[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Zapewne, ale... - zaczęła panna Blacklock.
- Ja od razu wiedziałam, że tamto ogłoszenie to nie
żarty. Mówiłam tak, Letty! Mówiłam, prawda? I
przypomnij sobie Mitzi. Ona też była przerażona.
- Właśnie! Mitzi - wtrącił zręcznie Craddock. -
Chciałbym dowiedzieć się więcej o tej młodej osobie.
- Zezwolenie na podjęcie pracy i różne inne papiery
ma w zupełnym porządku.
- Nie wątpię - powiedział Craddock. - Ale papiery
Scherza były też na pozór w porządku.
- Dlaczego jednak ów Rudi Scherz miałby dybać na
moje życie? Tego nie próbuje pan nawet wyjaśnić,
inspektorze...
- Ktoś mógł stać za jego plecami. Brała to pani pod
rozwagę? - powiedział Craddock i nagle uprzytomnił
sobie, że jeżeli teoria panny Marple jest słuszna,
słowa, którymi posłużył się w formie przenośni, mają
także sens bezpośredni.
W każdym razie panna Blacklock zachowała
sceptycyzm i podjęła z całym spokojem:
- Sedno sprawy pozostaje wciąż takie samo. Czemu
ktokolwiek miałby dybać na moje życie?
- Nie tracę nadziei, że właśnie pani udzieli mi
odpowiedzi na to pytanie.
- Nie mogę, inspektorze. Sprawa jest oczywista. Nie
mam wrogów. Wydaje mi się, że z sąsiadami
utrzymywałam zawsze poprawne stosunki. Nie znam
niczyich wstydliwych sekretów. Cały pomysł
wygląda niedorzecznie! A pańskie aluzje o możliwym
współuczestnictwie Mitzi też zakrawają na absurd.
Słyszał pan przecież od panny Bunner, że Mitzi
przeraziła się śmiertelnie, gdy zobaczyła to
ogłoszenie w "Gazetce". Chciała spakować manatki i
odejść z miejsca.
- Mogło to być przebiegłe posunięcie z jej strony.
Przecież miała prawo liczyć, że pani spróbuje ją
zatrzymać.
- Cóż, jeżeli obrać taką linię, znajdzie pan odpowiedz
na wszystko. Gdyby jednak Mitzi znienawidziła
mnie z jakiegoś niezrozumiałego dla mnie powodu,
mogłaby przecież podać mi truciznę w jedzeniu. Ale
z pewnością nie posunęłaby się do tak zawikłanej
łamigłówki. Niedorzeczny pomysł! Policja popadła
widać w kompleks antycudzoziemski. Mitzi kłamie.
Zgoda! Ale to nie typ wyrachowanego mordercy.
Wolno panu dręczyć ją nadal, skoro tak trzeba.
Jeżeli jednak odejdzie zła i wystraszona albo
zamknie się w swoim pokoju i zacznie wrzeszczeć,
chyba będę musiała do gotowania obiadu
zaangażować pana. Dziś przyjdzie na podwieczorek
pani Harmon z jakąś starszą panią, która
przyjechała do niej w odwiedziny. Chciałam, żeby
Mitzi upiekła na tę okazję ciasteczka, widzę jednak,
że zupełnie ją pan wytrąci z równowagi. Nie mógłby
pan tak zwrócić swoich podejrzeń w jakąś inną
stronę?
2
Craddock pośpieszył do kuchni, gdzie zadał Mitzi
takie jak uprzednio pytania i otrzymał identyczne
odpowiedzi.
Tak. Drzwi od frontu zamknęła niedługo po
czwartej. Nie. Zwykle nie robi tego, ale wtedy była
zdenerwowana z powodu "okropnego ogłoszenia".
Nie było po co ryglować bocznych drzwi, bo tamtędy
panna Blacklock i panna Bunner chodzą zamykać
kaczki albo karmić kury, a pani Haymes zwykle
wraca z pracy.
- Pani Haymes twierdzi, że zamknęła na klucz tamte
drzwi, kiedy przyszła do domu około pół do szóstej.
- Aha... I pan wierzy... Wierzy jej, co?
- A pani jest zdania, że nie powinienem wierzyć?
- Co tam znaczy moje zdanie. Mnie pan i tak nie
uwierzy.
- Może jednak zrobi pani próbę? Myśli pani, że pani
Haymes nie zamknęła na klucz tamtych drzwi?
- Myślę, że bardzo jej zależało, by nie były
zamknięte.
- Dlaczego?
- Bo tamten młody człowiek nie sam załatwiał
robotę. O nie! Wiedział, którędy wejść. Wiedział, że
drzwi zastanie otwarte. Bardzo dogodnie dla siebie
otwarte.
- Zaraz! Do czego pani zmierza?
- Do czego zmierzam? Czy to ważne? I tak nie będzie
pan słuchał. Bo kto ja jestem? Biedna uciekinierka,
która tylko kłamie i kłamie. Powie pan, że ona, taka
jasnowłosa angielska dama, nie może kłamać... O
nie! Jest taka bardzo brytyjska... Taka uczciwa! No i
jej pan uwierzy, nie mnie. A ja mogłabym coś
powiedzieć. Aha! Mogłabym!
Z łoskotem postawiła rondel na płycie kuchennej.
Craddock nie był pewien, czy za tymi słowami kryło
się coś więcej niż tylko niechęć.
- My bierzemy pod uwagę wszystko, co nam ludzie
mówią - powiedział.
- Ja nic nie powiem. Po co? Wszyscy jesteście tacy
sami. Prześladujecie biednych uchodzców,
lekceważycie. Jeżeli powiem, że tak z tydzień temu,
jak ten młody człowiek przyszedł prosić pannę
Blacklock o pieniądze, a ona odesłała go z kwitkiem,
jeżeli powiem, że pózniej słyszałam, jak on
rozmawiał z panią Haymes... Aha! Rozmawiał z nią
w altanie! Jeżeli powiem, pan pomyśli, że sama
wszystko wykombinowałam.
"Bo najprawdopodobniej wykombinowałaś" -
pomyślał Craddock, lecz podjął na głos:
- Nie mogła pani słyszeć rozmowy prowadzonej w
altanie.
- Właśnie, że mogłam! - obruszyła się Mitzi. -
Mogłam! Aha! - dodała tonem triumfu. - Wyszłam
do ogrodu po młode pokrzywy. Robię z nich
smaczną jarzynę. Tak! Oni o tym nie wiedzą, ale ja
nic nie mówię i z pokrzywy robię smaczną jarzynę.
Wtedy usłyszałam, że rozmawiają. "Ale gdzie się
schowam?" - powiada on, a ona na to: "Zaraz się
dowiesz" - no a pózniej jeszcze: "Pamiętaj...
Kwadrans po szóstej". No to pomyślałam: "Aha! to
taka ty jesteś, elegancka damo! Wracasz z pracy i
zaraz spotykasz się z chłopem! Wpuszczasz go do
domu! Panna Blacklock nie byłaby zadowolona.
Przepędziłaby cię, no nie? Popatrzę - myślałam - [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • supermarket.pev.pl
  •