[ Pobierz całość w formacie PDF ]

się Fliss.
- Owszem, był - potwierdził Morgan. - Doktor Obote, absolwent
jakiejś wschodnioeuropejskiej uczelni medycznej. I dwu przyuczonych
przez niego sanitariuszy. Tylko z lekami, narzędziami chirurgicznymi i
materiałami opatrunkowymi było raczej kiepsko. Dlatego ta blizna nie
wygląda może najpiękniej. Ale...
- Tak? - Fliss konsekwentnie starała się zachęcić męża do zwierzeń,
ponieważ wydawało się jej, że im więcej przeżyć i zdarzeń z Afryki
ujawni, tym mniejszy balast przykrych wspomnień będzie musiał
dzwigać.
- Do Ucha, miałem szczęście, że ta blizna nie jest wyżej! -
wykrzyknął rozgorączkowany, wręcz roztrzęsiony. - Ta piekielna kula
mogła mnie jak nic wykastrować, gdyby poszła troszeczkę innym torem,
o centymetr czy półtora w górę. I nikt by mi wtedy nie pomógł! Ani
afrykański medyk tam, w Nyandzie, ani ty, tutaj, teraz, choćbyś się nie
wiem jak nade mną litowała. Byłbym kastratem, rozumiesz?
- Ale nie jesteś! - krótko i zdecydowanie zakończyła dyskusję na ten
75
RS
drażliwy temat, nie chcąc, by Morgan poddawał się niepotrzebnie
histerycznym nastrojom. - I nie jesteś też impotentem - dodała po chwili
- tylko normalnym, zupełnie zdrowym facetem, po ciężkich przejściach,
ale przecież z przyszłością.
- Diabli wiedzą jaką!
- Daj spokój diabłom, lepiej sam się zastanów, czego chcesz.
- Chcę zapomnieć - mruknął Morgan.
- Zapomnisz, jak już wszystko opiszesz w tej książce, którą zamówił
u ciebie Gerry Grant.
- Może i tak - zgodził się trochę bez przekonania. - Ale ja chciałbym
też zapomnieć - dodał - że moja żona i niejaki Graham Bland...
- Człowieku, zrozum! Twoja żona była oficjalnie, przez długie cztery
lata, wdową po tobie i dlatego zaręczyła się w końcu z innym
mężczyzną! - Felicity zaczęła wyjaśniać mężowi tę samą sprawę po raz
kolejny, akcentując dobitnie każde wypowiadane słowo. - Ale jeśli
chcesz wiedzieć...
- Nie chcę! - wybuchnął, podnosząc głos niemal do krzyku. - Nie
chcę nic wiedzieć, rozumiesz? I nie chcę, Fliss, żebyś kochała się ze mną
z litości albo z obowiązku. Nie chcę, żebyś oferowała mi swoje
wspaniałe ciało ze współczucia, jako lekarstwo, w ramach psychoterapii,
a równocześnie myślała o tamtym facecie, z którym tak miło ci się
spaceruje i gawędzi!
Po czym dodał nieco ciszej:
- Dlatego wyjeżdżam.
I nie wyjaśniając już niczego więcej, zaczął się w pośpiechu i milczeniu
ubierać.
Morgan Riker wyjechał tego wieczora z Whittersley z zamiarem
udania się prosto do Londynu, lecz kiedy - o dość póznej już porze -
dotarł taksówką do oddalonego zaledwie o dwadzieścia kilka
kilometrów prowincjonalnego Salisbury nad rzeką Avon, trochę
nieoczekiwanie dla samego siebie postanowił zostać tam na dłużej i
poszukać sobie jakiegoś niewielkiego mieszkania do wynajęcia.
Tu będzie bez porównania taniej i o wiele spokojniej niż w ruchliwej,
76
RS
hałaśliwej i zatłoczonej wielomilionowej stolicy - próbował tłumaczyć
sobie na sposób w miarę racjonalny, zdroworozsądkowy, swoją nagłą
decyzję, podjętą w istocie pod wpływem jakiegoś trudnego do
wytłumaczenia intuicyjnego impulsu. Uznał, że w takich warunkach
lepiej się będzie pracowało nad książką.
Jakoś nie zdobył się na to, by przyznać się przed samym sobą, że po
prostu chce być bliżej Felicity.
A może nie był tego tak do końca świadomy?
Tak czy inaczej, konsekwentnie realizując swój plan, zatrzymał się w
jednym z salisburskich hoteli. A po kilkudniowych poszukiwaniach za
pośrednictwem lokalnej agencji wynajął sobie, w jednej ze starych
wiktoriańskich kamienic w samym centrum, dwupokojowy umeblowany
apartament na pierwszym piętrze, z efektownym widokiem z okna
saloniku na gotycką katedrę z najwyższą w całej Anglii,
studwunastometrową wieżą.
Zaczął pisać.
I zaczął tęsknić za Fliss.
Właściwie, to częściej nawet tęsknił niż pisał.
Tęsknił i rozmyślał.
Mało - rozmyślał! Toczył zażarte wewnętrzne spory, bił się z myślami,
które nieustannie kłębiły mu się w głowie, gorączkowe, ponure,
denerwująco chaotyczne i często wzajemnie sprzeczne.
Fliss wcale mnie nie potrzebuje, woli tego swojego wielebnego
Blanda, wmawiał sobie w duchu. Najchętniej pewnie rozwiodłaby się ze
mną jak najszybciej i wyszła za niego za mąż, tak jak to miała w planie,
zanim wróciłem z Afryki...
Zaraz, zaraz... - zaczynał się trochę wahać. Ale przecież nie
sprzeciwiała się, kiedy w tamtą sobotę wskoczyłem do jej łóżka. I nawet
chyba miała żal, że w tym łóżku nie doprowadziłem sprawy do końca. I
kiedy ją odwiedziłem po raz drugi, to sama mnie sprowokowała,
przejęła inicjatywę... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • supermarket.pev.pl
  •