[ Pobierz całość w formacie PDF ]

go do żywego.
To nie powinno teraz mieć znaczenia. Ale miało. Przez dziesięć lat wierzyła, że ich
pierwsza noc była okropnym błędem, spowodowanym przez jej niedojrzałe, romantyczne
fantazje. A jeśli on wtedy naprawdę jej potrzebował?
- Nie kochaliśmy się - zaprzeczył ostro. - Uprawialiśmy seks.
Nawet nie wzdrygnęła się na te słowa.
- Co on wtedy powiedział? - Serce jej topniało na widok cierpienia malującego się
na jego twarzy.
- Kogo to teraz obchodzi? To było milion lat temu. Nie masz zamiaru odpuścić,
prawda?
- Nie, nie mam zamiaru.
- Doskonale! - Rzucił serwetkę na stół. - Powiedział mi, że nie jestem jego synem.
Powiedział, że Claudia sypiała z co najmniej tuzinem mężczyzn podczas ich małżeństwa.
%7łe jestem bękartem.
- Och! Dlaczego w takim razie walczył o prawa rodzicielskie?
R
L
T
- Potrzebował spadkobiercy. Podejrzewam też, że bawiło go ciąganie Claudii po
sÄ…dach.
Wypowiedział te słowa z pogardą, ale Issy dosłyszała w nich skargę, której nie po-
trafił ukryć, skargę małego chłopca, zranionego przez dwoje ludzi, którzy powinni go
kochać najmocniej na świecie.
- Przykro mi. - Przykryła jego dłoń swoją dłonią i uścisnęła.
- Dlaczego ci przykro? - Cofnął rękę. - To nie ma dla mnie znaczenia. W gruncie
rzeczy poczułem ulgę. Zawsze zastanawiałem się, dlaczego nigdy nie mogłem go zado-
wolić.
Kłamał. To miało znaczenie. Po każdej reprymendzie ojca całymi dniami się za-
dręczał. Widziała jego ból i zażenowanie, które tak usilnie usiłował skryć pod maską
gburowatej obojętności.
Nic dziwnego, że tak trudno mu było uwierzyć w miłość. I w trwały związek.
- Cholera jasna! - zaklął, chwytając ją za nadgarstek. - Przestań! - Wstał i rzucił na
stół garść pieniędzy.
- Co mam przestać?
- Przestań dokonywać na mnie psychoanalizy - rzucił przez ramię i wyszedł z re-
stauracji, ciÄ…gnÄ…c jÄ… za sobÄ….
- Próbuję tylko zrozumieć...
- Tu nie ma nic do rozumienia. - Zatrzymał się na ulicy. - Ja pragnę ciebie, a ty
mnie. Tamtej nocy liczyło się tylko to, że byłaś dziewicą. I gdybym wcześniej się tego
domyślił, uwierz mi, że nie dotknąłbym cię, bez względu na siłę mojego pożądania.
Dlaczego nawet teraz tak trudno było mu przyznać, że kogoś potrzebował? Choćby
na chwilÄ™?
- Tamtej nocy to była zwierzęca namiętność - ciągnął, ruszając w kierunku skutera.
- Siadaj!
- Przestań mi rozkazywać. - Do diabła, prawie doprowadził ją do płaczu! - A jeśli
powiem, że nie chcę twej zwierzęcej namiętności?
R
L
T
- Skłamiesz! - Wsiadł na skuter i włożył kluczyk do stacyjki. - A teraz wskakuj.
Masz dziesięć sekund. Albo zrobimy to na tyłach restauracji Latiniego, zamiast w zaci-
szu mojej sypialni. Twój wybór.
- Nie wsiądę! - Rumieniec wpełzł na jej policzki, gdy usłyszała tę zmysłową groz-
bÄ™.
- Dziesięć...
- Jak śmiesz tak do mnie mówić?
- Dziewięć...
%7łartuje. Na pewno żartuje.
- Osiem...
- Nie jestem twojÄ… osobistÄ… dziwkÄ…!
Uniósł brew.
- Siedem...
Zadrżała z podniecenia.
- Sześć...
- Szczerze mówiąc, masz okropnie wysokie...
- Pięć...
- Mniemanie o sobie - usiłowała zadrwić.
- Cztery... - Wyglądał jak tygrys gotujący się do skoku. - Trzy...
- Wydaje cię się, że zmusisz mnie do... - mówiła coraz bardziej piskliwie, rozpacz-
liwie starając się wykręcić.
- Dwa... - Wstał ze skutera, pochylając się nad nią. - Jeden.
Och, do diabła.
Wgramoliła się na siodełko i złapała go za koszulkę.
- Zgoda. Chwilowo wygrałeś, ty arogancki, napalony...
Jej dalsze protesty zagłuszył ryk silnika vespy, gdy brali zakręt.
