[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Nie wierzysz mi?
- A powinnam? Teraz on westchnął.
- Powinnaś sprawić sobie kabinę prysznicową. Aatwiej by mi było na
ciebie patrzeć.
- Co w tym takiego fascynującego? - zapytała i zaczęła myć głowę.
Opłukiwak się, a on patrzył na nią z zachwytem.
Pat uświadomiła sobie nagle, że może on naprawdę nigdy nie oglądał
kąpiącej się kobiety, nigdy też żadnej nie mył pleców. Wyszła spod prysznica i
wzięła podany jej ręcznik.
- No, dobrze. Następnym razem będziesz mógł mi pomoc - powiedziała.
- Wspaniale. Idziemy natychmiast na dwór i wytarzam cię w ziemi.
- Jestem głodna.
- Ja też - szepnął znacząco.
- Mówiłam o jedzeniu!
- Ależ ty jesteś mało romantyczna - skrzywił sie Rod.
Pat roześmiała się i zostawiła go, by się wykąpał. Poszła do sypialni
włożyć szorty i bawełniany sweter.
Flirtowali ze sobą w czasie kolacji. Rod się zalecał do Pat, a ona go
odrzucała. Zmiała się takim zmysłowym, gardłowym śmiechem, że ciało Roda
przenikał dreszcz.
- Spróbuj - powiedziała i nakarmiła go kawałkiem bułki ze lśniącym
czarnym kawiorem, a on... oblizał jej.
Potem włożył do ust krewetkę.
- Dla mnie jest za duża - powiedział. - Zjedz połowę.
Wcale jej tego nie ułatwił. Musiała stanąć na palcach i oprzeć się o niego
całym ciałem, ale udało jej się upolować kawałek.
- Twoimi przodkami musieli być jacyś piraci - zaśmiał się. - Po
mistrzowsku odjęłaś mi jedzenie od ust.
- Zgadza się.
- Wcale mnie to nie dziwi.
- A twoi przodkowie?
- Byli marynarzami - odparł bez wahania. - Wiesz, jak tacy ludzie radzą
sobie z piratami?
- Wiem.
Przycisnął ją do lodówki.
- Dawaj okup.
- Nie mam żadnych kosztowności.
- To wymyśl coś, co mnie zadowoli.
- Postaram się.
- Potrzebna ci pomoc?
- Jestem głodna.
- Jeśli myślisz, że pozwolę ci zdobywać kolejne krewetki w ten sam
sposób, to chyba wydaje ci sie że jestem ze stali.
- Zgadza się.
Wymknęła mu się i udało się jej położyć po kawałku homara na talerzach
wyłożonych liśćmi winogronowymi z jej ogrodu. Przygotowała miseczki z
sosem tatarskim. Były też świeże bułeczki i sałatka jarzynowa, a na deser -
sorbet.
Kolację zjedli na werandzie. Na bocznym stoliku stały świece, palące się w
ogrodzie lampy podświetlały kwiaty. Nastrój był bardzo romantyczny.
Rod wiedział jednak, że to niema żadnego związku ani z jedzeniem, ani z
oświetleniem. To wyłącznie Pat. Sam się przeraził tym, co do niej czuje.
- Zaglądałeś do siebie w ciągu ostatnich dwóch dni? - zapytała. - Ciekawe,
czy twój dom jeszcze stoi?
- Boję się, że zastanę tam Cindy.
- Aha. Tak jak wtedy, kiedy wróciłeś z Ohio?
- Pójdziesz ze mną jako obstawa?
- Cindy czekała tam na ciebie i chciała cię uwieść z litości, bo byłeś
samotnyi nieszczęśliwy? - dopytywała się Pat.
- Nawet nie podejrzewałem, że jesteś taka ciekawska. Czy wiesz, jak to
było dawno?
- Co? - zapytała niewinnie.
