[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Griffin był
na nią wściekły. - W tym wypadku się pomyliłaś, więc może warto uznać to za przestrogę. A jeśli
wcale nie są tacy zli?
- Nie znasz ich tak dobrze jak ja. Poza tym nie warto się martwić na zapas - dodała pospiesznie.
Wzruszyła się, gdy z troską mówił o jej pracy i ostrzegał przed niechęcią szefów. - Przyznaję, że
obraziłam Spencera Jonesa, ale to jego wina, bo pierwszy zaczepił mnie w restauracji, ale na razie nie
grożą mi przykre konsekwencje. Nie zostanę wyrzucona, bo mam kontrakt do końca lutego. Poza tym
wiem, że decyzja w mojej sprawie zapadnie dopiero po walentynkach.
- Nie rozumiem.
- W lipcu podsłuchałam mimo woli, że dalsze losy radia W-109 zależą od wyników lutowych sondaży.
Jeśli spadną, wylecę z pracy. Sam widzisz, mam jeszcze miesiąc spokoju, a na moje konto wpłynie
przynajmniej jedna pensja.
- Neli, za dwa tygodnie dzień świętego Walentego, a ty wcale się nie martwisz?
- Jestem świadoma powagi sytuacji, lecz dzięki tobie zaświtała mi nowa nadzieja.
- Co ja mam z tym wspólnego?
- Odkąd zadzwoniłeś do radia, jestem prawie pewna, że walentynkowa impreza się uda, a ja będę
nadal prowadziła  Miłosne wyznania". - Po chwili dodała ostrożnie, żeby nie czuł się przytłoczony
odpowiedzialnością: - Jeśli z twoją pomocą zdołamy podtrzymać zainteresowanie odbiorców, nasz bal
stanie się wydarzeniem sezonu, a radio przyciągnie nowych słuchaczy.
- Z mojego powodu? - spytał nieufnie.
- Oczywiście. Mówię szczerze: poruszyłeś lawinę, której nie można zatrzymać. - Uradowana ścisnęła
lekko jego ramię i przysunęła się bliżej.
- Neli? - rzucił pytająco.
- Tak? - mruknęła, podnosząc głowę.
- Dokąd idziemy?
- Nie mam pojęcia - odparła z wahaniem, spoglądając w głąb opustoszałej ulicy. - Trzeba omówić
kilka spraw, więc poszukajmy cichej kawiarenki, gdzie można spokojnie porozmawiać.
Nie zwracała uwagi na padający śnieg, a delikatne płatki osiadały na jej włosach i twarzy. Uniosła
dłoń, żeby je strzepnąć, ale John był szybszy. Popatrzył w piwne oczy i opuszkami zimnych palców
ostrożnie musnął wilgotny policzek.
- Nie chcę rozmawiać - szepnął.
- Nie rozumiem - odparła półgłosem, chociaż doskonale wiedziała, o co mu chodzi. Tego wieczoru
bardzo się zbliżyli. Jakaś potężna siła popychała ich ku sobie.
Gdy objął dłońmi jej twarz i wpatrywał się w nią jak urzeczony, poczuła szybkie bicie serca. Musnął
wargami jej usta tak czule i delikatnie, że miała ochotę śpiewać ze szczęścia w ten chłodny styczniowy
wieczór.
- Jedzmy do ciebie - zaproponował cichym, zmysłowym głosem, w którym wyczuwało się ton
niecierpliwości.
Wykluczone! Neli od razu się opamiętała. Nie ma prawa wodzić na pokuszenie nieszczęśliwego
doktora Jonesa, który daremnie próbował zapomnieć o dawnej narzeczo-
nej. Przelotny romans może go wpędzić w kompleksy i wywołać poczucie winy.
- To było urocze, John - wyszeptała z trudem - ale nie wolno nam posunąć się dalej.
- Dlaczego? - zapytał cicho i popatrzył tak, jakby chciał wziąć ją w ramiona i całować do utraty tchu.
- Przecież obiecałam znalezć ci odpowiednią dziewczynę - przypomniała, odpychając go lekko. - Jeśli
sama zacznę się z tobą umawiać, słuchaczki będą zawiedzione.
- Wszystko można pogodzić. Teraz pocałuję ciebie, a za dwa tygodnie zabiorę na bal jedną z nich -
odparł rezolutnie i pochylił głowę, muskając wargami jej usta tak czule, że od razu zapragnęła
śmielszych pocałunków.
- Przestań! To wbrew moim zasadom. Pracujemy razem, więc nie powinnam z tobą flirtować.
- Do diabła z zasadami - szepnął. - Są po to, żeby je łamać. Kto by się nimi przejmował?
- Chyba jestem wyjątkiem, bo uważam się za kobietę z zasadami - odparła z powagą i odsunęła się
niechętnie. - Poza tym, moim zdaniem, nadal czujesz się związany z Grace. To ją teraz całowałeś, nie
mnie.
- Nawet jeśli dotąd tak było, pora to zmienić. Sama powiedziałaś, że powinienem zacząć nowe życie.
W głębi ducha przyznała mu rację. Zabrakło jej argumentów, więc postanowiła zmienić temat.
- Straszny ziąb! Jeśli będziemy całować się na mrozie, złapiemy grypę.
Griffin nie tracił nadziei. Pocałował ją w policzek, objął ramieniem i ruszył w stronę parkingu.
- Jedzmy do ciebie. Tam się rozgrzejemy.
- To bez sensu! Mieszkam w podmiejskim osiedlu, dojazd zajmie nam godzinę. Dzielę z babcią
wielki, stary dom, a rodzice mają własny kilkanaście metrów dalej. Jeśli przyjadę z nieznajomym
mężczyzną, zaraz rozdzwonią się telefony, bo cała rodzina zacznie się dopytywać, kto mnie
odwiedził.
- Masz rację. Nie warto tam jechać. - Griffin ogrzał oddechem zmarznięte dłonie i zaczął je mocno
rozcierać. - Gdzie zostawiłaś auto?
- Na zachód od centrum, przed końcową stacją metra. Zawsze uważała, że to doskonałe rozwiązanie,
bo nie
trzeba płacić za parking.
- Znieg jest coraz gęstszy. Gdzie się schronimy?
- A twoje auto? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • supermarket.pev.pl
  •