[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Dotknęła go, widziała to po jego oczach. Ogarnęły ją wyrzuty
sumienia. Po co mu to przypominała? Powinna się powstrzy-
mać, nie robić mu przykrości.
- Ja się do tego nie nadaję - rzekł. - Nawet przy twoich
niewielkich wymaganiach.
Skinęła głową.
- Cóż, tak już jest. Ale to nie problem. Dopnę swego. Po
prostu spróbuj się z tym pogodzić. Choć nie musisz się
tym przejmować. Nie chciałam cię aż tak angażować. My
ślałam, że pójdzie raz-dwa i będzie po sprawie. Przepra
szam, że cię w to wciągnęłam, przykro mi z tego powodu.
Ale już możesz się odciąć. Sama dam sobie radę.
Wypuścił głośno powietrze. Nie skomentował jej słów. Podszedł
do drzwi, otworzył je i zatrzymał się na progu. Odwrócił się i
popatrzył na dziewczynę.
- Mogę wycofać to ogłoszenie - rzekł.
Popatrzyła na niego zuchwale.
S
R
Są jeszcze inne gazety i inne miasta.
Podałaś skrytkę w Dałloway. Dlaczego?
Nie chcę, żeby wszyscy wiedzieli, jak jestem zdesperowana. Nie
muszą wiedzieć, co zamierzam. Dowiedzą się, gdy przyjdzie
czas.
Jednak jemu powiedziała. Z pewnością też o tym pomyślał. Tak
samo jak ona.
Popełniłam błąd, zwracając się do ciebie - wyznała z wahaniem.
- Nie powinnam cię w to mieszać.
Jednak to zrobiłaś - rzekł. - I nie da się tego zmienić. - Po tych
słowach wyszedł.
Odprowadziła go wzrokiem. Zastanawiając się, co to stwierdze-
nie miało znaczyć.
No dobrze, skoro chciała, puścił to ogłoszenie. To jej wybór, a
on nie ma żadnego prawa, żeby się wtrącać. Jednak minął ty-
dzień i nie mógł się powstrzymać, by nie zadawać sobie niekoń-
czących się pytań. Czy Victoria dostała już jakieś oferty? Z
pewnością, i to wiele. Kim byli ci mężczyzni? I co o sobie pisa-
li?
Mógł się tego domyślać. Na samą myśl aż się w nim gotowało.
Wie, jacy bywają faceci.
Poruszało go, że Victoria zaproponowała pieniądze. Dlaczego
tak to potraktowała?
W dodatku on okazał się do niczego. Prosiła go o pomoc, a nie
zrobił nic. Nie pierwszy raz. Jednak życie nauczyło go, by nie
być biernym. Starał się być pomocny i użyteczny. Dlaczego
więc siedzi sobie spokojnie, gdy tam nie wiadomo co się dzieje?
Podniósł się zza biurka i ruszył do drzwi.
- Dokąd idziesz? - głośno zapytała Denise. - Jeszcze nie
S
R
pora na lunch. Czy nie powiedziałeś przed chwilą, że następny
numer powinien być gotowy na wczoraj? Nie odwrócił się. De-
nise miała rację.
- Coś mi wypadło. To nie potrwa długo - powiedział
i wyszedł, udając, że nie zauważa podejrzliwych spojrzeń
Denise. Dobrze ją zna. Na pewno wygląda za nim na ulicę
i sprawdza, dokąd idzie. Ze względu na Victorię wolałby
tego uniknąć, ale nic nie poradzi.
Szedł prosto do księgarni. Minął dwie obsadzone różowymi i
białymi niecierpkami donice, które Victoria ostatnio ustawiła
przy wejściu. Kolejny dowód zmian, jakie wprowadza w swoje
życie. Mości sobie gniazdo, domyślił się. Przygotowuje świat na
nadejście dziecka.
Zrobiło mu się przykro.
Nie może pozwalać sobie na słabość. Wszedł do środka. Znowu
tłum ludzi, oczywiście niemal same panie. Szybko zlokalizował
Victorię. Ubrana w czerń i biel, w tym biało-błękitnym wnętrzu
wśród wymalowanych kobiet była jak samotna alabastrowa róża
na tle płomiennych maków.
Rozmawiała z czteroletnią Allie McAllister. Jej rodzice ledwie
wiązali koniec z końcem i niektórzy sklepikarze z dobrego serca
dawali im zniżki. Przede wszystkim na podstawowe artykuły.
Miał jednak przeczucie, że dla Vic-torii książki również zalicza-
ją się do takiej kategorii. A jeśli nawet nie, z pewnością nie od-
mówi dziecku. Z rozjaśnionymi oczami patrzyła na małą, ze
skupioną minką opowiadającą jej coś po cichutku.
- Zpiąca królewna miała śliczne buciki - przyznała Vic-
toria. - Ale twoje są jeszcze ładniejsze, bo mają sprzączki.
Naprawdę są super.
Allie zachichotała, popatrzyła na swoje buciki z lumpek-
S
R
su i buzia się jej rozpromieniła. Uśmiechnęła się do Victo-rii,
przycisnęła do siebie książeczkę i pobiegła, by usiąść na ła-
weczce koło swojej mamy. Podniosła nóżki i zapatrzyła się na
sprzączki.
Odwrócił wzrok od dziecka. Dopiero teraz się zorientował, że
większość pań przygląda mu się ciekawie. Ostatnim razem
wpadł tu ponury jak chmura gradowa i wyciągnął Victorię z
księgarni. W takim miasteczku jak Renewal podobne historie
nie przechodzą bez echa.
Cóż, trudno. Skinął głową i jakby nigdy nic podszedł do stojaka
z książkami. Jakby zwykł wpadać tu od czasu do czasu i prze-
glądać nowości. Dziś musi zachować się w bardziej wyważony
sposób, nie narażać jej na ludzkie języki. Właściwie powinien
poczekać, aż skończy pracę. Jednak nie może czekać. Właściwie
dlaczego?
Nie mogę, bo czuję się za nią odpowiedzialny, uzmysłowił so-
bie. Znalazła się w marnej sytuacji. Jeśli któryś z tych, którzy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • supermarket.pev.pl
  •