[ Pobierz całość w formacie PDF ]

kowi ukradziono sporą sumę pieniędzy. Poszkodowany zwrócił się o pomoc do Nigidiusza,
który słynął wówczas w Rzymie z wiedzy tajemnej, a jako senator i były konsul cieszył się
wielkim autorytetem. Otóż Nigidiusz odprawił magiczne obrzędy nad kilku wybranymi
chłopcami, a ci wyjawili, gdzie złodzieje zakopali część monet skradzionych, a nawet i to,
gdzie znajdują się te, które już puszczono w obieg; jedna z nich przypadkowo dostała się do
sakiewki Marka Katona, znanego z nieposzlakowanej uczciwości.
Długo się zastanawiałem, lecz wciąż nie jest to dla mnie zbyt jasne, jaki chłopiec może
łatwiej nawiązać kontakt ze światem demonów: czy bosko piękny, dobrze urodzony, wy-
kształcony i uwielbiany powszechnie, jakim był na przykład Charmides, czy też ułomny,
schorowany i wręcz odrażający niewolnik, jakim jest Tallus. Za obu poglądami przemawiają
równie mocne argumenty i przykłady. Demony bowiem, jako istoty półboskie, winny by
szczególnie chętnie szukać łączności z tymi spośród nas, którzy posiadają najwięcej zalet
psychicznych i fizycznych. Ale z drugiej strony  prawda to stara i powszechnie znana  bo-
gowie są zawistni i nie darzą życzliwością tych, co się wybijają ponad przeciętność. Może
więc demony łaskawiej patrzą właśnie na upośledzonych, w ten sposób wynagradzając ich za
wszelkie krzywdy i za cierpienia ziemskiego bytowania?
Ostatecznie doszedłem do wniosku, że Tallusowi nic już nie zaszkodzi; kto wie, czy zaklę-
cia i ewentualny kontakt z demonami jakoś mu nie pomogą. Tak więc zabrałem się do swego
 Charmidesa .
PRÓBUJ UZDROWI TALLUSA
Wszystko przygotowałem jak należy. W małym, ciemnym pokoju paliły się świece na ołta-
rzyku, przed którym na mój rozkaz stanął Tallus. Aby mieć świadków, że chodzi tylko o
uzdrowienie chłopca i że nie dzieje się nic zdrożnego, zaprosiłem obu Appiuszów (tych sa-
mych, u których zatrzymałem się zaraz po przybyciu do Oei) oraz Pudensa, młodszego syna
Pudentilli; obecność tego ostatniego była konieczna i z tej racji, że Tallus stanowił własność
jego matki. Poncjana w tym czasie nie było w mieście.
Ceremonia zakończyła się bardzo szybko  pełnym, by rzec prawdę, niepowodzeniem.
Tallus swoim zwyczajem runął na ziemię, nim jeszcze zdołałem wymówić pierwsze słowa
zaklęcia. Przypuszczam, że przeraziła go tajemnicza sceneria. Chłopiec miotał się po podło-
dze i z pianą na ustach bełkotał wyrazy, które płynęły na pewno nie z natchnienia demonów.
Dnia następnego Tallusa nie było już ani w naszym domu, ani w ogóle w Oei. Dowiedzia-
łem się najpierw od służby, że Pudentilla wyprawiła go do któregoś ze swych majątków wiej-
skich, wiele mil od miasta. Wszelako gdy ją spotkałem, początkowo w ogóle nie poruszała
tego tematu. Dopiero pod koniec rozmowy powiedziała, pozornie zupełnie mimochodem, że
Tallusa wyprawiła na wieś, bo reszta służby mogłaby zarazić się od niego przykrą chorobą.
Oczywiście natychmiast przeprosiłem panią domu, że usiłowałem uleczyć chłopca bez jej
32
wiedzy; zapewniłem jak najsolenniej, że kierowały mną zbożne intencje. Nic nie odrzekła,
skinęła głową, uśmiechnęła się tajemniczo.
Ten uśmiech nie dawał mi spokoju przez wiele dni. Zachodziłem w głowę, co on naprawdę
oznacza. Czyżby mi nie wierzyła? Czyżby tak drobna i nieważna sprawa miała ją zrazić do
mnie? Niestety, Poncjana wciąż jeszcze nie było: a tylko on mógłby szczerze i otwarcie po-
rozmawiać z matką. Wreszcie, po wielu dniach, doznałem olśnienia. Zrozumiałem wszystko.
