[ Pobierz całość w formacie PDF ]

szaleństwem. Była to tradycyjna, ślubna suknia z wiankiem i krótkim welonem.
Lisa sama wybrała materiał, jedwab koloru kości słoniowej. Zapłaciła za suknię
prawdziwą fortunę, ale od chwili, gdy zobaczyła japo raz pierwszy, nie mogła
przestać myśleć o tym, że Gabe w pewnym momencie będzie musiał odpiąć długi
szereg maleńkich guziczków na plecach. Na samą myśl o tym czuła podniecenie.
- Lisa, czy coś się stało? - zaniepokoiła się Dixie.
- Nie tylko... za dużo tego wszystkiego. - Lisa wskazała ręką za okno. - Powinniśmy
urządzić małe przyjęcie dla najbliższych, nie taką wielką fetę.
- Trzeba to było powiedzieć Gabrielowi.
- Co?... Co to ma znaczyć?
- Ciotka Bessie twierdzi, że to on chciał prawdziwego, wielkiego wesela, bez względu
na koszty. Mam wrażenie, że gdy żenił się po raz pierwszy, nie stać go było na żadne
uroczystości. Poszli po prostu do urzędu i na tym koniec. Kiedy dowiedział się, że
twój ślub z Barrym wyglądał podobnie, powiedział ciotce, że dla was obojga to
ostatnia szansa na huczne wesele.
Lisa poczuła, że wzruszenie ściska jej gardło. Jakim cudem Gabe domyślił się, że
zawsze żałowała, iż nie miała takiego wesela, o jakim marzą wszystkie dziewczęta?
Gdy brała ślub z Barrym, ze względów praktycznych w ogóle zrezygnowali z wesela.
Lisa zawsze pocieszała się myślą, że znaczenie ślubu nie zależy od wystawności
wesela, ale w głębi serca żałowała, że nie mogła zrealizować swoich marzeń.
Pogładziła palcami jedwab sukni. Któż by pomyślał, że taki mężczyzna jak Gabe
może okazać się sentymentalny?
Pomyślała, że pozostała jej do zrobienia jeszcze jedna rzecz, wykonanie gestu, który
od dawna odkładała.
- Czy pamiętasz Joela, kuzyna Barry'ego? - spytała siostrę.
- Tak - kiwnęła głową Dixie. - To ten z falującymi włosami i niebieskimi oczami.
- Chciałabym cię prosić, abyś go znalazła i powiedziała mu, że... Nie, najpierw
musisz mi pomóc z tymi guzikami - wskazała ręką na suknię. - Zapinanie ich potrwa
wieczność.
Lisa włożyła suknię i stanęła przy oknie. Cierpliwie czekała, aż Dixie upora się z
guzikami. W tym momencie przed domem pojawili się: Gabe, Danny i ciotka Bessie.
Narzeczony zatrzymał się przy samochodzie i sprawdził w lusterku, czy muszka
dobrze leży. Niestety, była beznadziejnie przekrzywiona.
- Daniel, pomóż ojcu zawiązać muszkę - poleciła ciotka Bessie.
- Dobrze jęknął Danny. - Tylko mu powiedz, żeby przestał się wiercić.
Gabe prychnął niecierpliwie, ale stanął nieruchomo zwracając się twarzą do syna.
Po chwili miał już idealnie związaną muszkę.
- Och, Boże - westchnęła Bessie, wodząc wzrokiem od ojca do syna i z powrotem. -
Nigdy nie widziałam przystojniejszych mężczyzn niż wy obaj. - Wyciągnęła z torebki
chusteczkę i wytarła oczy, po czym zerknęła na zegarek. - Boże, jak pózno! Musimy
się pośpieszyć. Nie zapomniałeś o pierścionku?
- Nie - odrzekł, poklepując się po kieszeni.
- Gabriel, pamiętaj, masz się zachowywać tak, jak ci powiedziałam. Narzeczoną
masz pocałować po ceremonii zaślubin, a nie wcześniej!
- Za długo musiałbym czekać - odrzekł Gabe, ale kiwnął głową na znak zgody.
Danny i Bessie zaczęli chichotać.
W kwadrans pózniej Gabe, Danny i Dixie stali już przed pastorem. W pewnym
momencie orkiestra zagrała tradycyjnego marsza weselnego.
Gabe obrócił się w stronę drzwi i dostrzegł nadchodzącą Lisę. Na jej widok zabiło
mu serce. Patrzył na nią szeroko otwartymi oczami. Obok niej szedł starszy pan,
którego wszyscy zwali Pepere. Mimo podeszłego wieku, Pepere trzymał się prosto i
poruszał niczym młody człowiek.
