[ Pobierz całość w formacie PDF ]
oplatają cię w uścisku. Zwraca ci pocałunek. Twoja ręka zmierza z wolna do ramiączka jej koszuli
- zapamiętaj dokładnie którego, reszta trzyma się tylko na klej - bez pośpiechu zdejmujesz je z jej
ramienia. To wszystko. W tym momencie kończymy, pozostawiając resztę wyobrazni widzów, a ci
wyobraznie mają niemałą. No to ruszamy.
Była to niewiarygodnie ciężka harówka. Ottar najwyrazniej nie był tym wszystkim
zainteresowany; wodził tylko okiem za butelką, aby upewnić się, że nikt jej nie rusza. Barney
oblewał się potem, usiłując wykrzesać z niego choć iskierkę zapału. Wreszcie umieszczono butelkę
w rogu łóżka, poza zasięgiem kamery, co dało taki efekt, że Ottar przynajmniej patrzył we
właściwym kierunku.
- Zaczynamy - polecił Barney. - Będziemy to kręcić bez dzwięku. Poprowadzę cię. Wszyscy inni
też niech siedzą cicho. Kamera! Ottar, wchodzisz, spoglądasz w dół... tulaj, a nie na te cholerną
butelkę!... sięgasz i dotykasz jej włosów. Slithey budzi się... dobrze! idzie ci zupełnie dobrze!...
Teraz siadasz... Nie demoluj łóżka! Doskonale!... Teraz nachylasz się... tak... całujecie się...
Palce Ottara zacisnęły się wokół nagiego ramienia Slithey. W tym momencie Wiking zapomniał
całkowicie o butelce. Jego plecy wyprażyły się gwałtownie. Magia hormonów Slithey działała w
stuleciu XI równie niezawodnie jak w wieku XX. Zapach zlanego wonnościami kobiecego ciała
przepełnił nozdrza Ottara. Teraz już nie potrzebował Barneya, by przyciągnąć ją do siebie.
- Znakomicie - wykrzyknął Barney. - Namiętny uścisk i pocałunek; Slithey, pomiętaj że go
nienawidzisz!
Slithey wiła się w uścisku, bijąc zaciśniętymi piąstkami po potężnym karku Wikinga. Ze
słowami "ostrożnie jaskiniowcu" spokojnie odwróciła głowa i w tym momencie otrzymała kolejny
pocałunek. - Wspaniale - krzyknął Barney. - Jeszcze jedna taka szamotanina Slithey! Doskonale!
Kładz ją na łóżko Ottar, siłą! Teraz ramiączko!
Dał się słyszeć ostry dzwięk rozdzieranej tkaniny. - Hej, ty, uważaj co robisz - wrzasnęła Slithey.
- Daj spokój - był to głos Barneya. - Dostaniesz nową butelka Ottar, cudownie! Teraz zachodzi w
tobie przemiana, Slithey. Nienawiść przemienia się w płomienną namiętność... Bardzo dobrze.
- Zobacz, co on robi - powiedział Amory Blestead.
- Stop! To było dobre. Nadaje się. Stop, powiedziałem... Ottar zabierz te łapy... Slithey!... scena
skończona!
- Ajajajaj z entuzjazmem wykrzyknął jeden z monterów. - Niech ich ktoś zatrzyma!
- Dlaczego? Wyglądają na zadowolonych. Ja zresztą też.
Odgłos rozpruwanego materiału zmieszał się ze szczęśliwym chichotem Slithey.
- Wystarczy - ostro krzyknął Barney. - Tylko ramiączko!... Obawiam się, że sprawy zaszły zbyt
daleko. Ottar!!! Tylko nie t o ! ! !
- Johoho! - zapiszczał ktoś, a potem zapadła długa cisza, przerywana jedynie dyszeniem Ottara,
podobnym do sapania lokomotywy.
W końcu Barney przełamał atmosfera napiętej uwagi wychodząc i z trzaskiem zamykając za
sobą drzwi. Z drugiej strony ciągle dobiegały wysokie, radosne pokrzykiwania. Odwrócił się i
ujrzał Gina uwijającego się przy kamerze.
