[ Pobierz całość w formacie PDF ]

obu. Zaraz tutaj!
Nigdy w życiu Theresa nie miała zapomnieć tego błysku czystego zła
w oczach Wielkiego Mistrza. To niebezpieczny człowiek, pomyślała. Ludzie mó-
wią o nim prawdę. Nie powinnam więcej na niego patrzeć.
Zwróciła się do prefekta:
 Mój dobry człowieku, proszę aresztować obu tych ludzi! Przedtem jednak
odwiedzimy dom biskupa.
Prefekt chwycił mocno Engelberta za ramię, natomiast gwardziści ujęli pod
pachy kardynała.
 Nie! Nie!  protestował Engelbert i zrobił się jeszcze bardziej blady. 
Wuju! Proszę im powiedzieć, gdzie jest Tiril! Wuj obiecał mi przecież, że jej nie
tknie. Proszę coś zrobić, żeby oni nie szli ze mną do domu!
Theresa, która nie miała wątpliwości, jak bardzo niebezpiecznym człowiekiem
jest kardynał, pomyślała z troską o towarzyszących jej trzech ludziach.
 Kardynale von Graben  rzekła.  Wasza eminencjo! Uniknie eminencja
dalszych nieprzyjemności, jeśli tylko powie mi, gdzie znajduje się moja córka.
Proszę mi to powiedzieć, a potem wrócić na salę i próbować odzyskać spokój
sumienia!
Kardynał pienił się z wściekłości.
 Została przewieziona do pewnego zamku przy granicy hiszpańskiej  syk-
nął przez zaciśnięte zęby.  Będzie tam poddana przesłuchaniom w obecności
wszystkich braci podczas naszego następnego wielkiego spotkania.
 W tym samym zamku?
 Nie  odparł von Graben krótko.
138
Podał księżnej nazwę zamku, w którym Tiril była więziona. Albo będzie, bo
pewnie jeszcze tam nie dotarła. Tiril ma być przesłuchana, a chodzi o to, by wy-
jawiła wszystko, co jej wiadomo na temat tajemnic Zwiętego Słońca. Kardynał
powiedział też, w jakim zamku ma się odbyć przesłuchanie.
Gwardziści puścili ręce starca. On zaś demonstracyjnie otrzepał miejsca na rę-
kawach, których dotykali, po czym nie patrząc na nich z kamienną twarzą wszedł
z powrotem na salę.
Nie zaszczyciwszy swego bratanka nawet przelotnym spojrzeniem.
Engelbert stał przed drzwiami jak uczniak, który został zbesztany. Nieszczę-
śliwy, położył uszy po sobie.
 A teraz idziemy do kwatery biskupa  oznajmiła Theresa.
Ale ja nie mam żadnego kielicha! I nigdy nie miałem. Thereso, chyba nie są-
dzisz, że mógłbym coś ukraść twojej rodzinie? Ja, który byłem twoim najlepszym
przyjacielem! Bądz rozsądna, Thereso! Na sali na mnie czekają. Moja wielka ży-
ciowa chwila może właśnie nadchodzi. Skończ z tymi głupstwami!
 Gwardziści!  powiedziała ostro.  Brać go!
Theresa czuła się zmęczona, potwornie zmęczona.
 Przecież ona jest również twoją córką! Jak łatwo o tym zapominasz. A teraz
chodz!
Engelbertowi nie pomógł jego wspaniały biskupi stroi z bardzo pięknym pa-
sem. Musiał dać się prowadzić przez miasteczko dwóm gwardzistom, a prefekt
deptał mu po piętach.
Z okien przyglądało im się mnóstwo ludzi. . . Dobrzy, pracowici chłopi
i mieszczanie, nie noszący paradnych strojów.
Biskup musiał przejść przez straszne upokorzenie na oczach gawiedzi.
Ale najgorsze było jeszcze przed nim.
Pochylony musiał rozpakować cały swój bagaż, sztukę po sztuce. Kiedy przy-
szła kolej na skrzynię, próbował coś ukryć pod stosem odzieży, ale prefekt złapał
go za ramię i zmusił, by odsłonił, co tam ma.
I wtedy na światło dzienne został wydobyty srebrny kielich Habsburgów.
 Ale on jest mój  bronił się Engelbert.  Nie chciałem, żebyście myśleli,
że go ukradłem, on jest w rodzie von Graben od niepamiętnych czasów.
