[ Pobierz całość w formacie PDF ]

się rzecz straszna. Gdym się wdrapywał na spiętrzone rumowiska, spostrzegłem wąski
korytarz, którego tylne i boczne okna były zasypane gruzem. W porównaniu z panującą na
zewnątrz jasnością korytarz wydał mi się z początku niezwykle ciemny. Wszedłem ostro\nie,
krok za krokiem, bo wskutek przejścia ze światła do ciemności przed oczyma migały mi
barwne plamy. Nagle stanąłem jak wryty. Para oczu lśniących odblaskiem światła dziennego
goniła mnie w ciemnościach.
Uległem starej, instynktownej trwodze, jaką przejmują nas dzikie zwierzęta. Zacisnąłem
pięści i patrzałem prosto w iskrzące się ślepia. Bałem się obrócić. Następnie przyszła mi do
głowy myśl o owym zupełnym bezpieczeństwie, w jakim zdawała się \yć ludzkość.
Przypomniałem sobie wówczas dziwny lęk przed ciemnością, jaki lud ten odczuwał.
Zapanowawszy do pewnego stopnia nad strachem, postąpiłem krok naprzód i przemówiłem.
Przypuszczam, \e głos mój był twardy i niepewny. Wyciągnąłem rękę i dotknąłem czegoś
miękkiego. W tej chwili oczy moje zwróciły się w bok i znowu przebiegło coś białego.
Obróciłem się z duszą na ramieniu i ujrzałem, jak dziwna, podobna do małpy postać z
dziwacznie zwróconą na dół głową przebiegła za mną przez kawałek oświetlonej drogi.
Potknęła się o złom granitu, zatoczyła i po chwili znikła w czarnym cieniu poza urwiskiem
rozwalonego muru.
Wra\enie moje nie jest z pewnością dokładne. Wiem tylko, \e była barwy brudnobiałej, o
dziwnych oczach, du\ych, szarawoczerwonych; wiem równie\, \e miała konopiaste włosy na
głowie i karku. Lecz, jak powiadam, znikła zbyt, nagle, bym mógł się jej przyjrzeć. Nie zdołam
nawet powiedzieć, czy biegła na czworakach, czy te\ tylko ramiona opuściła bardzo nisko, cała
podana ku przodowi. Podą\yłem za nią do drugiego rumowiska. Z początku nie mogłem jej
znalezć, ale po pewnym czasie dotarÅ‚em w gÅ‚Ä™bokiej ciemnoÅ›ci do jednego z ©krÄ…gÅ‚ych
otworów podobnych do studni, o których ju\ wspominałem, zasłoniętego powaloną kolumną.
Zaświtała mi nagle myśl, czy nie znikła w otchłani studni? Zaświeciłem zapałkę i patrząc w dół
ujrzałem małą białą postać z tymi samymi du\ymi, jasnymi oczami, które patrzyły na mnie bez
przerwy podczas owego odwrotu. Dreszcz mną wstrząsnął. Było to stworzenie podobne do
pająka o ludzkich kształtach! Czepiając się ścian schodziło w dół studni. Teraz dopiero po raz
pierwszy ujrzałem długi szereg metalowych szczebli i rączek, które tworzyły coś w rodzaju
schodków prowadzących na dół. Zapałka poparzyła mi palce i wypadła z rąk, a gdym zapalił
drugą, małego potworka ju\ nie było.
Nie wiem, jak długo siedziałem patrząc w głąb studni. Dopiero po upływie pewnego czasu
zdołałem dojść do przekonania, \e istota, którą widziałem, była ludzką istotą. I tak stopniowo
objawiła mi się prawda, \e człowiek nie pozostał gatunkiem jednolitym, lecz zró\nicował się
na dwa odmienne typy zwierzęce;
\e piękne dzieci ziemskiego świata nie były jedynymi potomkami naszego pokolenia, lecz \e te
wybladłe, wstrętne stwory mroku, które uciekały przede mną, miały równie\ prawo do
dziedzictwa wieków.
Myślałem o zagadkowych kolumnach i mojej teorii wentylacji podziemnej. Zaczynałem
ju\ rozumieć, do czego właściwie słu\ą, i zapytywałem sam siebie: czym mogą być te lemury
w mym schemacie doskonale zrównowa\onej organizacji? W jakim stosunku pozostają do
leniwej błogości pięknych ludzi na ziemi? Co się ukrywa tam w dole, na dnie tego szybu?
Siedziałem na brzegu studni i mówiłem sobie, \e bądz co bądz, nie mam się czego lękać i
muszę zejść na dół dla rozwiązania zagadki. Jednocześnie bardzo się tego bałem.
Gdym się tak wahał, dwoje pięknych istot przebiegło ze słonecznego świata w cień.
Mę\czyzna ścigał kobietę w igraszce miłosnej i ciskał w nią kwiatami podczas gonitwy.
Widząc mnie opartego o wywróconą kolumnę i wpatrującego się w głąb studni okazali przykre
zakłopotanie. Widocznie zle widziane było przez nich, gdy ktoś zwracał uwagę na te głębiny,
bo kiedy wskazałem na studnię i chciałem w ich języku zapytać, co by znaczyła, zmieszali się
jeszcze bardziej i odwrócili ode mnie. Zajęły ich natomiast moje zapałki; zapaliłem jeszcze
kilka, jedynie po to, aby ich ubawić. Znowu zagadnąłem o studnię i znowu nie udało mi się
otrzymać odpowiedzi. Pozostawiłem ich samych sobie, aby powrócić do Weeny i zobaczyć,
czy się od niej czego nie dowiem. Ró\ne myśli cisnęły mi się do głowy; domysły i
spostrze\enia układały się i prowadziły do nowych teorii. Miałem ju\ teraz klucz do poznania
funkcji tych studzien i wie\ wentylacyjnych, do zbadania tajemnicy duchów, pomijając ju\
wskazówkę co do znaczenia drzwi brązowych i losów wehikułu czasu! W mglistych zarysach
nasuwał mi się ju\ pomysł rozwiązania zagadki ekonomicznej, która mnie tak \ywo
zajmowała. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • supermarket.pev.pl
  •