[ Pobierz całość w formacie PDF ]

świętego Stefana. Gabriel zakończył jego renowację w dniu wybuchu
bomby pod samochodem Leah. Jego praca prezentowała się niezle. Tylko
kiedy przechylał głowę, obserwując dzieło pod innym kątem, dostrzegał
ró\nicę między swoimi poprawkami a oryginalnym tłem obrazu.
Odwrócił się i rozejrzał po twarzach ludzi stojących za jego
plecami. Nie rozpoznawał nikogo. Jego uwagę zwróciło jednak coś
innego. Wszystkie zgromadzone w pobli\u osoby podziwiały piękno
ołtarza. A zatem pobyt w Wiedniu nie był zupełnie bezsensowny. Po raz
ostatni rzucił okiem na obraz, wyszedł z katedry i skierował się do
dzielnicy \ydowskiej.
Barbarzyńskie marzenie Adolfa Hitlera, aby usunąć z Wiednia
wszystkich śydów, w du\ej mierze się ziściło. Przed wojną mieszkało
tu dwieście tysięcy śydów, wielu z nich w domach otaczających
Judenplatz. Teraz pozostało ich zaledwie kilka tysięcy, przy czym w
większości była to ludność napływowa ze Wschodu. Stara dzielnica
\ydowska zapełniła się dziesiątkami butików, restauracji i nocnych
klubów. Wiedeńczycy nazywali ją trójkątem bermudzkim.
Gabriel minął liczne bary Sterngasse i skręcił w zaułek
kończący się kamiennymi schodkami, które prowadziły do cię\kich,
nabitych ćwiekami drzwi. Obok nich widniała niewielka mosię\na
tabliczka:  Roszczenia i odszkodowania wojenne; wyłącznie umówione
spotkania . Nacisnął przycisk dzwonka.
- Tak, słucham?
- Chciałbym się widzieć z panem Lavonem.
- Był pan umówiony?
- Niestety, nie.
- Pan Lavon nie przyjmuje nieumówionych osób.
- Obawiam się, \e sprawa jest wyjątkowo pilna.
- Pana godność?
- Proszę mu powiedzieć, \e przyszedł Gabriel Allon. Będzie
mnie pamiętał.
Wprowadzono go do stylowego wiedeńskiego pokoju, zarówno pod
względem gabarytów, jak i umeblowania: wysoki sufit, polakierowana
podłoga, du\e okna, półki uginające się pod cię\arem niezliczonych
ksią\ek i teczek. Lavon był prawie niewidoczny w tym ogromnym
pomieszczeniu, ale te\ zlewanie się z otoczeniem nale\ało do jego
wyjątkowych umiejętności.
W tej chwili balansował na szczycie chybotliwej drabiny
bibliotecznej, przekopując się przez zawartość pękatej teczki i
mrucząc coś do siebie. Wpadające przez okno światło rzucało na niego
zielonkawą poświatę. Dopiero wtedy Gabriel uświadomił sobie, \e szyby
są kuloodporne. Lavon nagle oderwał wzrok od papierów i mocno
pochylił głowę, aby spojrzeć w dół znad brudnawych okularów, które
cudem utrzymywały mu się na nosie. Na dokumenty spadł popiół z
zapalonego papierosa. Lavon najwyrazniej tego nie zauwa\ył, gdy\
zamknął teczkę i wsunął ją z powrotem na półkę. Jego twarz rozjaśnił
uśmiech.
- Gabriel Allon! Anioł zemsty Shamrona. Dobry Bo\e, co ty tu
robisz?
Zszedł po drabinie tak, jakby mu doskwierały stare rany. Jak
zawsze zdawał się nosić wszystkie swoje ubrania naraz: niebieską,
zapinaną na guziki koszulę, be\owy golf, kardigan i chyba o numer za
du\ą, pogniecioną marynarkę w jodełkę. Był niedbale ogolony i
paradował w samych skarpetach.
Złapał Gabriela za ręce i ucałował go w policzek. Ile to
czasu minęło, zastanawiał się Gabriel. wierć wieku? Podczas operacji
Gniew Bo\y Lavon był ayinem, tropicielem. Archeolog z wykształcenia,
śledził członków Czarnego Września, poznawał ich zwyczaje i
opracowywał sposoby ich zabijania. Ten wyśmienity obserwator,
prawdziwy kameleon, potrafił się wtopić w ka\de środowisko. Operacja
wywarła na nich wszystkich ogromny wpływ, lecz Lavon ucierpiał
najbardziej. Pracował samotnie w warunkach polowych, przez długi czas
nara\ony na bezpośrednie kontakty z wrogiem. W rezultacie nabawił się
przewlekłej choroby \ołądka i stracił piętnaście kilogramów, choć i
tak był chudy. Kiedy operacja dobiegła końca, Lavon przyjął posadę
asystenta na Uniwersytecie Hebrajskim i wszystkie weekendy spędzał na
Zachodnim Brzegu, pracując przy wykopaliskach. Dość szybko jednak
ogarnęły go wątpliwości. Podobnie jak Gabriel był dzieckiem śydów
ocalałych z holocaustu. Poszukiwanie staro\ytnych szczątków uznał za
banalne, zwa\ywszy, \e w najnowszej historii pojawiało się tak wiele
białych plam. Osiadł w Wiedniu i wykorzystał swe cenne umiejętności w
innej pracy: tropieniu nazistów i zrabowanych przez nich skarbów.
- Co cię sprowadza do Wiednia? Interesy? Przyjemności?
- Augustus Rolfe.
- Rolfe? Ten bankier? - Lavon uwa\nie wpatrywał się w
Gabriela. - Gabriel, to nie ty go... - Zło\ył prawą dłoń na kształt
pistoletu.
Gabriel rozpiął kurtkę i wręczył mu kopertę, którą zabrał z
biurka Rolfego. Lavon ostro\nie odchylił zakładkę, jakby badał
fragment starego naczynia, i wyciągnął ze środka zawartość. Z
kamienną twarzą zerknął na pierwsze zdjęcie, potem na drugie.
Popatrzył na Gabriela i uśmiechnął się.
- Proszę, proszę... Herr Rolfe zrobił sobie urocze
fotografie. Skąd je wziąłeś?
- Z jego biurka w Zurychu.
Lavon uniósł plik dokumentów.
- A to?
- Te\ stamtąd.
Lavon przyjrzał się zdjęciom.
- Fantastyczne.
- Co one oznaczają?
- Muszę przynieść kilka teczek, ale najpierw powiem
dziewczynom, \eby zaparzyły ci kawy i przygotowały coś do jedzenia.
To chwilę potrwa.
Siedzieli naprzeciwko siebie przy prostokątnym stole
konferencyjnym, a między nimi piętrzyła się sterta akt. Gabriel
myślał o ludziach, którzy przychodzili tu przed nim: starsi mę\czyzni
przekonani, \e ich sąsiad jest oprawcą z Buchenwaldu; dzieci
domagające się przekazania im pieniędzy z rachunku bankowego w
Szwajcarii, na którym ich ojciec zdeponował oszczędności całego
\ycia, zanim wywieziono go na Wschód i zamordowano wraz z innymi na
archipelagu śmierci. Lavon podniósł jedną z fotografii -
przedstawiała Rolfego w towarzystwie mę\czyzny z bliznami na
policzkach - i pokazał ją Gabrielowi.
- Poznajesz tego człowieka? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • supermarket.pev.pl
  •