[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Do Paryża. Szczepan jest z nim, Nic już Szczepan nie pomoże. Skończone! Ty mi tego
strzeż, Bazyli, nie przemilcz niczego!
Złego nie znajdę, chyba skłamię!
To dopiero początek. Przyślij mi zaraz swój adres, skoro wrócą do Petersburga. Będziesz
miał trudną robotę!
Na rozkazy pańskie!
Człowiek się skłonił głęboko, zgarnął pieniądze i wyszedł, cofając się do drzwi.
Nad Tepeńcem zaległa znów ponura cisza. Nie słychać było śmiechu i śpiewu chłopca;
młocarnia, na wpół skończona, sterczała jak szkielet, a pyszny wierzchowy arab na próżno
grzebał nogą, czekając jezdzca. Hieronim był daleko. Spieszył, jak mógł, do małej mieściny
rybackiej nad Bałtykiem, gdzie %7łabba z Bronką i panią Dulską spędzali wakacje. Po tygodniu,
nad wieczór, dobił się do celu, niewyspany, głodny, upadając ze zmęczenia.
Na progu domostwa zetknął się z przyjacielem, aż się zachwiali obadwa.
%7łyje dziecko? huknął Białopiotrowicz.
%7łabba, nim odpowiedział, pomacał swój nos, który przy starciu najwięcej ucierpiał.
A to zawsze tak, z twojej gorączki! zamruczał.
Hieronim odtrącił go bez ceremonii na bok i poszedł dalej.
W pierwszym pokoju pani Dulska mieszała jakąś miksturę. Na jego widok złożyła ręce jak
do modlitwy.
Dzień dobry pani! Jakże Bronia?
Na dzwięk tych paru słów, nim zdumiona stara panna zdołała oprzytomnieć, srebrny głosik
dziecięcy rozległ się z sąsiedniej izby:
Panie, panie, ja tutaj! Proszę przyjść, bo mi wstać nie pozwalają!
Hieronim poskoczył. Dziecko z pościeli wyciągnęło do niego rączęta, wstało na wpół i
przytuliło mu się do piersi, zdyszane, szczęśliwe, obejmując go z całych sił za szyję.
Cień z niej został przezroczysty prawie, płakała z radości i dotykała rączkami włosów, twa-
rzy, odzienia, jakby wątpiła, że to on.
Cóż to, Broniu, gdzieżeś napytała tej biedy? zagadnął, gładząc ją po główce. Patrzył na
nią całym sercem, uśmiechnięty i uspokojony.
W całej wiosce grasowała szkarlatyna odparła pani Dulska, podając jej lekarstwo.
30
Czemużeś nie doniósł mi zaraz? spytał Hieronim %7łabby, który wchodził właśnie, a jesz-
cze tarł nos.
Wybierałem się napisać odparł flegmatyk.
Ale co?
Alem zapomniał, bo dziecko było uparte, nieposłuszne, złe. Mieliśmy z ciocią koło niej
tyle roboty, co przy dwudziestu pacjentach.
Wiesz ozwała się Bronia, a oczy jej nagle zabłysły pani chciała mnie wybić!
Czemuż nie wybiła! śmiał się Hieronim.
On nie pozwolił! odparła poważnie, wskazując na %7łabbę. Za to go kocham i słuchałam
potem. Nikt nie ma prawa mnie bić, nikt!
Doprawdy? Nawet i mnie nie wolno?
Spojrzała mu zdziwiona w oczy, myślała chwilę.
Nie, tatuś mnie nie bił, to i ty nie będziesz. A gdybyś kiedy wybił, to... zawahała się
chwilę, poczerwieniała, potem schowała twarz na jego piersi i zamilkła.
To co? badał ubawiony. To byś mnie pewnie pokąsała?
Nie, ale uciekłabym!
Wiem, masz do dezercji lekkie nogi! Tylko ostrożnie, bym cię nie złapał, bo odpokutujesz
ciężko!
Po co jej gadać takie rzeczy i straszyć bez potrzeby zamruczał %7łabba. Dostanie go-
rączki. Ledwie ją i tak uratowaliśmy. Ty bo masz dziwną ochotę do drażnienia!
A ty do gderania! Każ mi dać co jeść i gdzie spać, bom bez sił prawie. Czy cię główka
boli, dziecko? dodał, dotykając rozpalonej skroni.
