[ Pobierz całość w formacie PDF ]

powiedziawszy, jeśli to mam mnie zabić, wolałabym, żeby nie robiło
tego publicznie. A jeśli mam zniknąć - wzruszyła ramionami i rozłożyła
dłonie przed sobą - lepiej, że nikt o tym nie wie.
-Okej - powiedział w końcu Dawid. - Ale musisz chyba wziąć pod
uwagę jeszcze inne możliwości.
- Jakie  inne" możliwości?
- %7łe jeszcze urośnie. Albo zacznie się rozrastać.
- Rozrastać? - O tym nie pomyślała.
- No wiesz, mogą zacząć rosnąć liście na plecach - albo kolejne
kwiaty. gdzieś indziej.
Laurel milczała przez dłuższą chwilę.
- Pomyślę o tym - powiedziała.
- Rozumiem teraz, dlaczego nie możesz pójść z nami na plażę -
zaśmiał się sucho.
- O choinka! Przepraszam, zupełnie o tym zapomniałam.
- Nie szkodzi, to dopiero za dwie godziny - powiedział i zamilkł na
chwilę. - Zaprosiłbym cię ponownie, ale. - Skinął ręką w stronę
płatków, a Laurel pokiwała głową ze smutkiem.
- Nie da rady - powiedziała.
- Mogę do ciebie przyjść pózniej? Upewnić się, czy wszystko jest
okej? Azy napłynęły do oczu Laurel.
- Myślisz, że będzie okej?
Usiadł obok niej na łóżku i objął ją ramieniem.
- Mam nadzieję.
- Ale tego nie wiesz.
- Nie wiem - przyznał szczerze. - Ale mam nadzieję.
- Dzięki - powiedziała, pocierając sobie twarz ręką.
- Więc mogę przyjść?
Uśmiechnęła się do niego i pokiwała twierdząco głową.
7
Laurel siedziała na sofie, kiedy zadzwonił dzwonek.
-Ja otworze - powiedziała.
Otworzyła drzwi i uśmiechnęła się na widok Dawida w czarnym T-
shircie i jaskrawo żółtych spodenkach.
-Cześć - przywitała się, po czym wyszła na werandę i zamknęła za
sobą drzwi. - Udała się zabawa?
Dawid wzruszył ramionami.
-Z Tobą byłoby fajniej - powiedział i zawahał się. - Jak się czujesz?
-Okej - odparła, patrząc w dół. - Tak samo jak rano.
-Boli cię?
Pokiwała przecząco głową.
-Wszystko będzie dobrze - powiedział cicho.
Poczuła na ramieniu jego dłoń.
-Jak może być dobrze, Dawid? Na plecach rośnie mi kwiat. Nie mam w
tym nic dobrego.
-Chciałem powiedzieć, że coś wymyślimy.
Laurel uśmiechnęła się smutno.
-Przepraszam, cię. Przyszedłeś żeby mnie pocieszyć, a ja... -
zamilkła, bo twarz oświetliły jej reflektory nadjeżdżającego auta.
Zasłoniła oczy ręką i patrzyła, jak podjeżdża samochód. Po chwili
wysiadł z niego wysoki, barczysty mężczyzna i podszedł do werandy.
-Czy to dom państwa Sewellów? - zapytał niskim, chrapliwym głosem.
-Tak - odparła Laurel, kiedy wszedł po schodach i stanął na werandzie.
Automatycznie skrzywiła się na jego widok. Coś nie tak było z
jego twarzą. Miał ostre kości policzkowe i haczykowaty nos, który
wyglądał jakby przeszedł kilka złamań i nigdy nie został właściwie
złożony. Jego usta zdawały się wyrażać wieczne niezadowolenie.
Mężczyzna miał niezwykle szerokie ramiona, a garnitur, w który
był ubrany, zupełnie nie pasował do jego sylwetki.
-Rodzice są w domu? - zapytał.
-Tak, eee... chwileczkę - powiedziała i odwrócił się powoli. - Proszę za
mną.
Otworzyła drzwi i wpuściła nieznajomego oraz Dawida. Kiedy stanęli
całą trójką w korytarzu, mężczyzna wciągnął powietrze i odchrząknął.
-Mieliście dzisiaj ognisko czy co? - zapytał krytycznie, patrząc na
Dawida.
-Tak, na plaży - odparł chłopak. - Do mnie należało rozpalanie i
można powiedzieć, że było dużo dymu, zanim pojawił się ogień -
zaśmiał się Dawid, ale zamilkł, ponieważ mężczyzna nawet się nie
uśmiechnął.
-Pójdę po rodziców - powiedziała pospiesznie Laurel.
-Pójdę z Tobą - dodał Dawid.
