[ Pobierz całość w formacie PDF ]

tylko jak musiał. Rzadko i niechętnie. A Krzysztof wspominał, że Jacuś jest nieosiągalny. Może
siedzi gdzieś w ukryciu i tatuś dostarcza mu wałówkę? Nie ma co kombinować. Spotka się z
Wandą, to wszystkiego się dowie. I być może tym razem ona będzie mogła zrobić wrażenie na
panu prokuratorze. Bo, cholera, on jej zaimponował tym nocnym pościgiem i pózniejszym
wrzaskiem.
- Ama! Dzięki Bogu, że przyszłaś, bo ja już nic nie rozumiem! - powitała ją w progu Wanda.
- Ale się porobiło! Oj, ty prosto z pracy! Pewnie jesteś głodna, chodz! - Pociągnęła gościa do
kuchni. - Już ci nakładam. Zrobiłam takie, jak lubisz: z ryżem i grzybami.
Anna Maria usiadła przy stole, przełykając ślinę, bo kiszki jej grały marsza, a cudowny
aromat potrawy tylko wzmagał apetyt. Kiedy kuzynka postawiła przed nią parujący talerz, bez
namysłu złapała widelec i zaczęła jeść łapczywie, jakby od tygodnia nic nie miała w ustach. Wanda
była genialną kucharką. Nawet ciotka Eleonora niechętnie to przyznawała.
- Co się porobiło? - Po pochłonięciu kilku maleńkich gołąbków Ama odzyskała przytomność
umysłu.
- Jacuś nie żyje! No, wyobraz sobie! Po dwunastej policja do nas przyszła i kazali Wackowi
jechać z nimi i ciało rozpoznawać. Wacek wrócił zupełnie rozmemłany i jakiś taki przestraszony,
spakował coś do torby, powiedział, że nie wie, kiedy wróci, i tyle go widziałam! Co ty na to?
Ama nie miała pojęcia, co ona na to, bo wiadomość kompletnie ją zaskoczyła. Gapiła się
tępym wzrokiem na Wandę i usiłowała zrozumieć. Jacuś nie żyje. Jak to nie żyje? Jakim prawem?
Przecież wczoraj miał się włamywać do Pawełka! A Wanda? Aż tak ją rąbnęło, że nie dociera do
niej, co się stało? Jej jedyne dziecko nie żyje, a ona mówi o tym, jak o sensacji?
- A ty... Ciebie to... Jak to tak... Jacuś nie żyje, a ty nic?
- Jak to nic? Przejęłam się! - Wanda w zadumie spożyła gołąbka, który nie spełniał normy, bo
rozpadł się podczas duszenia. - Nie wtrącałam się. Mieli swoje sprawy, i dobrze. Ale chyba obaj
wdepnęli w coś paskudnego, bo Wacek wyglądał na bardzo przestraszonego.
- Wanda, ja... - Ama odsunęła na bok dobre wychowanie, które usiłowała wpoić jej matka, i
brutalnie zapytała: - Twój syn nie żyje, a ty mi mówisz, że się przejęłaś?!
- Jaki mój?! - oburzyła się Wanda. - Póki żyła teściowa, milczałam, bo po co mi były
domowe awantury. Jaka ona była, to ty sama wiesz... Wacka syn!
Amie przemknęło przez myśl, że albo ma kłopoty ze słuchem, albo Wandzie odbiło z żalu po
ukochanym jedynaku. Psychologia ma na to naukowe określenie: wyparcie, czy jakoś podobnie...
- Wandziu... - zaczęła łagodnie.
- Czekaj, Ama. Teraz to ja ci wszystko opowiem, bo mi te bajdy Eleonory dawno dojadły, a
ty patrzysz na mnie jak na głupią! Wacka poznałam, kiedy pracowałam jako bufetowa na stacji.
Nawet mi się podobał - wyznała. - Zaczęliśmy się spotykać i już nabrałam nadziei, że wyjdę za
niego za mąż, ale Eleonora się postawiła. Według niej nie nadawałam się na synową. Ukochany
jedynak potrzebował posażnej panny z dobrego domu, a nie sprzedawczyni. Wiesz, jak ja się
czułam, kiedy mi to powiedziała prosto w oczy?
