[ Pobierz całość w formacie PDF ]

i przejął część ich obyczajów, które uważał za przyjemne i
naturalne w nowozelandzkiej dziczy. Ilekroć potrzebował
ludzi do pracy, zawsze znajdowali się chętni. Pertraktacje z
nimi przychodziły mu znacznie łatwiej niż Alisdairowi
Stewartowi, którego wyniosłość i sztywność stanowiły nie
ukrywany przedmiot drwin Maorysów.
Fortepian, jak wrak wyrzucony na plażę, stał tam, gdzie go
zostawili, jednakże od ostatniej bytności Ady miał swoich
gości, bo na piasku widniały ślady stóp i część desek,
umocowanych przez Bainesa, była oderwana. Pamięć o
żarliwości, z jaką Ada grała, przywróciła entuzjazm
Bainesowi, pozytywne myślenie o instrumencie, bardzo mu
teraz potrzebne, bo trudno było sobie wyobrazić przedmiot
bardziej nieporęczny do niesienia po wąskich ścieżkach przez
dziewiczy las, spowity mgłami. Maorysi dzwigali go klnąc i
stękając.
- Hiki na alce muri na! (Tył wyżej!) - krzyknął Hone.
- Tero - tero! (Całuj mnie w dupę!) - padła
natychmiastowa odpowiedz.
- Hei niti niti maau! (Całuj się sam!)
Buchnął śmiech. Baines, który szedł przodem przecierając
drogę, obrócił się, żeby wziąć udział w ogólnej wesołości. W
tym momencie komuś podwinęła się noga i tył fortepianu
wyrżnął o ziemię. Grzmot w dolnych rejestrach skali poniósł
się basowym echem po lesie, aż Maorysi odskoczyli od
instrumentu, jakby nagle ożył uwięziony w nim demon.
Kiedy dotarli do chaty Bainesa, mężczyzni rozproszyli się
po izbie i werandzie, on zaś przystąpił do rozbierania skrzyni i
fortepian jął się powoli ukazywać jako przedmiot niezwykłej
piękności. Mimo wszystkiego, na co był narażony, spod
warstwy soli przebijał połysk drzewa różanego. Usunąwszy
opakowanie, Baines przystąpił do czyszczenia, zaczynając od
nóg, które najbardziej ucierpiały od wody morskiej.
Posuwając się stopniowo w górę, pucując i oliwiąc,
przywracał instrumentowi cząstkę jego dostojeństwa.
Dotarłszy do klawiatury, postanowił wypolerować ją nieco
woskiem, jednakże dzwięk, jaki się wydobywał spod
pocieranych klawiszy, nawet dla jego nie wyćwiczonego ucha
brzmiał głucho, zdradzał atonalną wibrację strun.
Alisdair Stewart, wsadziwszy Adę McGrath na swego
konia, poprowadził go za uzdę ścieżką w kierunku domu
George'a Bainesa. Przed Adą siedziała Flora, uszczęśliwiona,
że się znajduje na koniu, lecz nawet bliskość córki nie była w
stanie podnieść Ady na duchu. Zcieżka pięła się przez dziwny
las ze zwisającymi nad głową porostami, z wierzchołkami
drzew gołymi i połyskliwymi. Obcość tego krajobrazu
wydawała się dzisiaj Adzie odpychająca w jakiś zaskakujący
sposób.
- Na twoim miejscu zacząłbym od jakichś dziecinnych
melodii - poradził Stewart. - Unikałbym czegoś bardziej
skomplikowanego.
Podniósł wzrok na żonę siedzącą wysoko na koniu, lecz
Ada nie zwracała uwagi na jego spojrzenia. Winna była
mężowi posłuszeństwo, nie znaczyło to jednak, by czuła
skruchę i miała ochotę uczyć gry nowego właściciela
fortepianu, George'a Bainesa.
- Nie zniechęcaj go tylko, nikt nie oczekuje, że zostanie
wielkim pianistą - ciągnął Stewart.
Popatrzył znów na żonę, ale jej twarz pozostała martwa,
niewzruszona.
Baines powitał ich uprzejmie, posłał nieśmiały uśmiech
paniom, które go nie odwzajemniły. Fortepian był jedynym
politurowanym sprzętem w prymitywnej chacie, różane
drzewo wydawało się tu nie na miejscu. Alisdair Stewart
podszedł do instrumentu, przesunął dłonią po jego wierzchu,
otworzył i zamknął pokrywę klawiatury, po raz pierwszy
zainteresowany przedmiotem, który wymienił za ziemię.
- Wygląda ładnie. - Uśmiechnął się do Ady, pokiwał
głową. - To faktycznie bardzo piękna rzecz. No...
Obrócił się do Bainesa, który stał z szerokim uśmiechem,
oczekując, że Ada okaże mu wdzięczność za uratowanie
fortepianu.
- %7łyczę powodzenia - powiedział Stewart. - Panie nie
mogą się doczekać lekcji.
Ale na twarzach Ady i Flory McGrath trudno by się było
dopatrzeć entuzjazmu. Flora, nieśmiała i paraliżowana
napięciem matki, szarpała obsesyjnie kosmyk włosów, który
wysunął jej się spod czepka. Ada stała ze wzrokiem wbitym w
podłogę, zimna i surowa.
- Flora przetłumaczy ci wszystko, co mówi Ada -
oznajmił lekkim tonem Stewart. - Porozumiewają się palcami.
Nie wyobrażasz sobie, co potrafią wypowiedzieć ruchami rąk. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • supermarket.pev.pl
  •