Weszli do kuchni, gdzie rodzice dziewczyny pili właśnie herbatę.
-Jakiś pan przyszedł do was - powiedziała.
-Ach, już idę. - Tata postawił filiżankę na stole i zaznaczył zakładką
miejsce, w którym skończył czytać.
Laurel stała w progu, obserwując ojca. Ręka Dawida nadal
spoczywała na jej plecach i dziewczyna miała nadzieję, że tak zostanie.
Nie chodzi o to, że się czegoś bała, ale miała nieodparte wrażenie, że
coś jest nie tak.
-Saro! - zawołał tata. - Przyszedł pan Jeremiasz Barnes.
Mama odłożyła filiżankę z głośnym brzękiem i wybiegła, mijając
Dawida i Laurel.
-Kim jest ten człowiek? - zapytał cicho Dawid.
-To właściciel biura nieruchomości - odparła i rozejrzała się dokoła. -
Chodzmy tam - dodała i chwyciła Dawida za rękę.
Pociągnęła go w stronę schodów znajdujących się za sofą, na której
mężczyzna właśnie siadał.
Pokonała na palcach kilka stopni tak, by znalezć się poza zasięgiem
jego wzroku. Puściła rękę Dawida, chłopak położył rękę na schodku za
jej plecami. Oparła się o nią lekko, ciesząc się, że jest tuż obok. W ten
sposób zmniejszało się nieco uczucie niepokoju, które pojawiło się
wraz z przybyciem pana Barnesa.
-Mam nadzieję, że nie mają państwo nic przeciwko temu, że wpadłem.
-Ależ skąd. - Laurel usłyszała głos mamy. - Może napije się pan kawy?
Albo herbaty? Lub wody?
-Nie, dziękuj ę - odparł mężczyzna.
Jego głos strasznie irytował Laurel.
-Chciałem zadać państwu kilka pytań, zanim wystawimy oficjalną
ofertę - powiedział. - Rozumiem, że to posiadłość rodzinna. Od jak
dawna znajduje się w rękach państwa rodziny?
-Od czasów gorączki złota - odparła mama Laurel. - Jeden z moich
pradziadków zajął ziemię i zbudował tu pierwszą chatkę. Co prawda
nigdy nie znalazł tu złota, ale od tego czasu mieszka tu moja rodzina.
-Nikt nigdy nie próbował sprzedać tej ziemi?
-Nie, tylko ja. - Mama pokręciła głową. - Pewnie moja matka
przewraca się w grobie... - dodała i wzruszyła ramionami. - No cóż,
chętnie byśmy ją zatrzymali, ale niestety, są ważniejsze rzeczy.
-Z pewnością - powiedział pan Barnes. - Czy z tym miejscem
wiążą się jakieś... niezwykłe przypadki?
Rodzice Laurel spojrzeli po sobie, a potem potrząsnęli głowami.
-Nie sądzę - odparł ojciec.
-Rozumiem. A pojawiały się jakieś problemy z intruzami? Ktoś
próbował zamieszkać tu nielegalnie czy coś w tym rodzaju?
-Nie. Od czasu do czasu ktoś przechodził przez naszą ziemię, czasem
widzieliśmy jakichś ludzi. Ale graniczymy z lasem państwowym, nie
mamy ogrodzenia ani znaków ostrzegawczych. Jestem pewien, że jeśli
wytyczy się granice, problem zniknie.
-Nadal nie wiem, jakiej sumy państwo żądają - powiedział
Barnes, wypowiadając wreszcie kwestię wiszącą w powietrzu.
Tata Laurel odchrząknął.
-Trudno nam było oszacować wartość posiadłości. Mieliśmy dwóch
rzeczoznawców, ale obaj zgubili akta. To niezwykle frustrujące,
wolelibyśmy, żeby pan podał cenę, a my się ustosunkujemy.
-Rozumiem - powiedział mężczyzna i wstał. - W ciągu tygodnia
postaram się przedstawić pisemną ofertę.
Pożegnał się z rodzicami Laurel i wyszedł.
Dziewczyna wstrzymała oddech, dopóki nie usłyszała, jak
samochód odjeżdża spod domu. Dawid zabrał rękę, a ona zeszła w
dół schodów.
-Nareszcie się doczekaliśmy, Saro - powiedział podekscytowany
tata. - Minęło już prawie sześć miesięcy, odkąd rozmawialiśmy z nim
po raz pierwszy. Już zacząłem myśleć, że to wszystko na nic.
-To by nam zdecydowanie ułatwiło życie - odezwała się mama. - Na
początku lata pojawiła się tu para, która tak bardzo chciała kupić dom. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • supermarket.pev.pl
  •