[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Małolaty - powiedział Matt. - Policja i Net Force nie mają pojęcia, kim są.
Przekazał Leifowi to, co usłyszał od kapitana Wintersa.
Leif zmarszczył brwi. - Jakim świrom w ogóle przy-szłoby do głowy strzelać do
hologramów graczy baseballowych na boisku? - Po chwili sam znalazł odpowiedź na
postawione przez siebie pytanie. - Zepsutym, bogatym, chorym dzieciakom, szkodzącym
ludziom dla zabawy, a nie dla zysku.
-
Może to byli ludzie, którzy nienawidzą baseballu? - zasugerował Matt.
-
Chodzi ci o fajtłapy, których nigdy nie wybierano do drużyny? - Leif pochylił
się do przodu na swoim fotelu. - Mamy tu do czynienia z pieniędzmi i mózgami. A jeśli to
bogate dzieciaki z obszaru Dystryktu Columbia to powinienem je znać albo znam kogoś, kto
je zna.
Leif znów zagłębił się w fotelu, zamknął oczy i westchnął. - Wiesz, byłbym idealnym
kandydatem do odszukania tych wirtualnych wandali - gdybym mógł wejść do Sieci.
Ponownie rzucił Mattowi uważne spojrzenie. - Bo ty ich szukasz, prawda?
Matt skinął głową. - Staram się, ale przydałaby mi się pomoc.
- Nie wątpię. - Leif nadal miał zmarszczone brwi, ale tym razem spowodował to
wysiłek umysłowy. - Oznacza to, że będziesz musiał zadawać się z innym towarzystwem, niż
to, do którego jesteś przyzwyczajony, mimo iż chodzisz do szkoły dla bogatych dzieciaków.
Matt się roześmiał. - Jak brzmi to stare powiedzonko? „Bogaci są inni”?
Ale Leif nie podzielał jego rozbawienia. - Ich interesuje tylko, kto ma więcej
pieniędzy albo lepsze znajomości w towarzystwie. Dlatego tak lubią dyplomatów - ci
zazwyczaj mają i pieniądze, i układy. Zrób jakiś wygłup. a Departament Stanu wszystko
zatuszuje.
-
Myślisz, że któryś z tych wandali może być dzieckiem dyplomaty? - spytał
Matt.
-
To możliwe - odparł Leif. - Nie ma to jak immunitet dyplomatyczny, żeby
uczynić osobę kompletnie nieodpowiedzialną. - Spojrzał na Matta. - Ale to nie pomoże ci się
wkupić w ich łaski.
Matt nagle pomyślał o Sandym Braxtonie i pomocy, jaką będzie mu służył.
-
Hej! Ty też jesteś bogatym dzieciakiem - powiedział Matt. - Dość ostro
najeżdżasz na swoich.
-
Spotkałem na swojej drodze wielu snobów - powiedział uprzejmie Leif. -
Dobrze ich znam. Posługując się innym starym powiedzonkiem: „Bliskość rodzi pogardę”.
Myślał przez chwilę i powiedział: - Komputer! Rozpoznaj w celu odebrania ustnych
poleceń.
-
Głos rozpoznany jako Leif Anderson. - Odpowiedź komputera była bardzo
cicha, a mimo to zdawała się wypełniać cały pokój.
-
Transfer pliku. Maska. „Maxim” kropka com. Zikonuj. - Leif odwrócił się do
Matta. - Daj rękę, stary.
Kiedy Matt wyciągnął hologram ręki, pojawiła się na niej mała figurka szachowa. Był
to mniej więcej trzy-centymetrowej wysokości pionek zrobiony z ruchomych języczków
czerwonego ognia.
-
To program, który będziesz mógł wziąć ze sobą przez Sieć - wyjaśnił Leif. -
Wprowadź go do swojego komputera, a dostaniesz współrzędne i hasło do bardzo
szczególnego węzła Sieci - do wirtualnego klubu dyskusyjnego.
-
Świetnie - mruknął lekko zawiedziony Matt.
-
Mówię ci, że jest wyjątkowy - powiedział Leif. - To klub dla młodych,
pięknych i bogatych. Nikt nie pokazuje się tam ze swoją twarzą. Wszyscy korzystają z masek
- im dziksze, tym lepiej. - Przerwał na chwilę. - To jest właśnie reszta programu.
Opracowałem dla siebie nową maskę, coś co przyciągnie uwagę ludzi, którzy tam
przychodzą.
Matt patrzył zdumiony na swojego przyjaciela. - Bywasz w tym klubie?
Leif roześmiał się, ale w tym śmiechu nie było ani śladu wesołości. - Jasne. Ja też [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • supermarket.pev.pl
  •