[ Pobierz całość w formacie PDF ]

domu, żeby zrekompensować im dzisiejszą fatygę.
O siedemnastej, nie mając już nic do roboty zamknęła biuro i wyszła do domu. Miała nadzieję,
że szef odezwie się do niej pózniej. Przed dwudziestą drugą spróbowała jeszcze raz dodzwonić się do
niego na komórkę, ale również bez skutku. Nazajutrz, kiedy Gomora nie pojawił do godziny dziewią-
tej, Bożenka wywiesiła na drzwiach informację, że biuro radcy prawnego będzie nieczynne, aż do od-
wołania i zamknęła się od wewnątrz. - To niemożliwe - myślała. - Przecież miał wrócić w poniedzia-
łek!
Sprawdziła jeszcze raz notatkę w swoim kalendarzu. - No tak, szóstego, czyli wczoraj!
Co robić? Co ja mam mówić tym wszystkim ludziom
- myślała z rozpaczą - przecież... w wielu przypadkach ważą się tu ich życiowe sprawy! Pani
Ewa! - olśniło ją nagle,
- Miała wrócić w niedzielę, a skoro jej nie ma, to pewnie są gdzieś razem. Ona... jest taka wy-
magająca, może przekonała pana Fryderyka, żeby pojechał z nią do rodziców?
Bożenka powoli przestawała myśleć racjonalnie, dlatego nie przyszło jej teraz do głowy, że w
każdym przypadku Fryderyk powiadomiłby ją o planowanej nieobecności i wydał odpowiednie dyspo-
zycje. Wykręciła ponownie jego domowy numer telefonu i po czterech sygnałach odłożyła słuchawkę.
Numeru komórki Ewy nie znała, znalazła natomiast telefon do jego matki.
Odetchnęła z ulgą, kiedy Gomorowa odezwała się w słuchawce.
R
L
T
- Przepraszam najmocniej, że niepokoję panią, ja... bardzo przepraszam, mówi sekretarka pana
Fryderyka - pomyślała, że być może za chwilę przyprawi starszą panią o spory szok - ale czy pani wie
może, gdzie on się podziewa? Od wczoraj nie ma go w pracy, o niczym mnie nie uprzedził i ja nie
wiem...
- Jak to go nie ma? A gdzie jest? - przerwała jej Gomorowa.
- No właśnie, ja tego nie wiem - Bożenka uświadomiła sobie teraz, jak trudna bywa rozmowa z
matką szefa. - Myślałam, że może pani...
- Ja? - przerwała jej znowu. - On dorosły jest, chodzi, gdzie chce!
- Owszem, tylko że pan Fryderyk zawsze mnie w takich przypadkach uprzedzał, a teraz nic!
Mówił, że będzie na pewno w poniedziałek. Nie było go i dziś też go nie ma. To takie do niego nie
podobne, szef zawsze był punktualny i rzetelny... Halo? Halo, słyszy mnie pani? - krzyczała do słu-
chawki, kiedy łączność nagle została przerwana. - Boże mój - pomyślała - mam nadzieje, że nie zabi-
łam jej tą informacją!
Była to jednak płonna obawa, zanim bowiem Bożenka zdążyła umyć szklankę po kawie, pani
Gomorowa stanęła w drzwiach we własnej osobie.
- Gdzie Fryderyk? - zapytała od progu.
- Nie wiem, proszę pani. Nie mam pojęcia. Od dwóch dni nie ma go w pracy, nie wiem dlacze-
go - usiłowała tłumaczyć, najjaśniej, jak potrafiła. We wtorek, przed Wszystkimi Zwiętymi wyszedł
jak zwykle do domu, mówiąc, że będzie w pracy w poniedziałek, szóstego, to jest wczoraj. Ale go nie
było. Dziś też go nie ma. Czy pani... widziała się może z synem ostatnio? - zapytała ostrożnie.
- Nie widziałam się! Widziałam się w środę, we Wszystkich Zwiętych, na cmentarzu. Potem ko-
lację u mnie zjadł. Pewnie za Ewą pojechał, do Rzeszowa.
- Ja też tak myślałam, proszę pani, ale gdyby zamierzał przedłużyć sobie weekend, na pewno by
mnie o tym powiadomił. Zresztą mecenas raczej nie pojechał z panią Ewą. Tak mi się zdaje.
- Już on się tłumaczyć nikomu nie musi - Gomorowa spojrzała na Bożenkę z góry - jakby nie
było, to on tu rządzi!
- Zgadza się, ale tu nie chodzi o mnie, tylko o interesantów, z którymi był na wczoraj i na dziś
umówiony. Pan radca nigdy nie zawodził swoich klientów.
- A, tam - machnęła ręką Gomorowa - nie będą te, to będą inne! Taki mądry adwokat to zawsze
klientów znajdzie. Tym się nie ma co przejmować.
Bożenka nie zamierzała polemizować z matką szefa w tej kwestii. Liczyła na to, że wspólnie
uda im się jakoś wyjaśnić jego nieobecność.
- Proszę, niech pani usiądzie. Może ja zrobię pani kawy?
Gomorowa z kwaśną miną rozsiadła się w fotelu, jakby chciała dać do zrozumienia Bożence, że
jej propozycja była sporym nietaktem. Od zawsze bowiem uważała, że to ona jest tu panią.
R
L
T
- Ze śmietanką? - zapytała sekretarka, wnosząc na tacy filiżankę z kawą.
- Powinna chyba wiedzieć, jaką ja piję - skrytykowała ją bezosobowo Gomorowa.
- A tak, przepraszam - szybko doniosła dzbanuszek śmietanki. - Pozwoliłam sobie zadzwonić
do pani - zaczęła od początku, zastanawiając się jednocześnie, czy może usiąść w fotelu obok - bo my-
ślałam, że może pani wie, co się dzieje.
- Co niby ma się dziać? A skąd wie, że za Ewą nie pojechał? - Gomorowa spojrzała na Bożenkę
podejrzliwie.
- Bo - sekretarka usiadła ostrożnie na brzegu fotela - szef w tym czasie zamierzał pojechać gdzie
indziej.
- Jak... gdzie indziej? Znaczy się gdzie?
- Na Mazury, dostał zaproszenie na ślub jakiegoś wdzięcznego klienta. Specjalnie na tę okazje
wziął dodatkowy dzień wolnego.
Gomorowa zaczęła wiercić się niespokojnie i skubać leżącą na stoliku serwetkę.
- A to, gdzie na te Mazury miał jechać, nie mówił?
- No, dokładnie to nie mówił, ale proszę poczekać, może znajdę to zaproszenie - Bożenka za-
częła przerzucać pospiesznie papiery leżące na biurku. - Jest, jest kawałek koperty. Spróbuję coś tu
przeczytać. - Pło...sz...ków - przeliterowała w końcu. - A, to ja wiem, gdzie to jest, jeżdżę w te okolice
na wczasy! - ucieszyła się. - To może tam nam się pan Fryderyk zapodział? Jemu też się bardzo po-
dobała ta okolica!
- Lepiej, żeby nie - mruknęła ponuro Gomorowa.
- Słucham? Przepraszam, nie dosłyszałam...
- A, nic! Mówię, że ja też wiem, gdzie to jest! - kobieta nagle wstała, zostawiając niedopitą ka-
wę. - Dobrze, że mnie o tym powiedziała - poklepała Bożenkę po ramieniu i skierowała się do wyjścia.
- Ale... to znaczy, że pani wie gdzie jest pan Fryderyk? To co ja właściwie mam robić? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • supermarket.pev.pl
  •