[ Pobierz całość w formacie PDF ]

demony, te same, które w sali przyglądały się tancerkom. Teraz jednak, gdy światło latarni
oświetliło najbliższe sylwetki, przekonałem się, że demony nie śpią. One były martwe.
Miały poderżnięte gardła. Walały się w kałużach własnej krwi, która ściekła na kamienną
posadzkÄ™.
Kiedy powoli ruszyliÅ›my naprzód, manewrujÄ…c miÄ™¬dzy kamieniami, ujrzeliÅ›my krwawe
Å›lady. Niektó¬re zostawiÅ‚y szpiczaste trzewiki, byÅ‚y tam też jednak odciski bosych stóp - stóp
czarownic z klanu Mou- dheelów.
- Wiedzmy z Pendle nie sÄ… moimi wymarzonymi sojuszniczkami, ale przynajmniej nie
mamy się czego obawiać w tej komnacie - zauważył stracharz.
- Ord jest wielka - odparÅ‚em. - Musi być w niej mnó¬stwo podobnych komnat.
Pomyślcie tylko, jak wiele innych stworów w nich czeka...
- Lepiej o tym nie myÅ›leć, chÅ‚opcze. Musimy iść da¬lej. JeÅ›li zagrozi nam
niebezpieczeństwo, czarownice natrafią na nie pierwsze. Zostaniemy ostrzeżeni.
Stracharz z Arkwrightem wyprowadzili nas z kom¬naty, lecz w chwili, gdy ja miaÅ‚em jÄ…
opuÅ›cić, usÅ‚ysza¬Å‚em za plecami krzyk. Odwróciwszy siÄ™, ujrzaÅ‚em Ali¬ce. ZamarÅ‚a w
miejscu, z twarzą wykrzywioną grozą. Jeden z demonów usiadł nagle na swym kamiennym
katafalku, chwyciÅ‚ dziewczynÄ™ mocno za rÄ™kÄ™ i spo¬glÄ…daÅ‚ na niÄ… groznie.
Krwawił co prawda z rany na szyi, najwyrazniej jednak rana okazała się nie dość głęboka.
OcknÄ…w¬szy siÄ™, ujrzaÅ‚ intruzów. Oczy rannego demona lÅ›niÅ‚y wÅ›ciekle. SiÄ™gaÅ‚ do pasa po
zakrzywiony miecz. Za¬mierzaÅ‚ przeszyć nim Alice!
PodbiegÅ‚em, pchnÄ…Å‚em go mocno w pierÅ› koÅ„cem la¬ski. Uderzenie drewna jarzÄ™binowego
wyrwaÅ‚o z demo¬na jÄ™k. OtworzyÅ‚ usta, z których trysnęły Å›lina i krew. DobyÅ‚ wszelako
miecza, toteż pchnąłem ponownie. Broń wyleciała mu z ręki, puścił Alice, odturlał się ode
mnie po kamiennym łożu, lądując na nogach i kucając nisko. Powoli obrócił się ku mnie, jego
oczy wyglądały zza kamiennej płyty.
Nim zdążyÅ‚em zareagować, wystrzeliÅ‚ w górÄ™. %7Å‚a¬den czÅ‚owiek nie potrafiÅ‚by skoczyć tak
wysoko i szyb¬ko. PrzefrunÄ…Å‚ nad katafalkiem, runÄ…Å‚ na mnie, wy¬trÄ…cajÄ…c mi kij. PoleciaÅ‚em
do tyłu, przekręciłem się i odturlałem. Wiedziałem, że demon znów szykuje się do ataku.
PojÄ…Å‚em, że mam tylko jednÄ… szansÄ™. WyciÄ…¬ganie srebrnego Å‚aÅ„cucha ukrytego w kieszeni
portek trwałoby zbyt długo, musiałem sięgnąć przez ramię i dobyć noża od Grimalkin. Gdy
jednak myÅ›l ta poja¬wiÅ‚a mi siÄ™ w gÅ‚owie, zrozumiaÅ‚em, że jest za pózno. Demon rzuciÅ‚ siÄ™
na mnie.
Dwie rzeczy zdarzyły się jednocześnie. Rozległ się szczęk i coś przemknęło mi nad głową,
wbijajÄ…c siÄ™ na¬pastnikowi w gardÅ‚o. Demon runÄ…Å‚ na kolana, dÅ‚awiÄ…c siÄ™, a potem upadÅ‚ na
bok. Raz jeden sapnÄ…Å‚ przeciÄ…¬gle, pózniej znieruchomiaÅ‚.
Obok mnie zjawiła się Alice, w ręce ściskała moją laskę. Szczęk, który usłyszałem, wydało
zwalniane ostrze. Obecnie pokrywała je krew. W międzyczasie stracharz z Arkwrightem
wrócili biegiem do komna¬ty. Spojrzeli na martwego demona, a potem na mojÄ… towarzyszkÄ™.
- Wygląda na to, że Alice właśnie ocaliła ci życie, mości Wardzie - zauważył
Arkwright, gdy chwiejnie podniosłem się z ziemi.
Stracharz milczaÅ‚. Jak zwykle szczÄ™dziÅ‚ Alice ja¬kichkolwiek pochwaÅ‚. W tym momencie z
odległego kąta dobiegł przeciągły jęk - to kolejny sługa Ordy- ny zaczynał się budzić.
- Wiedzmy okazaÅ‚y siÄ™ nie tak dokÅ‚adne, jak sÄ…dzili¬Å›my - zauważyÅ‚ John Gregory. -
Ruszajmy dalej. Nie ma sensu zostawać tu dłużej, niż musimy. Brak nam czasu. Zresztą kto
wie, na co siÄ™ jeszcze natkniemy?
Za drzwiami zaczynaÅ‚ siÄ™ kolejny korytarz, ponow¬nie wiodÄ…cy w górÄ™. RozpoczÄ™liÅ›my
wspinaczkÄ™, stra¬charz szedÅ‚ przodem. Nagle uniósÅ‚ rÄ™kÄ™. ZatrzymaÅ‚ siÄ™, wskazaÅ‚ Å›cianÄ™ po
naszej lewej. Na wysokoÅ›ci gÅ‚o¬wy w powietrzu pÅ‚ywaÅ‚a niewielka lÅ›niÄ…ca kula, baÅ„-
STARCIE DEMONÓW
%7Å‚YWIOAAKI OGNIA
ka przejrzystego ognia. Miała rozmiar mojej pięści. Z początku sądziłem, że jest przyczepiona [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • supermarket.pev.pl
  •