X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]

demony, te same, które w sali przyglądały się tancerkom. Teraz jednak, gdy światło latarni
oświetliło najbliższe sylwetki, przekonałem się, że demony nie śpią. One były martwe.
Miały poderżnięte gardła. Walały się w kałużach własnej krwi, która ściekła na kamienną
posadzkę.
Kiedy powoli ruszyliśmy naprzód, manewrując mię�dzy kamieniami, ujrzeliśmy krwawe
ślady. Niektó�re zostawiły szpiczaste trzewiki, były tam też jednak odciski bosych stóp - stóp
czarownic z klanu Mou- dheelów.
- Wiedzmy z Pendle nie są moimi wymarzonymi sojuszniczkami, ale przynajmniej nie
mamy się czego obawiać w tej komnacie - zauważył stracharz.
- Ord jest wielka - odparłem. - Musi być w niej mnó�stwo podobnych komnat.
Pomyślcie tylko, jak wiele innych stworów w nich czeka...
- Lepiej o tym nie myśleć, chłopcze. Musimy iść da�lej. Jeśli zagrozi nam
niebezpieczeństwo, czarownice natrafią na nie pierwsze. Zostaniemy ostrzeżeni.
Stracharz z Arkwrightem wyprowadzili nas z kom�naty, lecz w chwili, gdy ja miałem ją
opuścić, usłysza�łem za plecami krzyk. Odwróciwszy się, ujrzałem Ali�ce. Zamarła w
miejscu, z twarzą wykrzywioną grozą. Jeden z demonów usiadł nagle na swym kamiennym
katafalku, chwycił dziewczynę mocno za rękę i spo�glądał na nią groznie.
Krwawił co prawda z rany na szyi, najwyrazniej jednak rana okazała się nie dość głęboka.
Ocknąw�szy się, ujrzał intruzów. Oczy rannego demona lśniły wściekle. Sięgał do pasa po
zakrzywiony miecz. Za�mierzał przeszyć nim Alice!
Podbiegłem, pchnąłem go mocno w pierś końcem la�ski. Uderzenie drewna jarzębinowego
wyrwało z demo�na jęk. Otworzył usta, z których trysnęły ślina i krew. Dobył wszelako
miecza, toteż pchnąłem ponownie. Broń wyleciała mu z ręki, puścił Alice, odturlał się ode
mnie po kamiennym łożu, lądując na nogach i kucając nisko. Powoli obrócił się ku mnie, jego
oczy wyglądały zza kamiennej płyty.
Nim zdążyłem zareagować, wystrzelił w górę. %7ła�den człowiek nie potrafiłby skoczyć tak
wysoko i szyb�ko. Przefrunął nad katafalkiem, runął na mnie, wy�trącając mi kij. Poleciałem
do tyłu, przekręciłem się i odturlałem. Wiedziałem, że demon znów szykuje się do ataku.
Pojąłem, że mam tylko jedną szansę. Wycią�ganie srebrnego łańcucha ukrytego w kieszeni
portek trwałoby zbyt długo, musiałem sięgnąć przez ramię i dobyć noża od Grimalkin. Gdy
jednak myśl ta poja�wiła mi się w głowie, zrozumiałem, że jest za pózno. Demon rzucił się
na mnie.
Dwie rzeczy zdarzyły się jednocześnie. Rozległ się szczęk i coś przemknęło mi nad głową,
wbijając się na�pastnikowi w gardło. Demon runął na kolana, dławiąc się, a potem upadł na
bok. Raz jeden sapnął przecią�gle, pózniej znieruchomiał.
Obok mnie zjawiła się Alice, w ręce ściskała moją laskę. Szczęk, który usłyszałem, wydało
zwalniane ostrze. Obecnie pokrywała je krew. W międzyczasie stracharz z Arkwrightem
wrócili biegiem do komna�ty. Spojrzeli na martwego demona, a potem na moją towarzyszkę.
- Wygląda na to, że Alice właśnie ocaliła ci życie, mości Wardzie - zauważył
Arkwright, gdy chwiejnie podniosłem się z ziemi.
Stracharz milczał. Jak zwykle szczędził Alice ja�kichkolwiek pochwał. W tym momencie z
odległego kąta dobiegł przeciągły jęk - to kolejny sługa Ordy- ny zaczynał się budzić.
- Wiedzmy okazały się nie tak dokładne, jak sądzili�śmy - zauważył John Gregory. -
Ruszajmy dalej. Nie ma sensu zostawać tu dłużej, niż musimy. Brak nam czasu. Zresztą kto
wie, na co się jeszcze natkniemy?
Za drzwiami zaczynał się kolejny korytarz, ponow�nie wiodący w górę. Rozpoczęliśmy
wspinaczkę, stra�charz szedł przodem. Nagle uniósł rękę. Zatrzymał się, wskazał ścianę po
naszej lewej. Na wysokości gło�wy w powietrzu pływała niewielka lśniąca kula, bań-
STARCIE DEMON�W
%7łYWIOAAKI OGNIA
ka przejrzystego ognia. Miała rozmiar mojej pięści. Z początku sądziłem, że jest przyczepiona [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • supermarket.pev.pl
  •