[ Pobierz całość w formacie PDF ]

życiem. Darren był pochłonięty pracą, a Rachel gotowała i zajmowała się dzieckiem. Zbliżyły
się do siebie i świetnie czuły we własnym towarzystwie.
W poniedziałek przed kolacją Annalise coś nagle zaświtało. Poszła do kuchni, gdzie zna-
lazła Rachel.
- Właśnie sobie zdałam sprawę, że odkąd przyjechałaś, cały czas zajmujesz się gotowa-
niem. Oczywiście nie mam nic przeciwko temu, ale dziwi mnie, że wzięłaś na siebie ten obo-
wiązek.
Butch siedział w wysokim krzesełku, zajadając chrupki. Rachel się zaczerwieniła.
- No bo...
- No mów.
- Pan Ely powiedział, że nie potrafisz gotować. Nie chciał, żebyś się z tym zle czuła.
- Rozumiem. - Ucieszył ją kolejny przejaw troski Sama.
L R
T
Jednak on zawsze postępuje jak dżentelmen i wcale nie oznacza to, że coś do niej czuje.
- To prawda. Nie umiem gotować. Dlatego masz moje błogosławieństwo i wdzięczność.
- Nie lubisz gotować? - spytała Rachel z zaciekawieniem.
- To długa i nudna historia. Powiedzmy, że ma to związek z dorastaniem w domu zdomi-
nowanym przez mężczyzn.
- No tak. Wyobrażam sobie, że gotowanie nie było u was na liście priorytetów.
- Wolałam latać helikopterem i naprawiać samochody. Rachel otworzyła szeroko oczy
zdumiona.
- Umiesz latać helikopterem?
- Tak, ale już dawno tego nie robiłam.
- Niezła jesteś! Cieszę się, że się poznałyśmy.
Annalise przyjęła szczery komplement Rachel i pomyślała, że może jednak nie powinna
bagatelizować własnych osiągnięć. Wygląda na to, że nikt poza nią tego nie robi. Odchrząknę-
ła, czując lekki ucisk w gardle.
- Ja też się bardzo cieszę.
Zanim nadszedł środowy poranek, Annalise zaplanowała już prace na najbliższy czas.
Była cudowna pogoda, więc po śniadaniu wybrała się na spacer wokół domu. Wyobrażała sobie
tam mityczną rodzinę Sama. Już nienawidziła jego przyszłej żony. Przecież to ona powinna nią
zostać. Nagle ją olśniło.
Chcę urodzić Samowi dzieci. Wszystkie... nieważne, ile dobry Bóg raczy ich zesłać.
Musi się z tego otrząsnąć. Sam pragnie tylko jej ciała, choć w jego ramionach czuła się
spełniona, kobieca i pożądana. Otworzył jej oczy na inne możliwości. Błagał ją, żeby odważyła
się podjąć ryzyko i spojrzeć prawdzie w oczy. Zrobił pierwszy krok, żeby zmienić ich relacje w
coś znacznie głębszego.
Nie zatrzymała Sama ze strachu, że znowu ją zrani albo że to ona go rozczaruje. Obawia-
ła się też macierzyństwa. W pełni sobie zasłużyła na żal, który teraz ściska jej serce. Sam na-
uczył ją samoakceptacji i pokazał, jak doceniać siebie samą. Taki mężczyzna to rzadkość i wy-
jątek. Najwyższa pora, by poszła po olej do głowy i wreszcie go zdobyła.
Dwie godziny pózniej Annalise zatrzymała się pod Walmartem na obrzeżach Charlotte-
sville. Wybrała właśnie ten sklep, bo tu z pewnością nie wpadnie na nikogo znajomego.
Wjechała wózkiem do sekcji ze sprzętami gospodarstwa domowego i zaczęła go napeł-
niać zakupami. Potem produkty spożywcze. W sumie  Projekt Sam" zajął jej niecałą godzinę.
L R
T
Kiedy weszła do swojego apartamentu w Charlottesville, powitał ją widok na wpół
uschniętych kwiatków. Znowu zapomniała je podlać. Jak mogłaby zajmować się dzieckiem,
skoro nie potrafi się nawet zatroszczyć o rośliny?
