[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wiem  wraz z ostatnim francuskim Bourbonem.  Zachowałem go z czasów mej służby w
marynarce  wyjaśnił starowina, kiwając szybko raz po raz sępią głową. Według
wszelkiego prawdopodobieństwa nie znalazł tej relikwii na ulicy. Wyglądał tak sędziwie, że
mógł był walczyć pod Trafalgarem  a przynajmniej odegrać tam drobną rolę jako chłopiec
noszący proch przy obsłudze armat. Wkrótce po naszym zaznajomieniu poinformował mnie
we francusko prowansalskim żargonie, mamiąc trzęsącymi się, bezzębnymi szczękami, że
kiedy był  szkrabem, ot takim , widział cesarza Napoleona wracającego z Elby. Było to nocą
 opowiadał mętnie bez ożywienia  w miejscu między
Frejus i Antibes, w otwartym polu. Wielkie ognisko paliło się u rozstajnych dróg.
Zebrała się tam ludność z kilku wsi, starzy i młodzi, aż do malutkich dzieci na ręku, ponieważ
matki nie chciały zostać w domu. Wysocy żołnierze w wielkich kosmatych czapach stali w
krąg, milcząc, zwróceni twarzą do tłumu, a poważne ich twarze i wielkie wąsy utrzymywały
wszystkich w przyzwoitej odległości. Ale on, jako  bezczelny mały szkrab , przewiercił się
przez tłum, podpełznął na czworakach tak blisko, jak tylko śmiał, do nóg grenadierów i
zajrzawszy przez nie, spostrzegł stojącego w blasku ogniska  małego, tłustego człowieka w
trójgraniastym kapeluszu  podobnego trochę do księdza  o dużej bladej twarzy
przechylonej na ramię. Ręce miał splecione na plecach& Okazało się, że to był cesarz 
objaśniał starowina z lekkim westchnieniem. Mały brzdąc gapił się z ziemi, wytrzeszczając
oczy ze wszystkich sił, a tymczasem jego  biedny ojciec , który szukał wszędzie malca jak
szalony, rzucił się na niego i odciągnął go stamtąd za ucho.
Ten opis wygląda rzeczywiście na wspomnienie. Dziadzina opowiadał mi to wiele
razy, używając zawsze tych samych słów. Zaszczycał mnie specjalną i nieco kłopotliwą
sympatią. Przeciwieństwa się stykają. Znacznie przewyższał wiekiem wszystkich członków
tej kompanii, a ja znów byłem, że się tak wyrażę, jej czasowo adoptowanym niemowlęciem.
Jak dawno został pilotem, tego nikt z kompanii już nie pamiętał  trzydzieści, czterdzieści
lat. Sam tego nie był pewien, ale można by to wyświetlić, jak mówił, w archiwach biura
pilotów. Dawno już został spensjonowany, lecz wypływał na morze z przyzwyczajenia. Mój
przyjaciel, le patron kompanii, zwierzył mi się raz szeptem, że  starowina jest nieszkodliwy.
Wcale nam nie przeszkadza. Traktowano go z szorstkim uszanowaniem. Ten i ów zwracał
się do niego czasem z jakąś potoczną uwagą, lecz właściwie nikt się nie liczył z jego słowami.
Przeżył swą siłę, swą pożyteczność, nawet swą wiedzę. Nosił długie, zielone wełniane
pończochy, wciągnięte na spodnie powyżej kolan, na gołej czaszce miał coś w rodzaju
wełnianej szlafmycy, a na nogach drewniaki. Bez swego płaszcza z kapturem wyglądał jak
wieśniak. Pół tuzina rąk wyciągało się, aby mu pomóc wejść do łodzi, lecz potem zostawiano
go własnym myślom. Oczywiście nie wykonywał nigdy żadnej roboty, czasem tylko
odczepiaÅ‚ jakÄ…Å› linÄ™, gdy zawoÅ‚ano do niego:  Hé, l Ancien!23 Odczepcie tam podnoÅ›nice,
macie je pod ręką!  albo też coś innego w tym rodzaju.
23
Hej, stary! (fr.)
71
KRAINA LOGOS www.logos.astral-life.pl
Nikt nie zwracał najmniejszej uwagi na chichot w cieniu kaptura. Staruszek śmiał się
tak do siebie długi czas w niezmiernym rozradowaniu. Zachował widocznie niewinność duszy
skłonną do uciechy. Lecz gdy wesołość jego się wyczerpała, zrobił fachową uwagę pewnym
siebie choć trzęsącym się głosem:
 Nie ma co liczyć na robotę w taką noc jak dzisiejsza.
Nikt tego nie podchwycił. To było oczywiste. Skądże się spodziewać, aby jaki
żaglowiec zawinął do portu w taką leniwą noc, pełną sennej wspaniałości i nieziemskiego
spokoju. Mieliśmy ślizgać się opieszale po wodzie tam i z powrotem, trzymając się w obrębie
naszego posterunku, a o ile by silna bryza nie powiała ze świtem, wysiedlibyśmy przed
wschodem słońca na małej wysepce, która o parę mil od nas jaśniała jak bryła zamarzniętej
księżycowej jasności; tam zamierzaliśmy pożywić się kromką chleba i pociągnąć łyk wina z
butelki . Wiedziałem z doświadczenia, jak się to odbędzie. Duża łódz opróżniona z załogi
oprze się lekką kształtną burtą o samą skałę  tak idealna jest słodycz tego klasycznego
morza, o ile zdarzy mu się być w łagodnym usposobieniu. Pożywiwszy się kromką chleba i
pociągnąwszy łyk wina z butelki  odbywało się to dosłownie w taki sposób u tej
wstrzemięzliwej rasy  piloci spędzą czas tupiąc w płyty kamieni pokryte morską solą i
dmuchając w zgrabiałe palce. Paru mizantropów siądzie oddzielnie na głazach jak morskie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • supermarket.pev.pl
  •