[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nê i pchn¹Å‚ stół. Porcelana, srebro i soczyste owoce roztrzaskaÅ‚y siê i rozpry-
snêÅ‚y po caÅ‚ym patio.
Bêdzie musiaÅ‚a za to zapÅ‚aciæ. Dezercja jest wykroczeniem zasÅ‚uguj¹cym na
surow¹ karê. Na karê Smierci. Paznokcie VanDyke a zostawiÅ‚y czerwone prêgi na
dÅ‚oniach. Musi zostaæ ukarana za to, a tak¿e za brak wyczucia i ponowne opowie-
dzenie siê po stronie wrogów.
WydawaÅ‚o im siê, ¿e zdoÅ‚aj¹ go przechytrzyæ, wSciekaÅ‚ siê VanDyke, kr¹¿¹c
niespokojnie po patio. GwaÅ‚townym szarpniêciem zerwaÅ‚ z krzaka kremowy kwiat
hibiskusa. OczywiScie, popeÅ‚nili bÅ‚¹d. Tate równie¿.
Powinna byæ wobec niego lojalna. I bêdzie. Zmusi j¹ do tego. Z dzikim uSmie-
chem na ustach porozdzieraÅ‚ delikatne pÅ‚atki na strzêpy. Potem targaÅ‚ dalej i da-
lej, a¿ caÅ‚y krzak i elegancki garnitur byÅ‚y w strzêpach
Pod wpÅ‚ywem wSciekÅ‚oSci kipi¹cej w caÅ‚ym jego ciele, zakrêciÅ‚o mu siê w gÅ‚o-
wie. Sapn¹Å‚ i cofn¹Å‚ siê o krok, potem drugi. Kiedy jego oczy przestaÅ‚a zasnuwaæ
mgÅ‚a, zobaczyÅ‚ porozbijane resztki wystawnego lunchu i szcz¹tki przedmiotów.
BolaÅ‚a go gÅ‚owa i miaÅ‚ pokaleczone rêce.
182
Nie wiedziaÅ‚, kiedy dokonaÅ‚ tego zniszczenia, pamiêtaÅ‚ jedynie czarn¹ chmurê,
która otoczyła go ze wszystkich stron.
Jak dÅ‚ugo to trwaÅ‚o? zastanawiaÅ‚ siê, rozdygotany i przera¿ony. Ile czasu
minêÅ‚o od chwili, kiedy straciÅ‚ panowanie nad sob¹?
Zdesperowany spojrzaÅ‚ na zÅ‚oty zegarek bÅ‚yszcz¹cy na nadgarstku, nie mógÅ‚
sobie jednak przypomnieæ, kiedy ogarn¹Å‚ go ten nastrój.
PróbowaÅ‚ siê uspokoiæ, wmawiaj¹c sobie, ¿e to nie ma ¿adnego znaczenia.
SÅ‚u¿ba nic nie powie. Nawet pomySli, tylko to, co VanDyke ka¿e jej pomySleæ.
Tak czy inaczej, to nie on dokonaÅ‚ tych potwornych zniszczeñ.
PrzypomniaÅ‚ sobie, ¿e to ich wina. Lassiterów i Beaumontów. On jedynie
mo¿e nieco zbyt pochopnie zareagowaÅ‚ na doznany zawód. UdaÅ‚o mu siê jed-
nak odzyskaæ zdolnoSæ rozs¹dnego mySlenia. Jak zwykle. Zawsze bêdzie mu siê
to udawało.
Teraz, skoro ju¿ siê uspokoiÅ‚, przemySli wszystko i opracuje plan. Postano-
wiÅ‚, ¿e da im czas. Zostawi ich w spokoju, a potem zniszczy. Tym razem zetrze
wszystkich na proch, poniewa¿ to przez nich straciÅ‚ godnoSæ.
VanDyke powoli i gÅ‚êboko oddychaj¹c, zapewniaÅ‚ samego siebie, ¿e nadal
nad wszystkim panuje. Jego ojciec nie miaÅ‚ ¿adnej wÅ‚adzy nad matk¹. Matka nie
byÅ‚a pani¹ samej siebie.
On jednak wiedziaÅ‚, czym jest panowanie nad sob¹.
Tym razem straciÅ‚ kontrolê nad sob¹, dlatego byÅ‚ przera¿ony, jak dziecko
obawiaj¹ce siê strachów zamkniêtych w szafie. WiedziaÅ‚, ¿e owe strachy istniej¹,
i musiaÅ‚ siê powstrzymywaæ, by nie strzelaæ oczami na prawo i lewo w ich poszu-
kiwaniu. Duchy ciemnoSci, potwory w¹tpliwoSci. Pora¿ki.
TraciÅ‚ panowanie nad sob¹, choæ tak ciê¿ko nad tym pracowaÅ‚.
Kl¹twa Angeliki. Teraz wiedziaÅ‚ na pewno, ¿e jedynym lekarstwem jest ten
amulet. Maj¹c go, stanie siê mocny, nieustraszony i potê¿ny. ByÅ‚ przekonany,
¿e czarownica przelaÅ‚a weñ swoj¹ duszê. Tak, teraz naprawdê w to wierzyÅ‚ i za-
stanawiaÅ‚ siê, dlaczego kiedyS miaÅ‚ co do tego jakieS w¹tpliwoSci. Czemu nie-
gdyS uwa¿aÅ‚, ¿e jest to jedynie upragnione SwiecideÅ‚ko, które ma ogromn¹ war-
toSæ.
