[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Chciałbyś tam zostać na wieczność?
- Oddałbym za to życie!
Starzec z Gór wstał i podchodząc do drzwi, zapytał:
- Czy widzisz tę skałę, tam w dole?
- Widzę.
- Idz tam, rzuć się z niej, a trafisz do raju na zawsze!
- Niech tak się stanie - powiedział chłopiec, kłaniając się znowu przed Starcem z Gór.
Wyszedł pewnym krokiem i ruszył w stronę skały.
- Nie zatrzymasz go, panie?! - krzyknąłem.
- Zatrzymać go? Ależ to niemożliwe! On tego nie chce.
Obiecałem mu to, czego pragnie najbardziej na świecie.
Odnalezć rajski ogród...
Chłopiec, dotarłszy do skały, rzucił się bez wahania w przepaść.
Zapadła cisza. Nie mogłem wykrztusić słowa, tak byłem wstrząśnięty.
Starzec z Gór i Nasr-Eddin, jak gdyby nic się nie stało, ułożyli się naprzeciw siebie na
miękkich poduszkach i zaprosili mnie, bym uczynił to samo.
- Raj... - wyszeptałem, znów czując, jak owiewają mnie opary haszyszu. - Co to takiego jest?
Ledwie wymówiłem te słowa, a ogarnęła mnie dziwna błogość, mój rozmówca stał mi się nad
wyraz bliski. Miałem wrażenie, że go rozumiem, zanim jeszcze przemówił, że zgłębiłem jego
spojrzenie; czułem się, jakbym złączył się z nim, gotów słuchać go godzinami, jakbym płynął
wolno z czasem, który się do mnie uśmiecha i jest mi przyjazny. Miałem wrażenie, że unoszę się
ponad słowami Starca z Gór i widzę z niezwykłą ostrością, jak słowa te przybierają kształt rzeczy,
a rzeczy, krążąc wokół nich, przybierają z kolei ich postać;
nagle wszystko stało się doskonałe - herbata, którą piłem, poduszki, na których siedzieliśmy,
komnata o kątach zamazanych przez kadzidlany dym unoszący się nad nami, wzbijający się ku
niebu.
- Raj - powiedział Starzec z Gór - to jest to, co przedtem ujrzałeś i przeżyłeś, będąc w ogrodzie.
W naszej kulturze mamy dwie zasady: prawo boskie - szariat, oraz droga duchowa - tarikat. Poza
prawem i drogą jest ostateczna rzeczywistość - hakikat, to znaczy Bóg lub byt absolutny.
Rzeczywistość, Adhemarze, jest w zasięgu ludzi. Objawia się na poziomie świadomości i tego
właśnie doświadczyłeś. Przeżycie to jest tak silne, tak niebywałe i tak przyjemne, że myślisz teraz
tylko o jednym - jak je odnalezć.
- Czy jest to możliwe? - zapytałem.
- Jest to możliwe dla człowieka doskonałego, dla imama, gdyż jego wiedza wynika z
bezpośredniego postrzegania rzeczywistości. Nasz mistrz Al-Hasan Ibn as-Sabbah pokazał, iż jest
to możliwe, gdy ogłosił kiyamat, czyli Wielkie Zmartwychwstanie, to znaczy koniec świata!
Kiyamat jest zaproszeniem dla wszystkich, którzy przeżyją, by zaznali rozkoszy raju na ziemi. Tak
według nas będzie wyglądać koniec świata. My, Adhemarze, wierzymy, że na tamtym świecie
zaznamy tylko rozkoszy.
Starzec z Gór upił łyk herbaty, po czym zwrócił się do nas z pytaniem:
- Powiedzcie mi teraz prawdę. Dlaczego tu przybyliście?
- Zostaliśmy wysłani przez templariuszy - odpowiedział Nasr-Eddin - i mamy ci przekazać, co
następuje. Templariusze i asasyni współdziałali przez jakiś czas w pokoju...
- Płaciliśmy templariuszom coroczną daninę w wysokości dwóch tysięcy besantów w zamian
za ich opiekę - przerwał mu Starzec z Gór. - Templariusze żądali tej daniny, bo czuli się silni i
niepokonani!
- Jednak asasyni nie płacą daniny od pięciu lat. Templariusze ofiarowują wam pokój w zamian
za skarb Zwiątyni, którego mieliście strzec w twierdzy Alamut.
Starzec z Gór popatrzył na niego przenikliwie. Ja tymczasem, ułożywszy się wygodnie,
zacząłem zapadać w słodki sen, zapominając o tym, po co tu przybyłem.
Było już pózno, gdy Starzec z Gór dał nam do zrozumienia, że nadszedł czas odjazdu.
Wyszedłem na dwór, by odmówić poranne modlitwy. Trzynaście razy wyszeptałem Ojcze nasz ku
czci Najświętszej Marii Panny i drugie trzynaście pacierzy na cześć światła dziennego. Dodało mi
to sił, albowiem straciłem poczucie czasu i nie wiedziałem już, kim jestem ani po co przybyłem.
Potem udałem się do stajni, by sprawdzić, czy zadbano o moje konie, i wydać rozkazy
stajennym. Stało tam dwadzieścia koni, a każdy dzwigał dwie sakwy, w których znajdował się
skarb Zwiątyni. Dołączył do mnie Nasr-Eddin i opuściliśmy zamek, wiodąc długą karawanę
powiązanych ze sobą koni.
Jechaliśmy spokojnie, nie podejrzewając, iż u stóp góry czeka na nas dwudziestu ludzi, a z
nimi Starzec z Gór. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • supermarket.pev.pl
  •