposobu, żeby się uwolnić.
Nagłym szarpnięciem pociągnął Solly w zaułek z taką siłą, że omal nie straciła
równowagi. Pobiegła za majorem pozwalając, by nadal trzymał ją za ramię.
Nieoczekiwanie znalezli się na jej ulicy, przed bramą domu Solly. Weszli, major
otworzył drzwi jednym słowem. Jak on to zrobił?
- O co chodzi? - spytała kategorycznie i wyrwała mu się bez trudu. Złapała się za
ramię w miejscu, gdzie powstał siniak od uścisku majora.
Na widok przelotnego uśmieszku na twarzy Teyeo Solly wpadła we wściekłość.
- Czy stała się pani krzywda? - spytał zdyszany.
- Krzywda? Owszem, kiedy pan mnie szarpnął. Jak się panu zdaje, co pan tam
wyczyniał?
- Trzymałem tego faceta na dystans.
- Jakiego faceta? Major milczał.
- Tego, który wołał? Może chciał ze mną porozmawiać!
- Być może - odparł po chwiłi major. - Stał w cieniu. Sądziłem, że jest uzbrojony.
Muszę pójść poszukać Sana Ubattata. Proszę trzymać drzwi zamknięte na klucz,
dopóki nie wrócę.
Wydając ten rozkaz mijał już próg; nawet nie przyszło mu na myśl, że Solly
mogłaby go nie posłuchać. Rzeczywiście posłuchała, pieniąc się z wściekłości. Czy
major uważał, że nie potrafiła się o siebie zatroszczyć? Ze potrzebowała go, by
wtrącał się do jej życia, rozstawiał niewolników po kątach,  ochraniał" ją? Może
nadszedł czas, by się dowiedział, jak wygląda chwyt aiji. Był silny i szybki, ale nie
miał prawdziwego wyszkolenia. Nie mogła tolerować takiej amatorszczyzny;
postanowiła, że znowu złoży protest w ambasadzie.
Kiedy tylko wpuściła majora z powrotem do środka - zdenerwowany,
zawstydzony San dreptał tuż za nim.
- Otworzył pan drzwi do mojego domu za pomocą hasła. Nie poinformowano
mnie, że ma pan prawo wstępu w dzień i w nocy - powiedziała.
- Nie, pszepani - odparł major, a na jego twarzy ponownie pojawiła się obojętna
wojskowa maska.
- Nie wolno panu tego więcej robić. Nigdy więcej nie wolno panu łapać mnie za
ramię. Muszę pana uprzedzić, że jeśli jeszcze raz pan to zrobi, wyrządzę panu
krzywdę. Jeżeli coś pana zaalarmuje, proszę mnie o tym powiadomić, a ja zareaguję
tak, jak uznam za stosowne. Teraz proszę wyjść.
- Z przyjemnością, psze pani - powiedział major, odwrócił się na pięcie i
odmaszerował.
- O pani, o wysłanniczko - zaczął San. - To była niebezpieczna osoba, bardzo
niebezpieczni ludzie, tak mi przykro, to hańba - paplał dalej.
W końcu Solly udało się z niego wydusić, kim według Sana był tajemniczy
napastnik. Jednym z wyznawców dawnej wiary, którzy trzymali się pierwotnej religii
Gatay i chcieli wygnać lub zabić wszystkich cudzoziemców.
- Niewolnik? - spytała z zainteresowaniem, a San spojrzał na nią zszokowany.
- Och, nie, nie, prawdziwa osoba, człowiek, ale to zbłąkana owca, fanatyk,
pogański fanatyk! Ci ludzie nazywają siebie nożownikami. Ale to człowiek,
wysłanniczko, z całą pewnością człowiek!
Myśl o tym, że Solly mogła pomyśleć, iż dotknął jej pracownik, zmartwiła Sana
równie mocno, co próba napaści. O ile była to próba napaści.
Zastanawiając się nad tym, Solly zaczęła podejrzewać, że skoro ona utarła
majorowi nosa w teatrze, może on znalazł wymówkę, by utrzeć nosa Solly
 ochraniając ją". Cóż, jeżeli major jeszcze raz tego spróbuje, wyląduje do góry
nogami pod przeciwległą ścianą.
- Rewe! - zawołała, a niewolnica pojawiła się natychmiast, jak zwykle. -Jeden z
aktorów przychodzi do mnie w odwiedziny. Czy zechciałabyś zrobić nam herbaty lub
czegoś w tym rodzaju?
- Tak - powiedziała Rewe z uśmiechem i zniknęła. Rozległo się pukanie do drzwi.
Major otworzył je  musiał stać na straży na zewnątrz - i do domu wszedł Batikam.
Solly nie przyszło wcześniej na myśl, że makii nadal będzie miał na sobie
kobiece ubranie, ale poza sceną również się tak nosił. Strój nie był może tak
wspaniały jak kostium tancerza, ale elegancki, z delikatnych, zwiewnych materiałów
w ciemnych, subtelnych barwach, jak kostiumy mdlejących dam na scenie. Solly
pomyślała, że zestawienie stroju aktora z jej męskim ubraniem jest dość pikantne.
Batikam nie był tak przystojny jak major, który wyglądał zabójczo, dopóki się nie
odezwał; ale makii miał w sobie magnetyzm, przyciągał wzrok. Jego ciemna skóra
była szarobrązowa, nie niebieskoczarna, jaką tak szczycili się właściciele (chociaż
Solly widziała też wielu czarnych pracowników; oczywiście, skoro każda niewolnica
była seksualną służącą swego właściciela). Głęboka, żywa inteligencja i współczucie
promieniowały z jego twarzy spod czarnego makijażu makila, kiedy z uroczym
śmiechem spojrzał na Solly, Sana i stojącego przy drzwiach majora. Batikam śmiał
się jak kobieta, ciepłym, perlistym śmiechem, a nie męskim: cha, cha. Wyciągnął ręce
do Solly, a ona podeszła do niego i ujęła je w dłonie.
- Dziękuję ci, że przyszedłeś, Batikamie! - powiedziała.
- Dziękuję, że mnie zaprosiłaś, obca wysłanniczko! - odpowiedział.
- San - powiedziała Solly. - Chyba wiesz, co masz zrobić?
Tylko niepewność co do tego, jak powinien się zachować, mogła spowolnić Sana.
Nawet po słowach Solly wahał się chwilę, po czym powiedział:
- Tak, przepraszam bardzo, życzę dobrej nocy, wysłanniczko! Do zobaczenia
jutro w południe w Urzędzie Kopalń, jak sądzę?
Wycofując się, wpadł prosto na majora, który stał w drzwiach jak kołek. Solly
spojrzała na niego, gotowa wyprosić go bez dalszych ceregieli - jak śmiał się
wpychać z powrotem! - i zobaczyła wyraz jego twarzy. Ten jeden raz obojętna maska [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • supermarket.pev.pl
  •