[ Pobierz całość w formacie PDF ]

tym, że w trakcie historycznych rozważań za każdym razem wychodzi na jaw tyle fałszu, brutalności,
nieludzkości, absurdu, gwałtu, że pełen pietyzmu nastrój złudzenia - jedyny, w jakim żyć może
wszystko, co chce żyć - nieuchronnie pryska: człowiek tworzy tylko w miłości, tylko w cieniu
złudzenia miłości, mianowicie gdy żywi bezwarunkową wiarę w doskonałość i słuszność. Odebrać
komuś ową bezwarunkową zdolność kochania to podciąć korzenie jego siły: człowiek taki musi
uschnąć, to jest stać się nieuczciwym. Pod tym względem historii przeciwstawna jest sztuka: i tylko
historia, która zniesie przemianę w dzieło sztuki, a więc czysty twór artystyczny - tylko taka historia
zdolna jest może oszczędzić instynkty, a nawet je pobudzić. Takie dziejopisarstwo jednak kłóciłoby się
wyraznie z analitycznymi i nieartystycznymi właściwościami naszych czasów, ba - byłoby w naszych
czasach poczytywane za fałsz. Tymczasem gdy historia tylko niszczy, a nie kieruje się wewnętrznym
popędem budowania, narzędzia jej stopniowo ulegają stępieniu i zwyrodnieniu: ludzie ci bowiem
niszczą złudzenia, a  kto niszczy własne i cudze złudzenia, tego natura pokarze jak najsroższy tyran".
Przez jakiś czas oczywiście można się niewinnie i niczego nie podejrzewając zajmować historią, jakby
było to zajęcie równie dobre jak każde inne; w szczególności nowsza teologia, jak się zdaje, z całą
niewinnością wdawała się w historię i ciągle jeszcze nie raczy zauważyć, że w ten sposób,
prawdopodobnie wbrew woli, stanęła po stronie Wolterowskiego ecrasez. Niechaj nikt się nie
spodziewa, że kryją się pod tym jakieś nowe instynkty budowania: chyba że uznamy tak zwane
Stowarzyszenie Protestantów za macierzyste łono nowej religii, a mecenasa Holtzendorfa" (wydawcę i
przedmówcę jeszcze bardziej tak zwanej Biblii Protestanckiej) za Jana nad brzegiem Jordanu. Przez
jakiś czas propagowaniu owej niewinności obcowania z historią dopomaga może parująca jeszcze w
starszych głowach filozofia heglowska, choćby przez to, że odróżnia się na jej gruncie  ideę
chrześcijaństwa" od jej wielorakich niedoskonałych  form przejawiania się", wmawiając sobie, że jest
zgoła  upodobaniem idei" ujawniać się w formach coraz czystszych, a na ostatek jako zapewne
najczystsza, najbardziej przejrzysta, ba - zaledwie widoczna forma w mózgu dzisiejszego theo-logus
liberalis wlgaris. Gdy słyszy się jednak tych przeczystych chrześcijan, jak rozprawiają o
dawniejszych, nie tak czystych chrześcijanach, to bezstronny słuchacz nierzadko odniesie wrażenie, iż
mowa wcale nie o chrześcijaństwie, ale o - no, o cóż by tu miało chodzić, skoro  najwięksi teologowie
stulecia" określają chrześcijaństwo jako religie, która pozwala  wczuć się we wszystkie religie
rzeczywiste i jeszcze parę innych tylko możliwych", i skoro  prawdziwy kościół" to jakoby ten, który
staje się  płynną masą, bez żadnych konturów, gdzie każda cząstka nieustannie się przemieszcza i
wszystko łagodnie miesza się ze sobą". Raz jeszcze - o co tu chodzi?
Na przykładzie chrześcijaństwa można nauczyć się, że pod wpływem historyzującego ujęcia tępieje
ono i wyrodnieje, aż wreszcie w pełni historyczne, to znaczy sprawiedliwe ujęcie przemienia je w
czystą wiedzę o chrześcijaństwie i w ten sposób niszczy  i to samo możemy zaobserwować na
przykładzie wszystkiego, co żywe: że żyć przestaje, gdy się je podda sekcji, a wiedzie żywot boleśnie
chorobliwy, gdy zaczyna się uprawiać na nim sekcyjne ćwiczenia historyczne. Są ludzie, którzy wierzą
w przełomową i reformatorską siłę zbawczą muzyki wśród Niemców: przyjmują z gniewem i uważają
za bezprawie popełnione na najbardziej żywym organie naszej kultury, gdy takiego Mozarta i
Beethoyena zarzuca się stosem uczonych biografii i na ławie tortur historycznej krytyki zmusza do
odpowiedzi na tysiące natrętnych pytań. Gdy żądza nowości zwraca się ku niezliczonym mikrologiom
życia i dzieł oraz szuka problemów poznawczych tam, gdzie trzeba nauczyć się żyć i o wszelkich
problemach zapomnieć - czyż nie zabija się w ten sposób albo co najmniej nie paraliżuje
przedwcześnie tego, co jest jeszcze nie do końca wyczerpanym zdrojem żywego oddziaływania? Niech
paru takich nowoczesnych biografów przeniesie się w myślach do kolebki chrześcijaństwa albo
luterańskiej reformacji - ich trzezwa, pragmatyczna żądza nowinek wystarczy akurat, by uniemożliwić
ową duchową actio in distans: tak jak najlichsze zwierzę potrafi przeszkodzić powstaniu
najpotężniejszego dębu, gdy połknie żołądz. Wszystko, co żyje, potrzebuje wokół siebie pewnej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • supermarket.pev.pl
  •