Lisa wyglądała jak ucieleśnienie piękna. Gabe nagle zapragnął przytulić ją do siebie
i przekonać się, że nie śni. Niezwykle wzruszył go wyraz jej oczu. Miał wrażenie, że
promieniuje z nich właśnie to szczęście, które oboje tak gwałtownie przeżywali.
Do diabła z tradycjami, pomyślał. Gdy tylko Lisa stanęła u jego boku, przyciągnął ją
do siebie i namiętnie pocałował.
Wokół rozległ się lekki pomruk zdziwienia i dezaprobaty.
- Nie, jeszcze nie teraz - upomniała go ciotka. Gabe puścił Lisę, dopiero gdy pastor
odkaszlnął trzy razy, a goście zaczęli się śmiać.
Tradycyjna ceremonia nie trwała długo. Gdy składali przysięgę, nikt nie wątpił w
szczerość ich uczuć.
- Przysięgam - powiedziała Lisa. Miała wrażenie, że śni. W tym samym momencie
Gabe chwycił ją w ramiona i przywarł głodnymi ustami do jej warg. Gdy wreszcie ją
puścił, Lisie zakręciło się w głowie.
Orkiestra zagrała szybką, wesołą melodię. Goście ruszyli w ich kierunku, by złożyć
im życzenia i gratulacje.
Dwie godziny pózniej, gdy wszyscy bawili się w najlepsze, Lisa i Gabe opuścili
przyjęcie. Na pożegnanie goście obsypali ich ryżem.
Dixie i Danny, trzymając w rękach talerze z jedzeniem i szklanki z koktajlem, poszli
razem na pomost.
- Próbowałaś sałatki z małży i krabów?
- Boże, czy próbowałam? Oczywiście! - wykrzyknęła Dixie. - A skosztowałeś ostryg?
Dixie usiadła na leżaku i spróbowała jeść, trzymając talerz na kolanach, a szklankę
w wolnej ręce.
- No, jak ci się podoba w pracy?
- Raczej średnio - skrzywił się Danny. Usiadł na pomoście koło leżaka Dixie,
postawił szklankę obok i zabrał się za jedzenie. W tym momencie zauważył, że ma
wciąż nie domyte paznokcie. - Nigdy nie zdawałem sobie sprawy, że budowa dróg to
taka harówka.
- Nie brak ci uczelni?
- Brakuje mi wyzwania, jakim była nauka - odrzekł spoglądając na nią z dołu. -
Wiesz, nowe wiadomości, nowe problemy. Zacząłem już się zastanawiać, jak
porozmawiać z ojcem o powrocie na studia.
- A podobno tylko kobiety często zmieniają zdanie! - zaśmiała się Dixie.
Danny pochylił głowę i spojrzał na swój talerz.
- Hej, przecież tylko żartowałam. Jestem pewna, że twój ojciec bardzo się ucieszy.
Na pewno pragnie twojego szczęścia.
- Czy dostałaś wezwanie do sądu? - Danny był tak zakłopotany, że postanowił
zmienić temat.
Dixie pokiwała głową. Miała pełne usta jedzenia.
- Ja też. Nie mogę się doczekać, kiedy ten typ znajdzie się za kratkami.
- Wszystko ułożyło się wspaniale - stwierdziła Dixie. Przełknęła jedzenie i popiła
sporym łykiem koktajlu. - Lisa i Gabe pokochali się, ja dostałam awans,
ty znalazłeś pracę, zaś Kevin Striker będzie siedział w więzieniu. To już coś.
Gabe i Lisa weszli do ślubnego apartamentu w Ponchartrain Hotel w Nowym
Orleanie. Przed opuszczeniem domu Lisa chciała się przebrać, ale mąż porwał ją do
samochodu nie czekając na jej zgodę. Gdy przechodzili przez hol hotelu, czuła na
sobie domyślne spojrzenia wszystkich gości. Jeszcze teraz paliła ją twarz, a gdy
przypomniała sobie swe rozmyślania o tym, jak Gabe będzie po kolei odpinał małe,
perłowe guziki jej sukni, zarumieniła się jeszcze bardziej.
Jordan dał tragarzowi spory napiwek, po czym zamknął drzwi na klucz.
- Gabe, spójrz! Szampan, róże... Boże, ile jedzenia! Mąż nie patrzył jednak na
jedzenie. Uniósł rękę, rozwiązał muszkę i odpiął górny guzik koszuli. Ani na chwilę
nie spuszczał z niej oczu.
- Czy powiedziałem ci już, że twoje perfumy doprowadzają mnie do szaleństwa? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • supermarket.pev.pl
  •