OczywiScie, ten naszyjnik byÅ‚ jego przeznaczeniem. VanDyke rozeSmiaÅ‚ siê
cicho, wyjmuj¹c z kieszeni lnian¹ chusteczkê do nosa, by przetrzeæ twarz. Prze-
znaczeniem i mo¿e ratunkiem. Bez owego amuletu zazna pora¿ki, lecz na tym nie
koniec. Mo¿e znalexæ siê w puÅ‚apce. W tym ponurym, drêtwym Swiecie potwor-
nej wSciekłoSci, Swiecie bez klamek.
Kluczem do wszystkiego byÅ‚ amulet. VanDyke ostro¿nie zerwaÅ‚ nastêpny
kwiat i delikatnie musn¹Å‚ go palcami, by dowieSæ samemu sobie, ¿e potrafi to
zrobiæ.
Angelika przelaÅ‚a duszê w kamieñ i metal. Naszyjnik przeSladowaÅ‚ VanDy-
ke a od lat, drwiÅ‚ z niego, dra¿niÅ‚ siê z nim, pozwalaÅ‚ dotrzeæ bardzo blisko, a po-
tem trzymał go z daleka.
No có¿, pokona czarownicê, tak jak zrobiÅ‚ to jego przodek. Zwyciê¿y, ponie-
wa¿ jest czÅ‚owiekiem, który potrafi wygrywaæ.
183
A jeSli chodzi o Tate& Zgniótł kwiat w dłoni i rozerwał zadbanymi paznok-
ciami zroszone płatki.
Dokonała wyboru.
Indie Zachodnie. Tropikalne wyspy tonêÅ‚y w kwiatach i rosn¹cych nad urwi-
skami palmach. BiaÅ‚y piasek lSniÅ‚ w sÅ‚oñcu, caÅ‚owany przez bÅ‚êkitn¹ wodê. Won-
ny wietrzyk poruszaÅ‚ majestatycznymi liSæmi. Tak wÅ‚aSnie wszyscy wyobra¿aj¹
sobie raj.
Kiedy tu¿ po wschodzie sÅ‚oñca Tate wyszÅ‚a na pokÅ‚ad, nie byÅ‚a wyj¹tkiem.
Delikatna mgieÅ‚ka spowijaÅ‚a sto¿ek uSpionego wulkanu na Nevis. Ogrody i drew-
niane domki na pla¿y uzdrowiska, które wybudowano od czasu ich ostatniego
pobytu, sprawiaÅ‚y wra¿enie pogr¹¿onych we Snie. Wszystko trwaÅ‚o w caÅ‚kowi-
tym bezruchu, oprócz mew.
Tate postanowiÅ‚a, ¿e nieco póxniej wybierze siê na l¹d, by uzupeÅ‚niæ zapasy.
Na razie jednak chciaÅ‚a popÅ‚ywaæ, korzystaj¹c z ciszy i samotnoSci.
ZanurkowaÅ‚a, a kiedy wynurzyÅ‚a gÅ‚owê, skupiÅ‚a siê na wra¿eniu wywoÅ‚anym
przez wodê przepÅ‚ywaj¹c¹ jej po plecach. Morze byÅ‚o na tyle chÅ‚odne, ¿e dziaÅ‚aÅ‚o
orzexwiaj¹co. Wykonuj¹c leniwe ruchy, Tate zatoczyÅ‚a koÅ‚o. Westchnienie zado-
wolenia zamieniÅ‚o siê w gwaÅ‚towne sapniêcie, gdy coS chwyciÅ‚o j¹ za nogê i wci¹-
gnêÅ‚o pod wodê.
Ze zÅ‚oSci¹ wynurzyÅ‚a siê na powierzchniê. ZobaczyÅ‚a uSmiechaj¹ce siê zza
maski oczy Matthew.
Przepraszam, nie zdoÅ‚aÅ‚em oprzeæ siê pokusie. WÅ‚aSnie spokojnie sobie
nurkowaÅ‚em, kiedy nagle zobaczyÅ‚em w wodzie twoje nogi. Mo¿esz byæ z nich
dumna, RudowÅ‚osa. S¹ takie dÅ‚ugie.
To morze jest bardzo rozległe, Matthew oSwiadczyła pruderyjnie. Idx
pobawiæ siê gdzie indziej.
A mo¿e zaÅ‚o¿ysz maskê i zanurkujesz ze mn¹?
Nie mam na to ochoty.
W kieszeni spodenek mam trochê krakersów. Odsun¹Å‚ z jej twarzy ko-
smyk mokrych wÅ‚osów. Nie chciaÅ‚abyS pokarmiæ rybek?
Chciałaby, lecz tylko wtedy, gdyby sama wczeSniej na to wpadła.
Nie. OdwróciÅ‚a siê do niego plecami i zaczêÅ‚a odpÅ‚ywaæ.
ZanurkowaÅ‚, przepÅ‚yn¹Å‚ pod spodem i ponownie pojawiÅ‚ siê tu¿ przed ni¹.
NiegdyS lubiÅ‚aS to robiæ.
NiegdyS nie byÅ‚eS taki wkurzaj¹cy.
Dotrzymywał jej kroku.
Ju¿ wiem, wyszÅ‚aS z wprawy w nurkowaniu. W koñcu przez caÅ‚y czas sie-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
-
Odnośniki
- Strona startowa
- Jordan_Robert_ _Kolo_Czasu_t_2_cz_2_ _Kamien_lzy
- C Howard Robert Conan i synowie Boga NiedĹşwiedzia
- Howard Robert E. Conan. Godzina Smoka
- M165. Roberts Alison Prawdziwy tata
- Heinlein Robert A Miedzy planetam
- Howard Robert E Conan pirat
- Heinlein, Robert A Double Star
- Heinlein, Robert A The Rolling Stones
- Howard Robert E Conan władca miasta
- Heinlein, Robert A Viernes
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- szczypiorkow.pev.pl