Wypakowała zakupy i zaczęła znosić bagaże z samochodu. Robiąc czwartą rundę po wa-
lizki, pomyślała, że chyba rzeczywiście nie ma łatwego charakteru, jak to określił Sam. Ale nie
jest też egoistką - wspiera organizacje charytatywne, zależy jej na rodzinie. Jednak bycie matką
to coś więcej, wymaga wielu wyrzeczeń i zepchnięcia swoich potrzeb na dalszy plan.
Czy potrafiłaby stać się taką osobą dla Sama? Dla siebie? Dla dziecka?
Usiadła przy stole z torebką mąki w ręce. Przyszłość nagle wydawała się stwarzać tak
wiele możliwości. Jednak Annalise nie jest naiwna. Wie, że jeśli spróbuje się zmienić i jej się to
nie uda, poniesie straszne konsekwencje.
W środę Sam wyszedł z pracy przed szóstą. Cały dzień myślał o tym, że Annalise jest już
coraz bliżej Charlottesville. Zadrżała mu ręka, kiedy wkładał klucz do zamka w drzwiach do
swojego loftu. Marzył tylko, żeby wziąć prysznic, przebrać się i w spokoju się zastanowić, czy
jego nowy plan nie jest przypadkiem misją samobójczą.
Kiedy otworzył drzwi, jęknął. Boże, dopomóż! Jego matka jest w mieszkaniu.
- Cześć, kochanie. - Przytuliła go na powitanie, roztaczając wokół zapach słodkich per-
fum.
- Mamo, co ty tu robisz? - spytał, żałując, że w ogóle dał jej klucz.
Kocha ją całym sercem, ale nie może znieść jej ciągłych prób swatania go z obcymi ko-
bietami. Charlaine Ely uśmiechnęła się promiennie.
- To już nie mogę odwiedzić własnego syna? Chodz do kuchni. Daphne gotuje dla nas
coś pysznego.
Tego dnia Annalise już wiele razy złamała swoje noworoczne postanowienie. Gotowanie
jest cholernie trudne. Miała mieszane uczucia, wpatrując się w swoje dzieło ustawione na blacie
pośrodku zabrudzonej do granic możliwości kuchni.
Tort miał być okrągły i mieć dwie warstwy, a wyszło jej coś o bliżej nieokreślonym
kształcie, do tego wyraznie zapadnięte w środku. Starała się wyrównać wszystko polewą, ale
wreszcie się poddała. Liczą się intencje.
Postanowiła, że posprząta pózniej. Dzisiaj i tak nikt nie zobaczy tego pobojowiska. Sko-
czyła do sypialni, włożyła modne dżinsy i biały kaszmirowy golf, szybko nałożyła makijaż.
Gotowe.
L R
T
Podróż samochodem do mieszkania Sama ciągnęła się w nieskończoność. Annalise nie
zastanawiała się, co powie, gdy stanie w jego drzwiach. Ma nadzieję, że świeżo upieczony pre-
zent i szybki seks od razu załagodzą sytuację. Stukała palcami o kierownicę, czekając na zielo-
ne światło. Sam miał powody do złości. Wyciągnął do niej rękę, a ona wypchnęła go za drzwi,
chcąc sobie udowodnić, że go nie potrzebuje. Ależ z niej idiotka.
Na szczęście poszła po rozum do głowy. A jeśli jest już za pózno? Na samą myśl, że zo-
baczy w jego oczach potępienie, kurczyła się ze strachu. Jest gotowa się kajać, jeśli będzie to
konieczne. Ma jednak nadzieję, że zastanie go w dobrym nastroju.
Czy jednak Sam uwierzy, że w jeden weekend zmienił się jej cały światopogląd? %7łe do-
puszcza możliwość stworzenia dojrzałego związku i... posiadania dzieci?
Zaparkowała przy ulicy. Kolana drżały jej lekko, kiedy wysiadała z samochodu. Za-
mknęła zamek pilotem i ruszyła w stronę budynku. Kiedy wsiadła do windy, przypomniała so-
bie swoją ostatnią wizytę w jego mieszkaniu podczas przyjęcia charytatywnego, które organi-
zował. Cały wieczór nie zamienili nawet słowa, ale wyraznie czuła jego obecność.
Wysiadła na właściwym piętrze, w jednej ręce niosąc tacę z ciastem, w drugiej ściskając [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • supermarket.pev.pl
  •