[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Ponownie podniósł broń, opanował drżenie ręki. Starannie wycelował w Thomasa.
Stało się coś zabawnego. Koliście ostrzyżone włosy Bently ego stanęły pionowo, two-
rząc coś w rodzaju kwiatu tulipana, tylko że na Kandeli nie rosną tulipany. Zapadła martwa
cisza.
- Nie skrzywdzisz już nikogo - powiedziała Jancy-Sara.
W pierwszej chwili myślałem, że Bently wystrzelił, ale żadna broń nie mogła wydać
takiego dzwięku. Huk był tak głośny, że niektórzy osadnicy instynktownie podnieśli ręce do
uszu. Ci, którzy stali w pobliżu Bently ego, padli nieprzytomni.
Bently nie żył.
Zginął, trafiony jaskrawą błyskawicą, która uderzyła z błękitnego nieba. Skręcone
zwłoki leżały na ziemi.
- Nie będzie walki - powtórzyła Jancy, używając głosu Sary, aby dosłyszeli ją wszy-
scy. Osadnicy oraz Indianie opuścili broń.
- Rozejdzcie się do domów.
Kilkoro ludzi odeszło, inni uciekali w przerażeniu. Podniesiono pięć czy sześć ciał
zgniecionych przez spadające kemu. Dwóch mężczyzn zajęło się zwłokami Bently ego. Nikt
nie tknął zabitych Indian. Jednak Jancy uznała, że osadnicy ruszają się zbyt wolno. Silny
powiew wiatru przewrócił niektórych, a reszta rozbiegła się po ulicach, szeleszcząc niczym
jesienne liście opadające na chodnik.
- Indianie także - powiedziała Jancy.
Thomas wypowiedział kilka słów w języku hiza i wskazał na pozostawione zwłoki
dwóch wojowników oraz w kierunku wioski. Obiecał, że wkrótce powróci do Przeznaczenia.
Na jego wezwanie Lalay obniżył lot swego kanu.
Thomas podszedł do Jancy i stanął za jej plecami. Dziewczyna patrzyła w głąb ulic.
Mężczyzna objął ją za ramiona i wyszeptał kilka słów do ucha. Jancy zdawała się powracać
do siebie. Zaczęła lekko dygotać.
Zbliżenie czy też symbioza, jaka przed chwilą łączyła Jancy z Sarą - zniknęła. Znalem
Jancy... i znałem Sarę. W ramionach Thomasa znajdowała się tylko jedna z nich. Sara ode-
szła.
Frank Oldfrunon stanął tuż przy mnie.
- Dzisiaj udało się ich powstrzymać. Lecz wierz mi, Will, jeśli ta dziewczyna nie bę-
dzie potrafiła zapanować nad swoją magią, czekają nas nie lada trudności.
Milczałem przez chwilę, sprawdzając zapis banku pamięci. Wciąż zawierał rejestrację
napadu Bently ego na Thomasa i na mnie.
- Zamierzam opublikować artykuł, który zmieni sposób myślenia niektórych ludzi -
odparłem. - I prawdopodobnie przysporzy mi masę kłopotów.
- Jeśli uda ci się powstrzymać wybuch wojny, zyskasz moje pełne poparcie - obiecał
Oldfrunon. - Mam więcej przyjaciół, niż mógłbyś przypuszczać, sądząc po moim zachowaniu.
- Więc tak szybko, jak tylko potrafisz, opieczętuj majątek Kleru - odparłem. - I nie po-
zwól tego dotknąć nikomu, poza Thomasem.
- Załatwione.
Oldfrunon zszedł po schodach, zatrzymał się przy Nestorze Marquezie. Potrząsnął
nim. Szeryf usiadł z jękiem.
- Tym razem ci wybaczam - powiedział Oldfrunon. - Lecz jeśli jeszcze raz zobaczę cię
śpiącego na ulicach Jackson, będziesz musiał zrezygnować z funkcji szeryfa i ubiegać się o
stanowisko burmistrza.
Oczywiście Marquez nie odpowiedział. Oldfrunon odprowadził go do biura. Wyglądał
jak stary poszukiwacz złota prowadzący mulą.
Delikatna, błękitna poświata otoczyła Thomasa i Jancy. Radż powrócił w końcu do
swej córki, kołysząc i uspokajając jej umysł.
- Myślę, że bez trudu odzyskamy rytm skradziony przez Kler - mruknąłem w stronę
Thomasa. Skinął głową.
- Pójdę tam z Lalayem. Dołączysz do nas?
Zastanowiłem się przez chwilę. Może powinienem iść z nimi, aby zarejestrować ko-
niec całej historii. Z drugiej strony, byłem przekonany, że Kler bez sprzeciwu zwróci kopię
Radża i niezwłocznie ogłosi Gerabaldo Corazona renegatem, tak jak to miało miejsce w przy-
padku kapłana z Eolusa. Czasy, w których założyciele Kleru głosili herezje w dżunglach
Trzeciego Zwiata, należały do przeszłości, a jego zwierzchnicy nauczyli się jak wyjść cało z
każdej opresji.
Poza tym miałem dzisiaj zamiar pokazać pismakom z lokalnych gazet Westpaku, na
czym polega prawdziwe dziennikarstwo.
- Zostanę - powiedziałem. - Muszę popracować nad artykułem.
Jancy zdjęła kurtkę i podała mi ją.
- Przepraszam, że jest dziurawa, ale nadal grzeje. Na pewno zmarzłeś, Will - powie-
działa.
Wraz z Thomasem wsiadła do kanu Lalaya.
Chciałem o coś zapytać; musiałem o coś zapytać, ale bałem się odpowiedzi. Skakałem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • supermarket.pev.pl
  •