Było z pewnością tak:
Po nieudanej ceremonii uzdrowienia Pudens oczywiście opowiedział matce całą rzecz,
chyba nie szczędząc ubarwień. Pudentilla zaczęła się zastanawiać, dlaczego chciałem poddać
Tallusa próbie zaklęć. Była kobietą roztropną i praktyczną, toteż na myśl by jej nie przyszło,
że istotną przyczyną są tylko i wyłącznie moje szczytne zainteresowania naukowe. Podejrze-
wała natomiast, że chciałem osiągnąć przy pomocy obrządków nad epileptykiem coś bardzo
konkretnego i poznać jakąś tajemnicę. Jaką? Poncjan od pewnego czasu wciąż ją przekony-
wał, że powinna mnie poślubić; wiedziała też, że i ja jestem do tego nakłaniany. W jej oczach
byłem człowiekiem stosunkowo młodym, nieśmiałym i niedoświadczonym, oddanym tylko
nauce, pogrążonym w mądrych księgach starożytnych. Uważała więc za rzecz całkowicie
naturalną, iż nie mam odwagi sam z nią porozmawiać o wspólnej sprawie; tłumaczyła sobie,
że obieram drogę czarów, bo chcę się dowiedzieć, jakie są widoki zdobycia jej względów. Od
tej strony cała historia mogła jej tylko pochlebić. Ale była inna kwestia: wziąłem jako pośred-
nika osobę chorą i odrażającą; to było przykre, niemiłe i musiało ją dotknąć.
A mimo to Pudentilla pierwsza uczyniła gest pojednawczy! Ażeby dowieść, że wcale nie
jest przeciwna moim studiom i poważnie traktuje wyjaśnienie w sprawie Tallusa, poprosiła
znajomego lekarza, by przyprowadził do mnie swoją pacjentkę, która cierpiała na epilepsję.
Oczywiście w tym wypadku nawet nie próbowałem obrzędów i zaklęć. Zapytałem ją tylko,
czy odczuwa dzwonienie w uszach i w którym bardziej; odpowiedziała, że w prawym.
Tak więc ostatecznie rozwiał się mój niepokój. Lepiej nawet, wyszedłem z całej tej sprawy
z pewnym zyskiem i zadowoleniem: Pudentilla mi sprzyjała, to było oczywiste.
Powróciłem do studiów nad Platonem z nowym zapałem.
PLATON I RODZINA MATKI
Rozmowa Sokratesa z Charmidesem stopniowo doprowadziła do pytania, czym właściwie
jest sofrosyne, czyli roztropne panowanie nad sobą (wydaje mi się, że tak najlepiej przetłuma-
czyć ten grecki wyraz). Kritias bowiem zapewniał, że Charmides już posiada tę piękną cechę
charakteru i że ona to właśnie wyróżnia go spośród rówieśników. Na co Sokrates grzecznie
odrzekł, że to zupełnie zrozumiałe, bo chłopiec pochodzi ze świetnego domu. Przodków jego
ojca sławił Anakreont, Solon i wielu innych poetów. Tak samo ma się rzecz z rodziną matki
Charmidesa; jej brat Pyrilampes uchodził swego czasu za najprzystojniejszego mężczyznę w
Atenach, a nawet na całym kontynencie azjatyckim, ilekroć posłował do króla perskiego.
Słowa, które Platon włożył w usta Sokratesa, uważam za bardzo znamienne. Charmides,
powtarzam, był rodzonym bratem matki Platona; a więc wychwalając jego przodków Platon
zarazem składał hołd swym macierzystym dziadom i pradziadom. Ciekawy jest również ukłon
w stronę Pyrilampesa; matka Platona, jak już wspomniałem, poślubiła go po śmierci swego
pierwszego męża, Aristona, owego miłośnika spokoju; wyszła więc za swego wuja. Widocznie
Pyrilampes umiał zjednać sobie serce pasierba, skoro ten pisze o nim tak serdecznie.
Wynika stąd jasno, że Platon był gorąco przywiązany do rodziny matki, choć portret Pe-
riktione odmalował w raczej ciemnych barwach. Szczycił się dawną tradycją i pragnął prze-
kazać potomnym jak najpochlebniejszy obraz krewnych. Co wszakże najbardziej zdumiewa-
jące, to fakt  na który już wskazałem  że nawet Kritias, tak zniesławiony przywódca Komi-
33
sji Trzydziestu, nigdy nie spotkał się ze strony Platona z wyraznym, imiennym potępieniem.
Przeciwnie. W dialogu Timajos, o którym mówiłem poprzednio, Kritias jest jedną z głównych
postaci, inny zaś utwór, stanowiący kontynuację Timajosa, nosi wprost tytuł Kritias.
A przecież był to człowiek, którego czyny słusznie wzbudzały ogólne oburzenie. Zamie-
rzał zgubić nawet Sokratesa, powierzając mu zadanie doprowadzenia do Aten obywatela bez- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • supermarket.pev.pl
  •