[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wiście chciałabym skoncentrować się na gotowaniu. Zawsze lubiłam sama wybierać
świeże składniki, ale jeśli chodzi o resztę zaopatrzenia, przy gospodarstwie tej wielkości
i dużej liczbie podejmowanych gości, wolałabym sporządzać listę zakupów i ją komuś
wręczać. Nie chcę się już więcej martwić, czy mamy odpowiednią ilość świeżej pościeli
lub czy potrzebujemy nowych serwetek. Nie chcę się zajmować przyjmowaniem i zwal-
R
L
T
nianiem ekipy sprzątającej albo liczeniem sreber, w razie gdyby ktoś miał lepkie palce.
Marzę, żeby ktoś inny przejął te obowiązki - powiedziała niemal tęsknie.
Cam popatrzył pytająco na Liz, a jej przeszło przez myśl, że nie wyczarował tej
posady ni z tego, ni z owego, jakiekolwiek kierowały nim motywy. Ona naprawdę istnia-
ła. Istniało jeszcze coś: personel uwielbiał swojego szefa. I nie chodziło wyłącznie o pa-
nią Preston, ale też Molly Swanson oraz kilka innych osób, które poznała.
Zjadła kawałek rozpływającego się w ustach steku i oświadczyła:
- Moim zdaniem, niezależnie od decyzji, to znaczy od decyzji, jaką podejmę, było-
by rzeczą karygodną dłużej obarczać panią wszystkimi innymi sprawami. To najlepiej
przyrządzona wołowina, jaką kiedykolwiek jadłam.
- Dziękuję, panno Montrose. - Gospodyni zaczęła się odwracać, lecz zawahała się i
dodała jeszcze: - Archie naprawdę panią polubił. Powiedział, że ma pani małą córeczkę.
- Tak, prawie czteroletnią.
- To wspaniałe miejsce dla dzieci.
- I jak uważasz? - zapytał, gdy po lunchu szli obok siebie w kierunku stajni.
- Ja... wciąż nie wiem, co powiedzieć - wyznała.
- Jeśli martwisz się, że proponuję ci ciepłą posadkę zarządcy, zapewniam, że bę-
dziesz odpowiedzialna nie tylko za prace w domu, ale i za ogrody, cały teren - zatoczył
krąg ręką.
- Pewnie wolałbyś mężczyznę? - odcięła się. - To znaczy, mężczyznę, który mógł-
by... no... - Rozejrzała się nieco bezradnie. - Naprawiać ogrodzenia i tak dalej.
- Mężczyzna, który mógłby naprawiać ogrodzenia, z całym prawdopodobieństwem
nie dałby sobie rady z prowadzeniem domu. Z drugiej strony bystra kobieta, która umie
nająć potrzebnych pracowników wtedy, kiedy ich potrzebuje, załatwi obie te rzeczy. -
Popatrzył na nią z góry. - Co więcej, kobieta nieakceptująca głupiego zachowania z ni-
czyjej strony z pewnością stanowi cenny nabytek.
- Czuję się przy tobie jak jakiś sierżant. Przykro mi, że ci się raz odgrażałam, ale
sam się o to prosiłeś.
- Przyjmuję przeprosiny - odparł poważnie. - O czym to mówiliśmy? A, tak. Dom
wymaga ulepszeń. I jest jeszcze kwestia programu komputerowego dla stajni.
R
L
T
Liz milczała.
- Tylko pomyśl, jak to będzie dobrze wyglądać w CV - kusił. - Zarządca posiadło-
ści Yewarra. Lepiej niż tymczasowa osobista asystentka.
- Zakładając, że się zgodzę, od kiedy miałabym zacząć?
- Dopiero gdy wróci Roger i przekażesz mu obowiązki. Możesz też potrzebować
kilku wolnych dni, żeby się zorganizować. No, dotarliśmy na miejsce.
Olbrzymi mężczyzna około czterdziestki siedział przed komputerem i dosłownie
rwał sobie włosy z głowy. Miał czuprynę w kolorze piasku i piegi. Od razu rzucało się w
oczy, że lubi spędzać czas na świeżym powietrzu.
Mężczyzna, Bob Collins, okazał się zarządcą stadniny. Przywitał się z nimi z roz-
kojarzeniem.
- Znów przepadł - ujawnił powód swego stanu. - Cały cholerny program zniknął w
jakiejś, kurczę, cybernetycznej czarnej dziurze!
Cam zerknął na Liz. Skrzywiła się, lecz przysunęła krzesło i zadawszy kilka pytań,
zaczęła uderzać w klawisze. W ciągu kilku minut odzyskała program.
Po raz pierwszy Bob spojrzał na nią z należytą uwagą, klepnął ją w plecy i odwró-
cił się do szefa.
- Nie wiem, skąd ją wytrzasnąłeś, ale mogę ją sobie zatrzymać? Proszę!
- Zobaczymy. Jeszcze nie zdecydowała.
Wracali do rezydencji, oboje pogrążeni w myślach, gdy zadzwonił jego telefon. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • supermarket.pev.pl
  •