[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ego umyte pod prysznicem włosy były wilgotne, a skóra pachniała rześkim
powietrzem, mydłem i męską świeżością. Julie zadrżała lekko, czując
dotyk chłodnych palców; czekała, co nastąpi.
- Może - powiedział łagodnie.
Julie i Rey wrócili do Luizjany póznym popołudniem następnego dnia.
Zachodzące słońce zsuwało się w stronę horyzontu. Było ogromną
czerwoną kulą ognia pozostawiającą na niebie pomarańczowe, różowe i
złote smugi. N a tle nieba rysowały się czarne sylwetki drzew. Julie, która
przez ostatnie minuty podróży obserwowała zmieniające się kolory,
poczuła żal - straciła ten zachód. Stanowiłby znakomite tło dla końcowych
napisów.
Skręcili na parking. Wokół panował spokój, ale Julie nie spodziewała się
nic innego. Wiedziała, że nic się nie będzie działo, chciała jednak
zatrzymać się tu w drodze do domu ciotki Tine. Musiała się upewnić, że
podczas jej nieobecności nic się nie stało.
Karawaningi, biura w przyczepach, autobusy-stołówki w pobliżu klubu
jachtowego - wszystko to stało puste. Pewnie są w motelu albo w Nowym
Orleanie - korzystają z krótkiego urlopu spowodowanego jej
nieobecnością i oczekują na wezwanie do pracy. Wartownik, zastępca
miejscowego szeryfa, dorabiający sobie do pensji, zasalutował, kiedy Julie
wysiadła z dżipa Reya, który czekał na nich na lotnisku. Julie poczekała,
aż Rey się do niej przyłączy, a potem podeszła do wartownika.
- Co się dzieje? - zawołała.
- Wszystko jak zwykle - powiedział wartownik. Poprawił broń u pasa,
wyszedł z małej metalowej budki i ruszył w ich stronę. - Wszyscy są na
rzece, patrzą, jak pracuje wielki Bull Bullard.
Julie zrobiło się zimno. Mimo to starała się mówić spokojnie i uśmiechać
się.
- BulI? A co on znowu wymyślił?
- Wziął ekipę i filmuje zachód słońca, 'o ile wiem.
- Tak? No to chyba powinnam to zobaczyć.
- Julie ... - powiedział Rey.
Odwróciła się do niego gwałtownie.
- Zawieziesz mnie? Musi tu być jakaś łódz.
- Nie uważasz, że powinnaś poczekać? Oni na pewno niedługo wrócą.
Julie zrozumiała, co Rey ma na myśli. Niebo ze smugami światła wkrótce
ściemnieje. To, czy ona tam się zjawi czy nie, nie ma znaczenia.
- Nie - odparła. - Nie sądzę. Jeżeli nie chcesz ze mną jechać ...
- Zawiozę cię - odpowiedział ponuro.
Zlizgacz Reya był w pobliżu, zacumowany w doku. Był tu od czasu, gdy
ostatnio kręcili. Kilka minut pózniej pędzili w dół rzeki. Wiatr wiał im w
twarze, a we włosach mieli kropelki wody.
Nie musieli płynąć daleko. Bull kręcił w najbliższym otwartym kanale, w
miejscu, gdzie dało się umieścić kamery tak, żeby mogły uchwycić nie
tylko zachód słońca i linie drzew, ale także wolno płynącą wśród
gęstniejącego mroku drewnianą pirogę ze starym Josephem, stojącym na
rufie i odpychającym się drągiem od dna.
Julie z bólem i niedowierzaniem przypatrywała się temu, co się dzieje.
Patrzyła na starannie ustawione kamery, na filtry, dzięki którym można
było uchwycić ukośnie padające promienie słońca, na różowe. i złote
refleksy na wodzie, na drżące odbicie człowieka i łodzi i bagiennego
krajobrazu. Była to tak dobrze jej znana wizja i tak doskonała reprodukcja
tego, ćo często widziała oczami wyobrazni, że Julie usiadła oszołomiona.
W tej samej chwili z rzeki dobiegł ryk silnika. Zza zakrętu wyłonił się skif
z Vance'em przy sterze. Pomknął w stronę kamer, mijając drewnianą łódz.
Vance machnął ręką do starca w pirodze. Stary Joseph kiwnął tylko głową,
odwracając się i obserwując pędzący skif, gdy tymczasem jego łódz
kołysała się na falach. Kamery też się obróciły, śledząc skif.
Julie odwróciła się powoli do Reya, który zwolnił, a potem wyłączył silnik
ślizgacza.
- Powiedziałeś mu. Powiedziałeś Bullowi o zachodzie słońca.
- W jej głosie brzmiała rozpacz.
Patrzył na nią, nic nie mówiąc, ale w jego oczach był żal. BulI, znajdujący [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • supermarket.pev.pl
  •