[ Pobierz całość w formacie PDF ]

w oczy.
- Chyba gdzieś czytałam. - Wzruszyła niedbale ra-
mionami.
- Może chciałabyś przyjechać?
- Wiesz, że nie mogę. - Odwróciła głowę i popatrzy-
ła na niego poważnie. - Nie mogę zostawić Nicholasa,
a z nim przecież nie pojadę.
- Chyba nie ma napisane na czole, że to dziecko mo-
jej miłości.
- Dziecko twojej miłości?
- A może nie? W końcu tej nocy, kiedy został po-
częty, byłem nieco bardziej niż trochę zakochany w jego
matce. - Popatrzył znowu na niebo. - Dziecko miłości...
Robin gwałtownie wciągnęła powietrze w płuca, ale
nic nie powiedziała.
- Zastanawiam się jedynie, czy ona również była we
mnie zakochana. Choć trochę, choć odrobinkę... I myślę,
że chyba była - podsumował, nie doczekawszy się ko-
mentarza.
- Nie powinniśmy prowadzić takich dyskusji, Devin.
Miałeś rację, kiedy mówiłeś, że dla dobra Nicholasa po-
S
R
winniśmy spróbować się zaprzyjaznić. Ale coś więcej
utrudni tylko sytuację.
- Tak uważasz?
- Oboje wiemy, że jest między nami... jakieś uczucie.
Kiedyś spędziliśmy ze sobą noc i poczęliśmy dziecko.
Teraz wspólnie obserwujemy, jak dorasta...
-  Uczucie" to bardzo ogólne pojęcie - przerwał jej.
Przetoczył się na bok i oparł głowę ria dłoni. - A jakie
to właściwie jest uczucie? Bo mogą być różne.
- Chyba jest ich więcej niż jedno, prawda? - Prze-
niosła wzrok na chmury.
- Na przykład jakie?
- Na przykład złość, brak zaufania, strach...
- Aha. - Dotknął policzka Robin i zmusił ją, aby na
niego spojrzała. - Dlaczego tak mówisz? Przecież pa-
trzenie z jednej tylko perspektywy jest niepodobne do
ciebie.
- Więc może teraz twoja kolej. - Jej oczy miały tak
bezbronny wyraz, że przez moment Devin zapragnął od-
wrócić wzrok.
- Nigdy nie jestem na ciebie zły - zaczął łagodnie.
- Jesteś. Bo nie pozwalam ci na więcej.
- Nie zły. Sfrustrowany. Bo chciałbym ułatwić ci ży-
cie, a nie mogę. Poza tym ufam ci, Robin. Jesteś uczciwa
i sprawiedliwa. Inteligentna. A co do strachu...
- Devin...
- ...to tylko ty się boisz. Masz rację: twój strach stoi
pomiędzy nami.
- Boję się, bo nie wiem, kim jesteś. Czy jesteś tym
facetem, który biega po scenie przy akompaniamencie
S
R
babskich pisków i ryczących gitar? A może tym męż-
czyzną, który odwiedza Nicholasa? Tym, który przynosi
swojemu synowi pluszowe zabawki i opowiada mu prze-
rażające historie ze swojego dzieciństwa.
- Czyżby ci je powtarzał? - uśmiechnął się. - My-
ślałem, że to męskie sprawy.
- Kim więc jesteś? - nie ustępowała.
- Jestem ojcem twojego syna, człowiekiem, na któ-
rego patrzysz właśnie tymi prześlicznymi oczyma. Nikim
więcej.
- Nie. Jesteś milionerem, przywykłym do kupowania
wszystkiego i wszystkich. Twoi bliscy przyjaciele zaży-
wają narkotyki i posługują się językiem, którego Nicho-
las nie powinien słyszeć. Poślubiłeś piękną, ale absolutnie
bezduszną kobietę. Każdego wieczoru do twojej garde-
roby dobijają się tłumy napalonych nastolatek, które skła-
dają ci w ofierze swoje ciała i które następnego ranka
spławia twój menedżer. Nie rozumiem twojego życia, De-
vin, i obawiam się, że nie rozumiem także ciebie.
- Skończyłaś? - Jego dłoń wciąż spoczywała na jej
policzku.
- Skończyłam.
- Mam nadzieję, że wiesz, że się zagalopowałaś.
Jej oczy wciąż miały ten sam bezbronny wyraz.
- Chciałeś wiedzieć, co czuję.
- Czujesz się zagubiona. Pozwól więc, że wyjaśnię
ci pewne sprawy. Mogę kupować rzeczy, pewnie wszy-
stkie, na jakie mam ochotę, ale nie kupuję ludzi. I nigdy
nie opuszczam przyjaciół, nawet jeśli nie podoba mi się
ich język albo sposób spędzania wolnego czasu. Poza
S
R
tym biorę udział w kampanii przeciwko narkotykom,
a kobietę, którą poślubiłem, poślubiłem z dwóch powo-
dów: myślałem, że ją kocham, i byłem niewiarygodnie
samotny. Była niezłą aktorką, jeszcze lepszą w życiu pry-
watnym niż na scenie. Już po trzech tygodniach zorien-
towałem się, że popełniłem poważny błąd. W ciągu na-
stępnego roku nauczyłem się wszystkiego, co należy wie-
dzieć o związkach damsko-męskich, i wiem, że nigdy już
nie popełnię tych samych błędów. Tak, kobiety regularnie
proponują mi, abym spędził z nimi noc, i większość
z nich powtarza, że ja przyjmuję ich propozycje. Tylko
że ja już dawno zrezygnowałem z przypadkowego seksu.
A jeśli chodzi o tę noc, którą ze sobą spędziliśmy, to
nie była ona przypadkowa. Aha, jeszcze jedno: ten ze-
psuty, cyniczny szarpidrut nigdy nie zrezygnował z mi-
łości.
- Czego więc chcesz ode mnie, Devin?
- Chcę, żebyś otworzyła szeroko oczy i uwierzyła
w to, co widzisz. - Pochylił się nad nią. - Zapomnij
o tym, co słyszysz z radia i z gazet. Jestem właśnie taki, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • supermarket.pev.pl
  •