Gdy pędzili przez Ponte Vecchio, zauważyła jakąś parę obściskującą się w cieniu
historycznego mostu i poczuła podniecenie rozchodzące się po ciele ciepłą falą.
Po kwadransie jazdy wspięli się na wzgórze. Gio chwycił ją za rękę i w milczeniu
przeszli przez ciemny dom.
R
L
T
Kilka sekund po zatrzaśnięciu drzwi sypialni była już naga.
Zwierzęca namiętność, która tliła się przez cały wieczór, wybuchła żywym pło-
mieniem.
Znacznie pózniej, gdy zmęczona i obolała od nadmiaru fizycznej aktywności i sek-
sualnej przyjemności leżała zwinięta w kłębek, z głową na ramieniu Gio, wyszeptała:
- Myślisz, że kiedykolwiek zdołamy zrobić to powoli i delikatnie?
Usłyszała jego zduszony śmiech, zanim przyciągnął ją bliżej i objął jej biodra.
- Następnym razem. A teraz już śpij.
Zamknęła oczy, a on z głębokim westchnieniem musnął ustami jej włosy.
- Issy, co u diabła mam z tobą począć? - mruknął.
Pomimo wyczerpania, usłyszała w jego głosie zmieszanie.
Zostań znów moim przyjacielem.
Zaspokojona zatonęła głębiej w jego objęciach i zapadła w kolorowy sen.
R
L
T
ROZDZIAA SIÓDMY
- Obudz się, śpiąca księżniczko, i zejdz ze słońca, zanim nabawisz się poparzeń.
Issy przysłoniła oczy i zobaczyła Gio stojącego przy jej leżaku. Wyglądał bardzo
pociągająco w bawełnianych letnich spodniach i rozpiętej koszuli.
- Już wróciłeś? - Przeciągnęła się leniwie.
Wyjechał po śniadaniu na spotkanie w mieście, a ona tymczasem kąpała się w ba-
senie.
Przykucnął i spojrzał jej prosto w oczy.
- Nie było mnie ponad dwie godziny. - Dotknął jej nosa. - A ty jesteś trochę zaró-
żowiona.
- Która godzina?
Pomimo zapewnień Gio, że między nimi istnieje tylko zwierzęcy pociąg, znów
podryfowali w kierunku przyjazni i przyszło im to tak łatwo jak oddychanie. Zaledwie po
dwóch dniach ich przyjazń stała się równie ekscytująca jak seksualny związek.
W ciągu dwudziestu czterech godzin poznała mężczyznę kulturalnego i charyzma-
tycznego, który miał złośliwe poczucie humoru i był pasjonatem swojej pracy oraz pięk-
nego miasta, w którym mieszkał.
Nie rozmawiali o przeszłości ani niczym osobistym, a ona nie naciskała. Wystar-
czyło ponowne spokojne nawiązywanie przyjazni. Dlaczego miałaby psuć nastrój?
- Jest po pierwszej. - Gio zerknął na zegarek. - Najgorętsza pora dnia.
Spała ponad godzinę. Ziewnęła szeroko i westchnęła.
- Nie wiem, dlaczego tak mi siÄ™ przyglÄ…dasz. To wszystko twoja wina.
- Doprawdy?
- To ty nie dajesz mi się wyspać.
Robili to ostro i szybko, wolno i delikatnie oraz we wszystkich możliwych pozy-
cjach. Gio miał niespożyte siły, a ona nigdy w życiu nie była bardziej usatysfakcjonowa-
na, bardziej zaspokojona i bardziej wyczerpana.
- Posmarowałaś się kremem?
- Tak, szefie. - Uśmiechnęła się szerzej.
R
L
T
- To nie jest śmieszne. Masz jasną skórę. Oparzenie słoneczne to nie żarty.
- Zachowujesz siÄ™ jak moja matka.
- Och, doprawdy?
Zapiszczała, gdy wsunął jedną rękę pod jej kolana, a drugą pod plecy.
- Co robisz? - Złapała go za szyję, gdy się wyprostował.
- Pomagam ci się ochłodzić.
Zaczęła się wiercić, gdy zorientowała się, w jakim kierunku zmierza.
- Nie! Już dzisiaj pływałam!
Ignorując jej protesty, zaniósł ją nad basen.
- Tak, ale ja nie - oświadczył i w ubraniu wskoczył do wody. - Czy to opalenizna,
czy nadal siÄ™ rumienisz?
- Nie wiem, o czym mówisz.
- Nie miałem pojęcia, że potrafisz tak szybko się ruszać. - Nalał jej lemoniadę z
dzbanka. - Ustanowiłaś nowy rekord prędkości.
Przełknęła łyk lodowatego napoju, aby uspokoić zawrotne bicie serca. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • supermarket.pev.pl
  •