[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Olivia, nie na samym brzeżku, ale ciężko na poduchach. Jego długie nogi
znalazły się zaledwie kilka centymetrów od niej.
75
R S
- Przytulnie, prawda? - zauważył. - Nawet nie wiesz, jak często
marzyłem o prawdziwej zimie, kiedy mieszkałem na Florydzie.
Olivia odprężyła się nieco.
- Na Florydzie nie ma prawdziwej zimy?
- Owszem - potwierdził sarkastycznie, położywszy głowę na oparciu.
- Są tam zimy. Raz na dziesięć, a może dwadzieścia lat temperatura spada
poniżej zera i wszyscy sadownicy wpadają w panikę, że zmarzną im
drzewka owocowe. Chyba kiedyś spadł tam nawet śnieg. Ale ja go nie
widziałem. Tam gdzie mieszkaliśmy, od strony zatoki, temperatura rzadko
spada poniżej sześćdziesięciu stopni. Oczywiście w skali Fahrenheita.
- Powiedziałabym, że znam wielu ludzi, którzy chętnie by się
przenieśli do takiego ciepłego klimatu. - Pociągnęła łyczek sherry. -
Właściwie sama chętnie bym się tam przeniosła.
- To dlaczego nie pojechałaś na wypoczynek w jakieś ciepłe miejsce
- Conor spojrzał przenikliwie - zamiast przyjeżdżać tutaj?
- Bo ja wiem... - Olivia wzruszyła ramionami.
- Nie chciałam jechać nigdzie, gdzie będzie mnóstwo ludzi.
Chciałam trochę ciszy i spokoju. Musisz przyznać, że tego w Paget nie
brakuje.
- Ale bez męża - powiedział półgłosem Conor, a Olivia cieszyła się,
że winę za jej rumieniec można zrzucić na ciepło bijące od kominka.
- Stephen pracuje - odpowiedziała fałszywie i zastanowiła się
natychmiast, kiedy Conor się dowie, że jej mąż spędził tę noc w hotelu. -
Ale opowiedz mi o swojej pracy. Czy ta klinika to coÅ› w rodzaju szpitala?
Ci ludzie sÄ… chorzy?
76
R S
- Bardzo chorzy. - Conor dał się nabrać na zmianę tematu i ku
wielkiej uldze Olivii odwrócił wzrok na płomienie. - Ale to miejsce nie
przypomina szpitala. Chyba raczej więzienie.
- Mów dalej.
Olivia była zaintrygowana, a Conor łagodnie wyjaśniał zadania
kliniki.
- Zajmujemy się dużą liczbą recydywistów. Takimi, jakich pewnie
broniłaś w sądzie. Uzależnionymi, którzy z tego czy innego powodu nie
potrafią lub nie chcą zerwać z nałogiem.
- To młodzi ludzie?
- Narkomani są przeważnie młodzi - zauważył oschle. - Rzadko
który ma szansę dożyć starości.
- Pytam, czy to są nieletni przestępcy.
- Nie. Najczęściej mają około dwudziestu lat. Ale ja mówię teraz o
zwykłych ludziach. Młodych kobietach i mężczyznach ze wszystkich
środowisk.
- I ty udzielasz im porad?
- Powiedzmy, że próbujemy. David Marshall, kierownik tego
ośrodka, opracował teorię, że nim się kogoś wyleczy, sam zainteresowany
musi tego chcieć.
- Ale, co pcha młodych ludzi do narkotyków? Ciekawość? Złe
towarzystwo?
- To nie takie proste. Teoria, że dzieciaki ćpają, bo to samo robią ich
kumple, nie sprawdza się w praktyce. Gdyby tak było, wszyscy młodzi
ludzie byliby potencjalnymi narkomanami. A nie są - powiedział.
- Co wcale nie znaczy, że większość młodzieży w pewnym
momencie nie styka się z narkotykami. Powszechne zażywanie heroiny i
77
R S
kokainy jest bardzo realnym problemem. Nauczyciele znajdują igły na
boisku szkolnym, tak jak kiedyś znajdowali prezerwatywy - uśmiechnął się
smutno. - Niestety, teraz znajdujÄ… i jedno, i drugie.
- To jaka jest twoja teoria?
- Składa się na to wiele powodów. Myślę, że duża część
odpowiedzialności spada na telewizję.
- Dlatego że pokazują przemoc?
- Nie w tym przypadku - Conor potrząsnął głową.
- A co?
- Aspiracje. Telewizja daje ludziom poczucie przegranej.
Szczególnie młodym. Oglądają, jak inni mieszkają w luksusowych
domach, jeżdżą luksusowymi samochodami, prowadzą luksusowe życie, a
oni, ci przed ekranem, nie są nawet w stanie znalezć pracy. Możesz sobie
wyobrazić, jak to na nich działa.
- Ale to nie są przecież prawdziwi ludzie! - wykrzyknęła Olivia.
- Dla wielu dzieciaków są - zapewnił ją spokojnie.
- To co możemy zrobić?
- Czy to pytanie retoryczne, czy chciałaś zapytać, co ja mogę zrobić?
- Chyba jedno i drugie. - Oczy Olivii posmutniały.
- Cóż... - Conor przeczesał dłonią włosy. - Chyba muszę ich
przekonać, że życie to coś więcej niż telewizyjne historyjki.
- I udaje ci siÄ™?
- Czy ja wiem? Takie mam wrażenie, ale nie sposób śledzić losów
ich wszystkich, kiedy opuszczÄ… klinikÄ™.
- A jakiej terapii siÄ™ ich poddaje?
78
R S
- Czasami psychoterapii. Ale to nie zawsze działa. - Conor spojrzał
na Olivię z wyraznym rozbawieniem. - Ejże! - uniósł dłoń i uszczypnął ją
w kark - nie będziemy chyba przez cały wieczór rozmawiali tylko o mnie.
Olivię przebiegł dreszcz. Jego palce wydały się tak cudownie
znajome i chociaż oczekiwała, że zaraz zabierze rękę, nie zrobił tego. Po
prostu siedział i patrzył na nią tym swoim obezwładniającym zielonookim
spojrzeniem.
ROZDZIAA SZÓSTY
- Cóż, o mnie niewiele można powiedzieć - rzekła Olivia.
- Nie wierzę. - Oczy Conora pociemniały, a jego dłoń przesunęła się
z karku Olivii na jej ramię. - Ależ to istny jedwab - mówił, gładząc
delikatną skórę.
- Jesteś tylko za szczupła. Co ty z sobą zrobiłaś?
- Myślałam, że szczupła sylwetka jest teraz modna. - Olivia zebrała
się w sobie i gwałtownie wstała z miejsca. - A propos, czy nie mówiłeś
czegoś o omlecie? Jestem głodna.
Oczywiście nie była głodna i miała pewność, że Conor też o tym
wie. Ale on dopił sherry i posłusznie ruszył do kuchni.
- Możesz wybierać - powiedział. - Mam żeberka i pizzę. Chodz i
zobacz.
Poszła za nim do położonej z tyłu domu kuchni. Ciemne, dębowe
meble i brązowa terakota były dumą Sally. Olivia nie potrafiłaby zliczyć,
ile posiłków spożyli we czworo przy tym stole.
79
R S [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • supermarket.pev.pl
  •