Et, kaprysy! wmieszała się stara ciotka. Pan ją rozpieścił bezmiernie, nauczył gryma-
sów! Czy kto słyszał, żeby taki drobiazg śmiał się obrażać za każde słowo, słuchał tylko tych,
którzy się jej podobają, robił, co chce, i rezonował ze starszymi? Józef nie śpi ani jednej nocy
od dwóch tygodni, bo ona chce, żeby jej coś opowiadał; ja znoszę miny tej błaznicy, jakby
jakiej księżniczki, a pan gotów trzymać ją tak na ręku do rana! Et, to już za wiele!
Pewnie, że za wiele cioci skarg! ujął się %7łabba. choremu trzeba dogadzać. Niech żyje
tylko. Wiesz, Ruciu, mnie się ciągle zdawało, że to Wandzia. Pamiętasz?
Hieronim ucałował dziecko w czoło, położył je, okrył i wyszedł, przeprowadzony łzawym
wzrokiem.
Pomimo zmęczenia długo w noc rozmawiał z przyjacielem.
%7łabba, zwiesiwszy długi nos nad szklanką piwa, słuchał, myślał i milczał.
Jakże ci się dziadunio podoba? zagadnął Hieronim, skończywszy opowieść. Milutki,
co? Ani słowa!
Litwin wypił zawartość swej szklanki, skrzywił się i głową pokiwał.
Podoba mi się bardzo odparł.
Z czego, bąkało?
Ano, ze wszystkiego. On jest wielki uczony; robi próby in anima vili!
Cóż to, ja mam być psem czy królikiem?
I morskie świnki biorą do tych prób.
No, więc cóż z tego?
A nic. Zobaczymy, jak wyda dzieło.
Et, głupiś, %7łabba! Co do mnie, rad jestem, że się wreszcie odczepiłem od niego!
To dopiero zaczepka, a nie odczepka wygłosił patetycznie Litwin.
Resztę mózgu morze ci wypłukało ze łba! Gadasz jak wyrocznia, dwuznacznikami.
Chodzmy spać!
Zobaczymy, czy dziecko spokojne poprawił %7łabba.
Dziecko miało trochę gorączki. Gdy weszli po cichu, usłyszeli, jak mówiła wpółsennie do
siebie:
31
%7łebym miała czarne perełki, to bym zrobiła i oczy; z chleba nie można; żeby dużo, dużo
chleba, to by był cały człowiek albo koń taki duży!
O figurkach swoich myśli szepnął Hieronim.
Aha, lepiła tu przed chorobą twój wizerunek z chleba na prezent. Perełek na oczy ciągle
się napierała. Jak wyzdrowieje, trzeba jej zacząć dawać lekcje rysunku.
Po chwili mała przestała majaczyć, oddech się uspokoił; koledzy wysunęli się niepostrzeże-
nie. Byli o nią spokojni, a nie wiadomo, który się czuł więcej szczęśliwym jej życiem.
32
IV
Pustka
Minęło lato. Znów w ciasnym petersburskim mieszkanku zebrało się pracowite grono. Co
dzień rano dwóch młodych ludzi schodziło na śnieżną ulicę, eskortując małą dziewczynkę z
tornistrem książek na ręku. Doprowadzali ją do gimnazjum, a o zmroku zabierali do domu.
Spieszyli bardzo, zziębnięci wszyscy troje, głodni i zmęczeni. Mniej śmiechu było wieczorami,
bo Hieronim wracał pózno z prywatnych lekcyj, odrabiał z Bronią jutrzejsze zadania, pomagał
%7łabbie, sam pracował więcej.
Przy lampie siedzieli we troje, zatopieni w nauce. Dziecko zbladło, spoważniało, pożerało
wiedzę zajadle, podnosząc niekiedy z niemą prośbą oczy na przyjaciela, którego uśmiech, zaw-
sze jasny, dodawał jej otuchy. Wówczas pochylał się ku niej i cierpliwie tłumaczył trudną kwe-
stię, szepcząc, by nie przerywać skupienia kaszlącemu %7łabbie.
A %7łabba kaszlał nieustannie. Napadło go to z pierwszymi mrozami i nie chciało opuścić
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
-
Odnośniki
- Strona startowa
- Ĺw. Ludwik Maria Grignion de Montfort przedziwny sekret RóşaĹca ĹwiÄtego
- Cankar, Ivan La domo de Maria helpantino (Esperanto)
- Angels of the Dark 1 Wicked Nights
- Conrad Joseph Ze wspomnieśÂ
- Foley, Gaelen 2 Lord of Ice
- Chastian Sandra Banitka
- Diana Palmer WśÂadca pustyni
- Andrew Ne
- Christie Agatha NiedokośÂczony portret
- Ute Ehrhardt Z kazdym dniem coraz bardziej niegrzeczna
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- szczypiorkow.pev.pl