[ Pobierz całość w formacie PDF ]

strychniny, a kawy pani Inglethorp nie wypiła. A przecież strychninę przyjęła w
147
godzinach wieczornych, zapewne między siódmą a dziewiątą. Jak ją podano?
Musiał być trzeci środek, doskonale neutralizujący charakterystyczną gorycz. Ale,
dziwna rzecz, ta możliwość nie przyszła na myśl nikomu. Jaki to środek? - mały
Belg potoczył wokół wzrokiem i z zapałem odpowiedział na własne pytanie: -
Lekarstwo pani Inglethorp.
- Sądzisz, że morderca zatruł strychniną miksturę wzmacniającą? - zawołałem.
- Nie miał potrzeby. Mikstura zawierała już strychninę. Truciznę, która zgon
spowodowała, zapisał pacjentce doktor Wilkins. Ostatecznie wyświetlę sprawę,
kiedy odczytam wyjątek z receptury znalezionej w aptece Szpitala Czerwonego
Krzyża w Tadminster.
Strychnini sulph. 0,2
Kalibromati 15,0
Aqua ad 300,0
Mfs
W roztworze tym w ciągu paru godzin sole strychniny wytrącają się jako
nierozpuszczalny bromek w postaci przezroczystych kryształków. W Anglii pewna
kobieta umarła w wyniku zatrucia miksturą o zbliżonym składzie. Przyjęła wraz z
ostatnią dozą prawie całą zawartość strychniny strąconą skutkiem działania
bromku potasu.
Oczywiście - ciągnął mój przyjaciel - nie było soli bromu w lekarstwie doktora
Wilkinsa. Ale przypominają sobie państwo, że mówiłem o próżnym pudełku po
proszkach nasennych zawierających brom. Dwa, dajmy na to, takie proszki
rozpuszczone w lekarstwie wzmacniającym musiały strącić strychninę i
spowodować, że prawie cała jej ilość została spożyta w ostatniej dozie. Osoba,
która zwykle podawała lek pani Inglethorp, robiła to bardzo ostrożnie. Nie
potrząsała butelką, by cały osad został spokojnie na dnie.
W trakcie śledztwa napotykałem liczne wskazówki, że zbrodnię planowano na
poniedziałek. Tego dnia ktoś przeciął drut dzwonka z sypialni pani Inglethorp.
Panna Cyntia miała nocować u znajomych, o czym wszyscy wiedzieli. Innymi
słowy, pani Inglethorp zostałaby w prawym skrzydle domu zupełnie sama,
odcięta od wszelkiej pomocy i najprawdopodobniej umarłaby przed przybyciem
148
lekarza. Ale spieszyła się na dobroczynny kiermasz i o lekarstwie zapomniała.
Nazajutrz jadła lunch poza domem. W rezultacie przyjęła ostatnią śmiertelną
dawkę o dobę pózniej, niż przewidywał morderca. Dzięki tej zwłoce niezbity
dowód, ostatnie ogniwo w łańcuchu, znajduje się obecnie w moim ręku.
Wśród grobowego milczenia Poirot dobył z kieszeni trzy długie, wąskie skrawki
papieru.
- Własnoręczny list mordercy, proszę państwa! Gdyby był nieco bardziej
przejrzysty, pani Inglethorp ocalałaby zapewne. Zdawała sobie sprawę z
niebezpieczeństwa, lecz nie odgadła, co jej bezpośrednio grozi.
Zaległa martwa cisza. Poirot złożył paski papieru i począł czytać:
"Najdroższa Ewelino!
Zaniepokoi cię brak wiadomości. Wszystko w porządku, tylko dziś w nocy, nie
wczoraj. Rozumiesz? Po sprzątnięciu starej nadejdą dobre czasy. Nikt nie może
mnie podejrzewać. Brom to twój genialny pomysł! Ale musimy być ostrożni. Jeden
fałszywy..."
- Tutaj, proszę państwa, list się urywa. Niewątpliwie ktoś przerwał autorowi,
którego tożsamość nie nasuwa wątpliwości. Wszyscy znamy ten charakter pisma,
więc...
Przejmujący, rozpaczliwy wrzask zmącił ciszę.
- Potworne! Jak to zdobyłeś?!
Poleciało krzesło. Poirot zrobił zręczny unik, jeden chwyt i napastnik runął na
podłogę.
- Messieurs, mesdames - mały Belg skłonił się szarmancko - pozwólcie
zaprezentować sobie mordercę. Pan Alfred Inglethorp!
XIII. POIROT UDZIELA WYJAZNIEC
- Poirot, ty stary łobuzie! - powiedziałem. - Chętnie bym cię udusił! Dlaczego
bujałeś mnie tak długo?
Upłynęło kilka gorących dni, siedzieliśmy w bibliotece. Piętro niżej Mary
Cavendish witała odzyskanego Johna. Alfred Inglethorp i panna Howard znalezli
się pod kluczem. Nareszcie miałem przyjaciela wyłącznie dla siebie, mogłem więc
zaspokoić palącą ciekawość.
149
Poirot milczał przez dobrą chwilę. Wreszcie powiedział:
- Wcale cię nie bujałem, mon ami. Najwyżej pozwalałem, abyś sam siebie bujał.
- Niech i tak będzie. Ale dlaczego?
- Trudno to wytłumaczyć. Widzisz, mon ami, masz tak uczciwą naturę, tak
szczerą twarz, że... No, nie potrafisz maskować prawdziwych uczuć. Gdybym
informował cię o moich drobnych pomysłach, pan Alfred Inglethorp, wyjątkowo
przebiegły jegomość, przy pierwszym z tobą spotkaniu zwietrzyłby pismo nosem,
jak to się mówi. I co? Moglibyśmy pożegnać nadzieję, że go przyłapiemy.
- Chyba jestem lepszym dyplomatą, niż ci się zdaje - rzuciłem cierpko.
- Mój kochany! - zawołał mały Belg. - Nie wściekaj się! Błagam! Zawdzięczam ci
nieocenioną pomoc. A ostrożność nakazywał mi tylko twój szlachetny charakter.
- Niech i tak będzie - powtórzyłem trochę udobruchany. - W każdym razie mogłeś
dać mi do zrozumienia coś niecoś.
- Robiłem to, mój drogi. Nieraz robiłem! Nie przyjmowałeś do wiadomości moich
aluzji. Zastanów się. Czy powiedziałem kiedy, że uważam Johna za winnego?
Przeciwnie. Wielokrotnie powtarzałem, że najprawdopodobniej będzie
uniewinniony.
- Tak, ale...
- Czy nie mówiłem również, że trudno dowieść zbrodni winowajcy? Nie
zrozumiałeś, że mam na myśli dwie różne osoby?
- Nie zrozumiałem.
- I jeszcze jedno - podjął mój przyjaciel. - Od początku mówiłem wiele razy, że nie
chcę, aby Inglethorp został aresztowany teraz. Nic stąd nie wywnioskowałeś?
- Czy to znaczy, że podejrzewałeś go od początku? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • supermarket.pev.pl
  •