[ Pobierz całość w formacie PDF ]

szwedzkiego przemysłowca. Ale naturalnie od chęci rozwiedzenia się z żoną, tak
żeby zachować wszelkie korzyści, jakie się przed tym osiągnęło z tego związku, do
zbrodni daleko. Niemniej trzeba będzie z tym panem ponownie porozmawiać. A także
ze sprytnym Mareczkiem, sekretarzem do załatwiania bardzo poufnych spraw.
�- Raczej sprawek.
�� � Można to i tak nazwać.
�� � Za Rolfem Perssonem przemawia to, co i za innymi podejrzanymi. On
także jest praworęczny i również nie miał nic wspólnego z karate.
�� � Uważam, poruczniku, że to jest najtwardszy orzech naszego śledztwa.
Ciągle sobie na nim łamiemy zęby.
�� � A może mordercą jest ktoś czwarty, na którego trop dotychczas w ogóle
nie wpadliśmy?
�� � Tego nie można wykluczyć.
�� � Co robić?
�� � To, co robimy dotychczas. Szukać, szukać i jeszcze raz szukać.
�� � Jutro pułkownik przesłucha Perssona?
�� � Tak. Zaraz z rana. Trzeba go będzie dzisiaj uprzedzić.
�� � Pojedzie pan pułkownik do  Kasprowego ?
�� � Nie. Wezwiemy go na komendę i przesłuchamy jak najbardziej formalnie.
Tak samo postąpimy z Markiem Dańcem.
�� � Rozumiem.
�� � Coraz więcej chmur na niebie - zauważył Kaczanowski. - Słoneczko
pazdziernikowe jest niestałe. Za kilka minut go nie będzie. Czas i nam zbierać się z
powrotem.
�� � Trzeba z Kir zadzwonić, aby nam przysłano jakiś samochód.
�- Damy sobie radę i bez niego. Jakoś się do miasta dostaniemy.
�Kiedy obaj oficerowie zeszli do Doliny Kościeliskiej, pierwszą osobą, którą
zobaczyli, był Sven Breman. Ucieszył się na widok milicjantów.
�- Bardzo dziękuję - powiedział - bardzo dziękuję panu, pułkowniku, za tak
wspaniałe wiadomości. Będzie z tego jeden albo nawet i dwa artykuły. Bomby!
�- Jakie wiadomości? - zdziwił się porucznik.
�� � Widzę, że ktoś redaktorowi głupstw nagadał - dodał podpułkownik.
�� � O, przeciwnie. Ten przewodnik zachowywał się jak głuchoniemy. To
właśnie są te wiadomości, za które jestem tak wdzięczny polskiej policji. Znowu się
omyliłem, chciałem powiedzieć milicji.
�� � Nie wiem, o czym pan mówi?
�� � Prosta rzecz -  król reporterów świetnie się bawił. - Milicjanci zrobili
obławę na Szaflarza. Znalezli u niego, jak mi to powiedział pewien sympatyczny
góral, w domu złotą bransoletkę i siedemset dola-
�rów. I oto ten sam Szaflar schodzi z tej samej góry, gdzie wędrowali dwaj
oficerowie, aby go spotkać. I to schodzi nie w kajdankach na rękach i z odpowiednią
asystą, ale sam, z ogromnie zadowoloną miną. Poza tym do nikogo się nie odzywa i
udaje głuchego czy też niemego. Stąd tylko jeden wniosek.
�� � Jaki? - porucznik nie wytrzymał.
�� � Prosty. Jeżeli Szaflara nie aresztuje się, to znaczy, że wszedł on w
posiadanie tych skarbów najzupełniej legalnie. To znaczy, że dolary otrzymał od
męża, a bransoletkę od żony. To chyba zupełnie jasne. Prawda?
�Kaczanowski nic nie odpowiedział, ale miał minę, jakby go nagle ząb zabolał.
�� � Jeśli panowie chcą, chętnie wyjaśnię, za co to takie łaski spływały na
przystojnego przewodnika górskiego?
�� � Nie ciekawym pańskich fantazji.
�� � Czasem dobrze pofantazjować - śmiał się, Szwed. - Persson płaci, aby
zdobyć powód do rozwodu. Ze Gunhild nasz taternik od razu wpadł w oko, to
stwierdzają wszyscy, którzy tę parę choć raz widzieli. Zdobycie dowodu, że Gunhild
zdradza Perssona warte było dla tego ostatniego znacznie więcej niż głupie siedemset
dolarów. Za jednym zamachem przemysłowiec pozbywa się żony, zachowuje swoje
stanowisko w firmie, ba, umacnia się na swoim fotelu. To nie wystrzeliło, bo Szaflar
albo okazał się, jak ogromna większość Polaków, niepoprawnym romantykiem, albo
tak zimnym kalkulatorem, jak bywają Szwedzi. Albo bohatersko wyznał prawdę
pięknej Gunhild, albo uznał, że wytarguje od niej znacznie więcej niż może dostać od
męża. I rzeczywiście dostał od żony drogocenną bransoletkę. Osobiście zresztą sądzę,
że przewodnik żadnych targów nie prowadził, a klejnot wpadł mu w ręce jak dojrzała
gruszka spadająca z drzewa. Cieszę się z takiego obrotu sprawy. Teraz, kiedy
niewinność Szaflara została dowiedziona, jest jasne, kto jest zabójcą.
�� � Ko panu powiedział, że niewinność Szaflara została dowiedziona?
�� � Pan sam, pułkowniku. Swoimi czynami. Gdyby był winny, bylibyście go
aresztowali.
�� � Pan się myli, redaktorze. Polskie prawo karne żąda, aby sprawcy dowieść
popełnienia przestępstwa. Dopóki takiego dowodu nie ma, nikogo nie można
aresztować.
�� � Nie ma i nie będzie, bo Andrzej Szaflar jest niewinny tej zbrodni.
�� � To pańskie przekonanie, redaktorze.
�� � Pańskie też, pułkowniku.
�� � Ja tego nie powiedziałem.
�� � W każdym razie mam ciekawy materiał.
�� � Wysnuty ze zbyt pochopnych wniosków.
�� � Czyżby?
�Porucznik chętnie wrzuciłby Szweda do potoku. - Niech się pan redaktor, jeśli
naprawdę pan nam chce pomóc, zastanowi, w jaki sposób ten śmiertelny cios, który
zabił Gunhild Persson, można było zadać prawą ręką. To jest dla nas dużo ważniejsze
niż pańskie hipotezy.
�� � Na to pytanie odpowiem krótko. Takiego ciosu w prawą skroń nie można
zadać prawą ręką. Potwierdzi to panu każdy karateka. Nawet najwięksi mistrzowie tej
walki, Japończycy, nie potrafiliby tego. To na pewno był mańkut.
�� � Niech więc redaktor znajdzie tego mańkuta. Bo szczerze mówiąc, my jak
dotychczas, nie możemy go odszukać.


�Rozdział X
�Rolf Persson żąda adwokata
�Wbrew obawom porucznika Stanisława Motyki przewodnik tatrzański
Andrzej Szaflar stawił się w budynku Komendy Miejskiej MO z punktualnością co do
minuty. To oficjalne  przesłuchanie świadka nie wniosło do sprawy niczego
nowego. Szaflar powtórzył historię uprzednio opowiedzianą obu oficerom milicji w
szałasie na Hali na Stołach.
�Pani Marysia z  Kmicica doskonale pamiętała wysokiego, tęgiego
cudzoziemca, który pewnego dnia rozmawiając z Andrzejem Szaflarem popijał z [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • supermarket.pev.pl
  •