- Co ty robisz? Stop! - wrzasnął.
- Tak, stop, oczywiście - odparł Gino prostując się z wolna.
- Nie słyszałeś, że kazałem ci przerwać?
- Przerwać? Nie, musiałem być myślami zupełnie gdzie indziej.
- To znaczy... to znaczy, że kamera działała przez ten cały czas?
- Calusieńki - odrzekł Gino z szerokim uśmiechem. - I myślę, że zrobił pan rzeczywiście coś
nowego w cinema verite, panie Hendrickson.
Barney obrzucił wzrokiem zamknięte drzwi i wygrzebał z kieszeni papierosa.
- Można to tak nazwać, jakkolwiek nie sądne, bym mógł pokazać pełną wersje gdziekolwiek
poza Skandynawią.
- Dr Masters chętnie to wykorzysta.
- Znam faceta w Beverly Hills - dorzucił Amory. - Wypożycza filmy dla samotnych mężczyzn.
Chętnie kupi kopie.
Radosny śmiech, który echem odbił się od zamkniętych drzwi, skwitowano po drugiej stronie
chwilą ciszy.
- I pomyśleć, że on ma na dodatek flaszkę whisky - zauważył melancholijnie jeden z cieśli.
. 11
- Jedyne co mi naprawdę w tym jedenastym wieku odpowiada, to frutti di mare - oznajmił
Barney, nabijając na widelec solidny kawał mięsa. - Jaka może być tego przyczyna, profesorze?
Brak zanieczyszczeń, czy co?
- Wynika to prawdopodobnie stąd, że to, co pan je, wcale nie jest krabem z jedenastego stulecia.
- Niech mi pan tego nie wmawia. Dobrze wiem, że to nie żadna mrożonka. Proszę spojrzeć,
chmury rzedną. Gdyby pogoda się utrzymała, moglibyśmy nakręcić dzisiaj resztę sceny przybycia
do domu. Przednia część mieszczącego stołówkę namiotu była podniesiona, odsłaniając widok na
łąki i fragment oceanu za nimi. Profesor Hewett wskazał nań palcem.
- Ryby w tym oto oceanie są, praktycznie rzecz biorąc, identyczne z dwudziestowiecznymi. Ale
trylobity na pańskim talerzu należą już do zupełnie innego rzędu i ery - weekendowicze przywożą
je ze Starej Kataliny.
- A więc dlatego wszędzie walają się te podziurawione skrzynki - Barney spojrzał podejrzliwie
na mięso, spoczywające na jego talerzu.
- Momencik, to co jem nie ma chyba nic wspólnego z tymi "ślepiami i kłami" Charleya Changa,
nieprawdaż?
- Nie - odparł profesor. - Musi pan pamiętać, że zmieniliśmy erę, kiedy zdecydowano, że
pracownicy będą spędzać urlop w innym czasie, by móc pracować nieprzerwanie tutaj. Santa
Catalina jest cudownym miejscem wypoczynkowym. Pan Chang sprawdził to, ale był nieco
wytrącony z równowagi przez przedstawicieli ówczesnej fauny. To było niedopatrzenie.
Zostawiłem go w erze dewońskiej, okresie, w którym płazy zaczęły wychodzić z morza; zupełnie
nieszkodliwe stworzonka, coś w rodzaju ryb zaopatrzonych w płuca. Ale w wodzie były jakieś...
- Zlepia i kły. Słyszeliśmy.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
-
Odnośniki
- Strona startowa
- Harry Turtledove War Between the Provinces 02 Marching Through Peachtree
- Harry Turtledove Down in the Bottomlands
- Harris Thomas Hannibal Po Drugiej Stronie Maski
- Harry Turtledove V
- Harris, Thomas Hannibal
- Jordan_Robert_ _Kolo_Czasu_t_2_cz_2_ _Kamien_lzy
- Krew czasu
- Harrison Harry Przestrzeni! Przestrzeni!
- Harrison Harry Brion Brandd 02 Planeta Bez Powrotu
- H.G.Wells WehikuĹ czasu
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- zona-meza.xlx.pl