 Proszę zobaczyć  rzekła Theresa udręczonym głosem.  Mój ojciec,
cesarz Leopold, w dzieciństwie wyrył na nim swoje imię.
Prefekt obracał kielich w rękach.
 Tu coś jest  powiedział.  Koślawym, dziecinnym pismem. LEOP. . .
widocznie na nic więcej nie miał czasu.
 Przyłapano go, zanim skończył.  Theresa uśmiechnęła się.  Ojciec mi
o tym opowiadał.
 Cóż. . . Wasza wysokość, czy mam zamknąć tego złodzieja?  zapytał
prefekt nie bez złośliwej radości.
139
Theresa była zmęczona.
 Nie, proszę go puścić wolno. On jest po prostu żałosnym człowieczkiem,
niczym więcej. Nie jestem w stanie się mścić na kimś tak nic nie znaczącym.
Dowiedziałam się, gdzie jest moja ukochana córka, a wy, moi wierni gwardziści,
zawieziecie ten kielich cesarzowi. Niczego więcej już nie pragnę.
Na salę, gdzie odbywało się spotkanie, wrócił bardzo upokorzony Engelbert.
Miał poważne kłopoty z odzyskaniem godności. A to, że ponownie został pomi-
nięty przy nominacjach  obiecano mu jedynie, że może w przyszłym roku 
załamało go ostatecznie. Zebrani uważali, że sprawiło to rozczarowanie, ale przy-
czyny były dużo, dużo głębsze.
Jego pewność siebie, jego męski autorytet zostały naruszone w podstawach.
A najbardziej przez to, że został nazwany małym, nędznym, pospolitym złodzie-
jem.
Ze strony wuja nie otrzymał żadnego wsparcia ani pociechy. Kardynał von
Graben nawet nie spoglądał w jego stronę.
Wielki Mistrz pospieszył do domu, gdzie czekali na niego wierni strażnicy.
 Ruszajcie natychmiast za księżną! Na południe! Polecam wam ściąć mie-
czem zarówno ją, jak i jej dwóch gwardzistów! I przywiezcie tu z powrotem srebr-
ny kielich!
Zastanawiał się przez chwilę, czy nie zemścić się na prefekcie, ale stwierdził,
że w Heiligenblut lepiej nie wywoływać zamieszania.
Cieszył się natomiast bardzo, że więcej niż połowa jego ludzi wyruszyła na
zachód, żeby zabić jego nowego arcywroga, tego czarnego węża, starszego syna
Tiril i Móriego.
Tego szczeniaka, który ma niebieski kamień.
I byli jeszcze ludzie kardynała, którzy wczoraj pojechali na zachód żeby u stóp
zamku Graben szukać kamiennych tablic.
No, to teraz zobaczą! Kiedy kardynał von Graben się mści, to nie okazuje
litości!
Rozdział 19
Księżna Theresa i jej dwaj gwardziści wracali do domu, gdy nieoczekiwanie
na drodze za nimi rozległ się stukot kopyt galopujących koni.
Odwrócili się.
 Pięciu ludzi  stwierdził jeden z gwardzistów.  Widziałem ich już przed-
tem u kardynała von Grabena. Zanosi się na awanturę.
 Oni mają mord w oczach  powiedział drugi.  Ukryjmy się za wzgó-
rzem! Szybko! Wasza wysokość, proszę wziąć kielich i schować się za skałami,
które tam pani widzi!
 %7łebym tak miała pistolet. . .
 Umie się pani obchodzić z bronią?
 Oczywiście!
 To proszę wziąć jeden z moich! Proszę bronić swego życia w razie czego.
 I waszego, jeśli zajdzie potrzeba.
Uśmiechnęli się. Już od dawna podziwiali księżnę.
 Ja znam kardynała  rzekła Theresa.  To człowiek całkowicie pozba-
wiony skrupułów.
Znajdowali się dość wysoko ponad drogą, zeskoczyli z koni i wyszukali dla
nich bezpieczną kryjówkę. Sami zajęli jak najlepsze pozycje.
 Nie zamierzam zrezygnować z radości przekazania odnalezionego srebrne-
go kielicha najjaśniejszemu panu  powiedział jeden z gwardzistów z cierpkim
uśmiechem.
 Ani ja  poparł go drugi.  Księżno, proszę ukryć kielich pod kamienia-
mi! [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • supermarket.pev.pl
  •