[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Ruth Linie niczego złego. Ona jest wspaniałą dziewczyną ta twoja córka, Helgo.
Helga milczała. Pochyliła głowę i Mali słyszała, że oddycha z trudem.
- To o tym właśnie chciałam z tobą porozmawiać - ciągnęła dalej Mali. - O tobie i o Ruth
Linie.
- A tobie nic do tego - warknęła tamta ponuro.
- Oczywiście, masz rację - przyznała Mali.  Ale ja wiem, ile córka dla ciebie znaczy. I
wiem też, ile ty zawsze znaczyłaś dla niej.
Położyła rękę na kolanie Helgi. Helga zesztywniała pod dotknięciem, ale nie odtrąciła ręki
szwagierki.
- Ja sporo wiem o takich sprawach - westchnęła Mali cicho. - Wiem, jak to jest, kiedy
trzeba żyć i nie mieć kontaktu z kimś, kogo się kocha bardziej niż siebie samego. Człowiek
robi się chory z tęsknoty i rozpaczy, a to nie są dobre uczucia.
Helga nadal milczała. Odwróciła się tylko od Mali, żeby tamta nie widziała, że płacze. Bo
Helga zanosiła się szlochem. Mali patrzyła na jej drżące ramiona.
- Ja rozmawiałam z Oją po tym, jak Ruth Lina przyjechała do Stornes i powiedziała mu,
że... - Mali głęboko wciągnęła powietrze, zanim zaczęła mówić dalej. - Powinnaś wiedzieć, że
oni rozstali się w przyjazni - ciągnęła. - Oja żywi wielki szacunek do Ruth Liny za to, że
zrobiła to, co zrobiła.
- Ale mną wszyscy pogardzacie w najlepsze - wykrztusiła Helga ochryple.
Mali poprawiła spódnicę i objęła ramionami kolana, zanim mogła znowu mówić.
- Może i żywiłam dla ciebie złe uczucia wtedy, kiedy dotarła do mnie prawda - wyznała
szczerze. - Ja... tak trudno było zrozumieć, że mogłaś się zdecydować... popchnąć Ruth Linę
do takiego małżeństwa. Bo przecież szczęśliwi oni by ze sobą nie byli. A czy już nie dość
mamy nieszczęśliwych małżeństw, Helgo, zarówno ty, jak i ja?
Helga ukryła twarz w dłoniach.
- Co chcesz przez to powiedzieć? - wyszeptała w końcu tak cicho, że Mali ledwo słyszała,
co tamta mówi.
- Jeśli mamy dla odmiany być wobec siebie szczere, Helgo, to przecież wiesz, że ja nigdy
nie byłam szczęśliwa z Johanem. Wyszłam za niego po to, by ochronić swoją rodzinę. Wiesz
o tym. I to był wielki błąd. Nie powinnam była nigdy się na to godzić, ze względu na Johana
też nie. Tak samo jak ty nie powinnaś była wychodzić za mąż za Kristena. Bo to Gjelstad i
szacunek chciałaś mieć, pragnęłaś tego bardziej niż jego, czyż nie mam racji?
Helga znowu zaczęła boleśnie szlochać, ale nie powiedziała nic.
- Ale człowiek może zrobić bardzo wiele, kiedy wierzy, że będzie miał lepsze życie -
ciągnęła Mali wolno. - Albo że ochroni przez to bliskich. Ale w życiu nie ma nic za darmo -
dodała szeptem. - To kosztuje. Kosztuje bardzo wiele.
Przez chwilę panowała cisza. Z lasu na tylach Gjelstad docierały do nich żałosne tony
drozda śpiewaka, poza tym było całkiem cicho.
- Uważam, że powinnaś napisać do Ruth Liny - oznajmiła Mali. - Wyjaśnij jej, co
spowodowało, że zrobiłaś to, co zrobiłaś. Bo przecież postąpiłaś tak dlatego, że chciałaś dla
niej jak najlepiej. I twoja córka na pewno to zrozumie, Helgo, jestem tego pewna. Ruth Lina
nie jest już dzieckiem, dowiodła tego, kiedy przyszła do Oi. A ciebie bardzo kocha ja o tym
wiem.
- Ale nie ma wybaczenia dla...
- Dla wszystkiego jest wybaczenie - oznajmiła Mali spokojnie. - Przynajmniej prawie dla
wszystkiego - dodała wolno. - Nie zadręczaj się tak, Helgo. Napisz do niej. Gwarantuję ci, że
otrzymasz odpowiedz.
