[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zem ostatnią.
- Chodziło o ciebie - powiedziała cicho. - Ty sprawiłeś, że tak się poczułam... jak
kobieta... - Urwała, cofając się o krok. - Zresztą może sprawiła to magiczna aura tej świą-
tyni.
- Tamaro, posłuchaj...
Podniosła rękę, nie pozwalając mu dokończyć. A może był to gest pożegnania...
- Do zobaczenia w Melbourne.
Jego serce wyrywało się do niej, kazało mu za nią biec, wyznać prawdę, błagać o
zrozumienie. Niestety, nogi wrosły mu w ziemię i mógł tylko bezradnie patrzeć, jak od-
chodzi od niego kobieta, która, wcale się o to nie starając, zdobyła jego miłość.
R
L
T
ROZDZIAA DZIEWITY
Tamara włożyła okulary przeciwsłoneczne, pod pachę wsunęła książę, zarzuciła
ręcznik na ramię i ruszyła na plażę. Była w Goi od dwóch dni. Obydwa minęły jej na
zwiedzaniu rodzinnych stron matki. Od rana do nocy chodziła do różnych miejsc, chło-
nąc widoki, dzwięki i zapachy, które mama musiała znać na pamięć.
- Może krewetki, panienko? - zaczepił ją jeden z ulicznych sprzedawców, którzy
rozstawiali swoje kramiki wzdłuż drogi prowadzącej na plażę Coiva.
- Tak, poproszę dwie. - Na wszelki wypadek podniosła dwa palce, bo gdy przyszła
tu zaraz po przyjezdzie, zwabiona wspaniałym zapachem owoców morza smażonych z
czosnkiem i kurkumą, dostała cztery.
Zapłaciła sprzedawcy i poszła dalej, obiecując po drodze następnemu, że jutro kupi
u niego pikantne rybne vindaloo. W oddali dostrzegła grupkę dzieciaków, z którymi po-
przedniego dnia bawiła się na plaży. Dziś też zaprosiły ją do zabawy, uklękła więc i za-
częła budować z nimi zamek. Usypując góry piasku pośród wesołych krzyków rozbry-
kanej gromadki, w której najstarsze dziecko miało nie więcej niż pięć lat, przypomniała
sobie, jak sama się tak bawiła.
Po śmierci ojca zbudowała na plaży zamek z piasku, wkładając w to całą energię.
Miała nadzieję, że jeśli się czymś zajmie, choć na chwilę zapomni o nieszczęściu, które
ją spotkało. Jednak im większy stawał się zamek, tym większe były jej żal i rozpacz. Gdy
nie mogła ich dłużej znieść, zniszczyła zamek, rozwalając jedną wieżę po drugiej. Jednak
gdy następnego dnia wróciła z mamą na plażę, zaczęła budować od początku.
Aż wreszcie przyszedł dzień, kiedy przestała burzyć swe budowle. Zadowolona i
spokojna, obserwowała, jak zabiera je morze. Dziś, gdy razem z dziećmi formowała pia-
skową górę, też ogarnął ją spokój. Potrzebowała go, bo odkąd przyjechała do Goi i roz-
lokowała się w domku na plaży, była przygnębiona.
Próbowała zlekceważyć ten stan, a nawet pomóc sobie medytacją, gdy wieczorem
siedziała sama na tarasie, obserwując pustą o tej porze plażę. Pomagało, ale na krótko.
Mimo starań nie potrafiła przestać myśleć o Ethanie. Nie pojmowała, co takiego mogło
R
L
T
się stać między pierwszym pocałunkiem a dniem, gdy zostawiła go w Delhi. Im dłużej
się nad tym zastanawiała, tym mniej rozumiała jego zachowanie.
W pewnym sensie zwodził ją, ale przecież niczego nigdy jej nie obiecywał. Prze-
sadziła, tak się na niego złoszcząc. Przesadziła to mało powiedziane. Przypomniała sobie,
jak się na jego wściekła i tak ją to zirytowało, że bez zastanowienia rozwaliła jedną z
wieżyczek.
- Przepraszam was - wyjąkała, widząc zdumione miny dzieci. - Zaraz to wszystko
naprawię - obiecała, żałując, że nie da się równie łatwo odbudować jej relacji z Ethanem.
Trzeba przyznać, że wyjątkowo niefortunnie wybrała moment na ćwiczenie asertywno-
ści.
Nie ten czas, nie to miejsce, nie ten mężczyzna. Szkoda, że nie była taka krewka za
życia Richarda. Może oszczędziłaby sobie wielu gorzkich rozczarowań. Nie powinna by-
ła odreagowywać złości na Ethanie, bo w żadnym razie na to nie zasłużył. Szkoda, że nie
zdążyła mu powiedzieć, że nie ma żadnych iluzji co do przyszłości ich związku. Dosko-
nale zdawała sobie sprawę, że gdy wrócą do Melbourne, Ethan zajmie się nowymi pod-
bojami, a ją releguje na pozycję...
No właśnie, kogo? Znajomej? Koleżanki? I tak niezle, zważywszy, że przed podró-
żą do Indii ledwie się znali. I tylko żal, że nie dane jej było poczuć się kobietą pożądaną i
zaspokojoną.
- Wiecie co, dzieciaki? Muszę już iść - powiedziała, otrzepując ręce. - Piękny za-
mek zbudowaliśmy, nieważne, że trochę krzywy. Do jutra, przybijcie piątkę.
Niesamowite, jakie wszystko jest dla nich proste, pomyślała. Tak niewiele potrzeba
im do szczęścia. Nie mają prawie nic, mieszkają w chatach nad morzem, śpią w jednej
izbie z gromadą rodzeństwa, właściwie nie znają zabawek, a mimo to wyglądają na
znacznie bardziej zadowolone niż zamożne dzieciaki z Melbourne.
Powinna nauczyć się od nich, jak cieszyć się z prostych rzeczy. Kiedyś to umiała:
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
-
Odnośniki
- Strona startowa
- Z3.03 WspĂłĹpraca biura podróşy z zakĹadami gastronomicznymi
- Sven Jonas Stille Podróş do Polski
- Agata Christie PodroĹź w nieznane
- 473. Ireland Liz Zakochany policjant
- Sukces tu i teraz Osiagniesz wszystko czego chcesz szybciej niz sie spodziewasz sutute
- Glen Cook Starfishers 01 Shadowline
- James P. Hogan Life Maker 1 Code of the Lifemaker
- Cora Carmack Tracić to
- Blake Jennifer Z dala od zgieśÂku
- FRANCJA PO POLSKU TW BARBARA STETTNER
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- szczypiorkow.pev.pl