Rod wybuchnął śmiechem. Po jedzeniu poszli do jego domu. Panowała
tam cisza i pachniało świeżością. Rod przejrzał pocztę. Znalazł list od Felicji i
parę słów od Salty'ego.  Co u ciebie słychać? Odezwij się". - pisał ojciec.
Rod zadzwonił więc do Tempie. Zastał tam tylko dzieci. Saul poskarżył
się, że w miasteczku nie ma żadnych fajnych dziewcząt, i prosił brata, jak
mężczyzna mężczyznę, by mu jakąś przywiózł.
- Jak znajdę jakąś dobrą, zatrzymam ją dla siebie - zakpił Rod.
- Chyba masz rację. Pewnie i tak byłaby dla mnie za stara - zgodził się
Saul.
- Z pewnością - odparł Rod, spoglądając na Pat. Poprosił Saula, by
przekazał pozdrowienia Salty'emu i Felicji.
- Salty'emu? Dostałbym w łeb, gdybym tylko spróbował. Prawie się do
mnie nie odzywa.
- Co zrobiłeś?
- yle... wysprzątałem... stajnię - odparł zachrypniętym głosem Saul,
naśladując Salty'ego.
Jakże dobrze Rod pamiętał takie sytuacje!
- To powiedz tylko, że o nim myślę - poprawił się.
- O to się chyba nie obrazi. I powiedz mu, że jadłem kolację z wdową.
- Dobra.
Rod porozmawiał jeszcze z pozostałymi trzema chłopcami i dwiema
małymi dziewczynkami. Powiedział im wszystkim coś miłego i odłożył
słuchawkę.
Wiedział, że Pat słyszała całą rozmowę. Spojrzał na nią i zobaczył, że się
uśmiecha.
- Co cię tak rozbawiło?
- Nigdy nie odbywałam takich rozmów z rodziną. Byłam jedynaczką.
- A wiesz, że te wszystkie dzieci, które teraz są w domu, zostały
adoptowane przez Salty'ego i Felicję?
- Ja też powinnam to zrobić.
- Nie możesz mieć dzieci?
- Nigdy nie próbowałam.
- Moglibyśmy trochę poćwiczyć.
- Znowu te ćwi...
Zarumieniła się i przerwała. Rod objął ją w pasie, drugą rękę wsunął jej
pod kolana i uniósł do góry.
Był w swoim własnym domu i nie musiał pytać o drogę. Poszedł prosto do
sypialni.
Pat przypomniała sobie noc, kiedy ze swego okna patrzyła, jak gasną
światła w jego domu. Wiedziała, że jest z nim Glenna, i cierpiała jak
potępieniec, wyobrażając sobie, jak się kochają.
Jego łóżko było nie posłane.
W ogóle rzadko je słał, chyba że sprzątaczka akurat zmieniła pościel.
Nawet tego nie zauważył. Był świadom tylko tego, że Pat jest w jego domu i że
za chwilę będzie się z nią kochał we własnym łóżku.
- Wiesz, dlaczego cię tutaj przyniosłem? Doskonale wiedziała.
- Powinieneś chyba przesłuchać swą automatyczną sekretarkę -
przypomniała mu. - Może ktoś chciał się z tobą skontaktować.
Na moment udało jej się odwrócić od siebie jego uwagę.
- Jak ty zawsze myślisz o innych - zauważył.
- Nauczyłam się tego. Nie miałam takiej dużej rodziny jak ty, która
mogłaby się mną opiekować. Musiałam stworzyć sobie własny krąg przyjaciół.
- Teraz możesz zacząć myśleć o mnie. Potrzeba mi czyjejś uwagi.
- Jakiego rodzaju?
- Rozbierz się, to ci wytłumaczę.
- To ciekawe. Muszę się rozebrać, żeby słuchać.
- Chętnie ci pokażę.
- Mam się położyć na podłodze?
- Nie, na łóżku. Poczekaj, pomogę ci.
- Do tej pory jakoś udawało mi się samej rozbierać. Mam wprawę. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • supermarket.pev.pl
  •