Helga pociągała nosem. Potem odwróciła się do Mali z zaczerwienionymi oczyma.
- A co sprawiło, że przyjechałaś tu do mnie i mówisz takie rzeczy?
- To, że ja wiem, jak to jest, kiedy człowiek tęskni za ukochanym dzieckiem - odparła
Mali. - I także to, że jestem już zmęczona tą całą wrogością i nienawiścią, podejrzeniami i
kłamstwami. Obie popełniłyśmy mnóstwo błędów, i ty, i ja. Ale przecież można to naprawić.
I powinnyśmy to zrobić, póki jeszcze jest czas, Helgo. Nie wiemy przecież, ile czasu nam
pisane, ani ty tego nie wiesz, ani ja. I nie wiemy też nic o tych, którym wyrządziłyśmy zło -
dodała wolno. - Jedyne, co wiem, to to, że będzie za pózno, kiedy oni odejdą...
Helga długo siedziała w milczeniu. Patrzyła gdzieś w dal, na złocące się we wrześniowym
słońcu pola.
- A jeśli napiszę...
- To na pewno ona ci odpowie, że bardzo się cieszy, że się do niej odezwałaś - zapewniła
Mali.
- Ona powiedziała, że nigdy do domu nie wróci - wyszeptała Helga na pół z płaczem.
- Człowiek tyle mówi, kiedy jest zraniony i zły - westchnęła Mali spokojnie. - Ona wcale
tak nie myśli. Tylko być może potrzebuje czasu, żeby tu wrócić. Ale wróci... na pewno wróci.
- Kristen i ja... my ze sobą już nie rozmawiamy.
- No to ty odezwij się do niego pierwsza - poradziła Mali. - Byłaś wielką miłością
Kristena, Helgo. Byłaś przez te wszystkie lata i myślę, że nadal jesteś. Wyciągnij do niego
rękę, a zobaczysz.
Znowu zaległa między nimi cisza.
- Ty jesteś naprawdę niezwykłym człowiekiem, Mali Stornes - rzekła Helga, w końcu
patrząc jej w oczy. - Możesz być niczym najzimniejszy z diabłów. Nieustępliwa i twarda jak
stal. A potem nagle stajesz się człowiekiem, który współczuje innym. Wielu rzeczy jeszcze o
tobie nie wiem.
- I nie musisz wszystkiego wiedzieć, Helgo. Najważniejsze jest, żebyś nie toczyła ze mną
wojny, zwłaszcza że mogłabyś utracić tych, na których ci naprawdę zależy.
- No tak, może i masz rację - dotarły do Mali ciche słowa. Mali wstała i otrzepała ciemną
spódnicę.
- No to co, napiszesz?
- Chyba tak - odparła Helga wolno.
- I pozdrów Kristena - mówiła dalej Mali. - Kiedy już zaczniesz z nim rozmawiać.
Helga podniosła się również. Przez chwilę stały tak naprzeciwko siebie. Patrzyły sobie w
oczy.
- A może napijesz się kawy? - spytała Helga nagle, przygładzając ręką włosy.
- Nie, dziękuję, nie dzisiaj - odparła Mali. - Może następnym razem, kiedy Ruth Lina
będzie w domu - dodała. - Wtedy przyjedziemy chętnie, i ja, i Havard.
Wyciągnęła rękę. Helga wahała się przez moment, po czym ujęła dłoń Mali w swoją zimną
i wilgotną.
- Powodzenia - szepnęła Mali.
Odwróciła się i poszła do konia. Kiedy wyjeżdżała z podwórza, uniosła rękę w ostatnim
pozdrowieniu. Helga pomachała jej w odpowiedzi. Nigdy przedtem się to nie zdarzało,
pomyślała Mali, żebyśmy my dwie żegnały się w ten sposób. Trzeba było dużo czasu.
Naprawdę wystarczająco dużo, pomyślała i cmoknęła na konia.
W pierwszym tygodniu pazdziernika zaczęli przenosić meble i wyposażenie do nowego
domu. Wszyscy przyszli pomagać. Pogoda się zmieniła, było zimno i wietrznie, napalono
solidnie w obu nowych żeliwnych piecach, i w kuchni, i w izbie. Ale paliło się marnie.
- Może coś jest nie tak z ciągiem powietrza - zastanawiał się Havard, po czym otworzył [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • supermarket.pev.pl
  •