- Wyobrażam sobie... - Ama westchnęła. - Czułam się pewnie tak samo, kiedy mamusia
mojego niedoszłego przyleciała, żeby mi oznajmić, że jej synuś nie tak sobie wyobrażał panienkę z
dobrego domu, i tak naprawdę zależało mu wyłącznie na koneksjach, nie na mnie... Jak to się stało,
Wandziu, że jednak wyszłaś za niego ? Jak w ogóle mogłaś znosić obecność ciotki i jej kretyńskie
uwagi? Ja bym nie wytrzymała.
- Mnie też lekko nie było. Czasem chętnie bym jej ukręciła łeb! Wiesz, że ona w końcu chyba
naprawdę uwierzyła, że była z tych Krasińskich? Dobrze, że choć Sabina umiała ją utemperować.
Jak to się stało? Któregoś dnia w mieszkaniu Eleonory pojawiła się pyskata panienka i
zaprezentowała Piecykom niemowlaka. Powiedziała, że tatusiem jest Wacuś, a skoro tak, to niech
się nim łaskawie zajmie, bo ona nie ma do tego głowy i pieniędzy. Zostawiła dzieciaka, i tyle ją
widzieli. Eleonora podobno wpadła w szał. Bała się, że panienka znowu zjawi się za jakiś czas i
zażąda pieniędzy za milczenie albo zwrotu małego i alimentów. Postanowiła przeciwdziałać i
przypomniała sobie o mnie.
- I zgodziłaś się?! Po tym, co na ciebie wygadywała?!
Wanda westchnęła.
- Z początku nie chciałam o niczym słyszeć. W końcu miałam swoją dumę. Na synową się
nie nadawałam, a do niańczenia cudzego bachora jak najbardziej? Ale Wacek mnie ubłagał.
Obiecywał, że do końca życia nie będę musiała pracować. Wiesz, Ama, mnie w tym bufecie za
słodko nie było. Pieniądze zarabiałam niezłe, bo to były takie czasy, że zawsze coś na boku
wpadło. Ale ile się musiałam nieraz naużerać z pijakami! Mnie już wielka miłość do Wacka
przeszła, bo żal miałam, że się za mną nie ujął, kiedy jego matka swoje wygadywała. Ale mnie
skusiło. Eleonora obiecała, że za ślub i wesele zapłacą, a mieszkać będziemy u nich. A ja wtedy
żyłam w okropnych warunkach w hotelu robotniczym. Może mnie Pan Bóg skarał za głupotę, bo
po zamążpójściu niewiele się zmieniło na lepsze. Jacusiem się zajmowałam, dopóki był mały i
trzeba mu było tyłek podcierać. Potem przeszedł pod skrzydła babuni, a jakieś parę lat temu zaczęli
obaj z Wackiem coś tam po kryjomu kombinować. Nie wiem co, bo mi się nie opowiadali, a ja się
nie wtrącałam. Jak już Eleonora przeniosła się do tego mieszkania po starym Piecyku, od razu lżej
zaczęłam oddychać. Sama widziałaś. Do niej nie chodziłam, a jak dzwoniła, to olewałam. Mogła
sobie gadać. Po cichutku zrobiłam kursy gotowania za te ich pieniądze, bo myślałam, że jakby mi
kiedy przyszło samej się utrzymać, to przynajmniej fach będę miała. Tylko na Wacka już coraz
bardziej nie mogłam patrzeć, bo mi się wydawało, że robi się taki jak matka. Za każdą złotówką aż
się trząsł. Na życie dawał, nie powiem, bo zjeść zawsze lubił, ale miałam wrażenie, że ciągle mu
wszystkiego mało. Raz mu się wyrwało, że na stare lata to wreszcie będzie żył jak panisko.
- Wanda, on kiedyś też jezdził na przewozach, prawda?
- Jezdził, ale kiedy zaczął mieć kłopoty ze stawami, lekarz mu dał zaświadczenie, że nie
może prowadzić samochodów w dalekich trasach. Nogi mu czasem cierpły, a przecież na drodze
różnie bywa. Dlatego wcisnął na swoje miejsce Jacusia. Coś ci powiem, bo mi to spokoju nie daje.
- Wanda wyglądała na zakłopotaną. - Jacuś mi nie przeszkadzał. Więcej go nie było, niż był. Ale [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • supermarket.pev.pl
  •