[ Pobierz całość w formacie PDF ]

kamiennej ławce i posadził ją obok siebie, cały czas otaczając ją
ramieniem w pasie.
Odruchowo położyła mu głowę na ramieniu.
- O czym chcesz rozmawiać? Cóż to takiego, co nie może poczekać?
- My.
- Co z nami?
Ken przez chwilę się namyślał, po czym powiedział:
- Kocham cię, Ronnie. Ty mnie też kochasz. Co z tym zrobimy? Co
poczniemy z naszymi uczuciami?
Uniosła głowę i wbiła wzrok w jego spokojną twarz.
112
RS
- Czego ode mnie oczekujesz?
- Wyjdz za mnie, Weroniko Johnson. Zostań moją żoną i matką
moich dzieci - powiedział, nie tracąc opanowania.
- Jestem już za stara na dzieci...
- To przynajmniej jedno! - warknął gniewnie, wchodząc jej w słowo.
Jej gładkie czoło przecięła zmarszczka.
- Nie ma potrzeby mówić do mnie takim tonem, Ken.
Ojciec nigdy na nią nie krzyczał i nie zamierzała pozwolić, by
jakikolwiek inny mężczyzna to robił. Zgarbił się.
- Przepraszam... - Jego głos brzmiał teraz łagodniej. - Zżera mnie
potrzeba, byś stała się trwałą częścią mojego życia. Chyba tracę zmysły.
Zamknęła oczy i zagryzła dolną wargę. Ken proponował jej to, o
czym każda normalna kobieta marzy - małżeństwo i dzieci. Chciał się z nią
ożenić, podczas gdy tak wielu mężczyzn w dzisiejszych czasach chce się
tylko przespać z kobietą lub żyć z nią bez zobowiązań.
Otworzyła oczy i uśmiechnęła się z wysiłkiem.
- Dasz mi trochę czasu do namysłu? Uśmiechnął się. Posadził ją
sobie na kolanach i objął.
- Oczywiście, kochanie.
Walczył z pragnieniem pociągnięcia jej na trawę i kochania się tu i
teraz, w ogrodzie rodziców.
Musnął wargami jej usta i wyszeptał:
- Dziękuję ci, że jesteś skłonna przynajmniej rozważyć moją
propozycję.
- Twoje oświadczyny to dla mnie zaszczyt.
113
RS
- Nie - zaoponował. - To ja jestem zaszczycony, że pozwoliłaś mi się
stać częścią twojego życia.
- Na następnym skrzyżowaniu skręć w lewo - powiedziała Weronika.
Przed nimi rozciągało się centrum Atlanty. Ken był już kiedyś w tym
mieście, ale nigdy w najbogatszej dzielnicy.
Zgodził się towarzyszyć Weronice podczas rodzinnego zjazdu. Mieli
spędzić w Atlancie tydzień, a potem Ken wracał do Karoliny Północnej
lexusem Weroniki, natomiast ona planowała przylecieć samolotem tydzień
pózniej.
Zgodnie z jej poleceniem skręcił w lewo. Znalezli się w ślepej
uliczce, przy której stały cztery budowle w stylu kolonialnym.
- Pierwszy dom po prawej.
Ken gapił się przez przednią szybę, jakby go sparaliżowało. Trawnik
na stoku, przystrzyżony żywopłot, kępa drzew i gęstych, pokrytych
kwieciem krzewów - a w środku budynek, który Weronika i Bram
nazywali domem.
Weronika otworzyła pilotem automatyczne drzwi garażu. Było tam
miejsce na trzy samochody. Ken wjechał do środka i zaparkował koło
volkswagena passata. Wyłączył silnik. Tymczasem Weronika wyjęła
kolejny drobny przedmiot z torebki i nacisnęła kilka guzików, które
rozłączały alarm w domu.
- Gorąco tu. Zrobi się chłodniej dopiero za jakąś godzinę, gdy
klimatyzacja zacznie działać.
Potaknął. Miał wrażenie, że słowa dławią go w gardle- Wydawało
mu się, że widzi Weronikę pierwszy raz. Nie wszedł jeszcze do domu, ale
instynkt mu podpowiadał, że będzie zupełnie inny niż ten na Trace Road.
114
RS
Tamten był skromny, a tu rzucało się w oczy ostentacyjne bogactwo. Nie
musiał sprawdzać notowań nieruchomości, by wiedzieć, że dom przy
ślepej uliczce jest pewnie wart ponad milion dolarów.
Weronika otworzyła drzwi do domu. Ken wyjął bagaże z samochodu
i poszedł za nią, przeskakując po trzy stopnie. Trafił do przestronnej
kuchni i z miejsca osłupiał. Miał wrażenie, że w czarodziejski sposób
przeniesiono go gdzieś na francuską wieś. Połowę ściany zajmował
ogromny żeliwny piec zupełnie nie z tej epoki.
Przeszedł przez kuchnię i wyszedł na korytarz. Zajrzał do salonu i
jadalni, która również była urządzona w stylu francuskiej prowincji.
Uśmiechnął się pod nosem. Zdaje się, że miłość Weroniki do Francji nigdy
nie osłabła. Poszedł na górę. Z bocznych i sufitowych otworów
wentylacyjnych sączył się miły chłód.
- Tu jestem! - zawołała Weronika z pokoju, który znajdował się na
szczycie schodów.
Wszedł do dużej sypialni z ogromnym, empirowym łożem z
mahoniu. Wszystko inne w pokoju było białe: koronkowa kapa, poduszki,
haftowane firanki w oknach i mereżkowe serwetki na stolikach nocnych.
Na widok uśmiechniętej Weroniki Ken poczuł po raz pierwszy ucisk
strachu w piersi. Jej dom był luksusowy. Czy będzie chciała to wszystko
zostawić, żeby za niego wyjść?
Zaparkowali przy bocznej uliczce, bo na kolistym podjezdzie przed
domem Hallów stało mnóstwo samochodów i ciężarówek. Weronika i Ken
nieśli w rękach desery, które sami przygotowali dziś rano. Ona upiekła
dwa ciasta i placek ze słodkimi ziemniakami. Ken przygotował gateau des
mix, ciasto francuskie z nadzieniem z marcepana, które tradycyjnie podaje
115
RS
się na Boże Narodzenie, by upamiętnić przybycie do Betlejem Trzech
Króli. Upiekł też tradycyjny amerykański placek czekoladowo-orzechowy.
Drzwi otworzyły się i Weronika stanęła oko w oko z siostrą i
szwagrem, którzy również dopiero co przyjechali. Przestronny hol oraz
salon wypełniali ludzie w różnym wieku. Niemowlęta kwiliły i wierciły
się w ramionach rodziców; starsze maluchy biegały jak szalone, szukając
kłopotów; nastolatki ze słuchawkami walkmanów na uszach kołysały się
w takt muzyki.
Candace prześlizgnęła się wzrokiem po Kenie i skupiła na siostrze.
Cmoknęła ją w policzek.
- Witaj, siostro. Kto to? - zapytała teatralnym szeptem.
Na wargach Kena zjawił się tajemniczy uśmiech. Bez wątpienia [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • supermarket.pev.pl
  •