[ Pobierz całość w formacie PDF ]

była zbyt osłabiona  słaba i głupia, stara kobieta, która nie potrafi o siebie za-dbać,
nawet po tym wszystkim, co przeżyła.
 Wykrztuś wreszcie  mówi.  O co chodzi?
Maude cofa się tyłem ku drzwiom.
 Dziewczyna spodziewa się dziecka. Jej ojciec kazał
to pani powiedzieć.
Nalia przechyla głowę, obraca się powoli na krześle, wbija wzrok w Maude.
 To dlaczego nie powie mi tego sam?
Maude zna odpowiedz: tamten jest tchórzem i złodzie-jem, i wrogiem. Ona wie, że
Nalia ma rację, zawsze miała rację, chociaż jest wariatką. Ale teraz, za chwilkę, rzuci
tą szklanką albo rozedrze na piersi sukienkę, tak że guziki pofruną na wszystkie
strony. Pewnego piątkowego popo-łudnia, kiedy Maude przyszła do domu ze szkoły i
powie-dziaÅ‚a, że dziewczynka nie czekaÅ‚a jak zwykle przy bra¬mie, Nalia rzuciÅ‚a w
nią słoiczkiem kremu do twarzy, ale trafiła w lustro i rozbiła je. Maude sama musiała
dzwonić do matki przełożonej, żeby dowiedzieć się, co się stało. Okazało się, że po
prostu musiała zostać w kozie za zu-chwałość. Siedem lat pecha bez powodu.
Nalia odsuwa krzesło i wstaje, dla zachowania równo-wagi opiera się o stół. Potem,
na tę jedną chwilkę zgęst-niałej ciszy, jakiej zawsze potrzebowała przed wyjściem na
scenę, przymyka oczy. Czymże jest jej życie, jeśli nie
ciągiem takich chwil, kiedy jest pół żywa, pół martwa? Czy nie opierała się temu
zeru przez wszystkie lata... ach, bo inaczej kimże by się stała? Gorszą od
najnędzniejszej niewolnicy. Zamiatałaby z podłogi pozostawiane przez niego
odpadki. Sama stałaby się niczym.
 Poczekam  mówi, wzdychajÄ…c w sÅ‚uchawkÄ™.  Pro¬
szę mu powiedzieć, że będę czekała tak długo, jak będę
musiała.
Jest odwrócona do Maude plecami, spogląda na ogród. Ten dzień, kiedy dał jej akt
wÅ‚asnoÅ›ci tego domu, spÄ™dza¬li na jachcie, poza zatokÄ…, na otwartym morzu. Tam,
przy sterze, wyglÄ…daÅ‚ niczym Neptun, kiedy wiatr zdmuchi¬waÅ‚ do tyÅ‚u jego ciemne
kręcone włosy. Wskazał jej ręką dom, wysoko na wzgórzu, ale nie była w stanie
dojrzeć go z tak daleka.  Tam  mówiÅ‚  tam! NaprawdÄ™ nie wi¬dzisz?" Jednak im
bardziej się starał, tym bardziej ona się śmiała. Omal nie wypuściła aktu własności,
śmiejąc się z przerażenia na samą myśl o tym, że mógłby porwać go wiatr, pierwszy
raz od wojny pragnęła zrobić krok w przyszłość. Chciała być szczęśliwa.
 Tak, Maude mi powiedziała  mówi do słuchawki. 
Kiedy? Gdzie?
Maude obserwuje jÄ… od drzwi. Zazwyczaj ludzie, któ¬rzy cierpiÄ…, wysychajÄ… na wiór,
Nalia jednak ma skórÄ™ mÅ‚odej kobiety, mÅ‚odszej nawet niż jej córka. Bo dziew¬czyna
jest śniada i mocna jak ojciec, natomiast matka jest jasna i gładka. Kiedy Maude
przyszÅ‚a pierwszy raz do pra¬cy, to najpierw dostrzegÅ‚a wÅ‚aÅ›nie tÄ™ skórÄ™, potem gÅ‚os,
a wreszcie to, że Nalia śmieje się w zupełnie nieodpowied-nich chwilach.
A potem, nagle, Nalia zgina się wpół, pada na podłogę, pociągając za sobą aparat
telefoniczny.
 Pszepani!  Maude biegnie do niej. KlÄ™ka obok, obej¬
muje dłonią brodę Nalii.  Pani!
Powieki Nalii drgajÄ….
 Obudz siÄ™!  krzyczy Maude.  WsiÄ…dziemy na sta¬
tek i popłyniemy do niej! Pani, obudz się!
Nałia jednak chce tylko spać. Słyszy Maude, a także kosiarkę i wołający w słuchawce
głos tego zera. Słyszy to wszystko, chociaż śpi snem tak głębokim, że nic, nawet
pożar, nie byłby w stanie jej obudzić. Kiedy Maude wy-krzykuje do niej, odczuwa to
jak ból, jak śmierć. Usiłuje jej to powiedzieć, ale jest zbyt ociężała, by wymówić
choć jedno słowo, zbyt ociężała, by unieść dłoń. Tutaj, kiedy tak leży, ma wreszcie
spokój, którego zawsze pragnęła, rozkoszny, zniewalający i błogi. Za nic nie chce, by
się skończył.
ROZDZIAA ÓSMY
M
ój mąż jest kuzynem ojca. Co wiÄ™cej, powia¬da, że wyglÄ…dam dokÅ‚adnie tak jak jego
mat¬ka. Wszystko u mnie mu jÄ… przypomina, na¬wet sposób, w jaki opÅ‚akujÄ™ to, co
pozostawiłam za sobą. Jego matka błagała, by odesłano ją do jej ojczyzny, ale jego
ojciec oświadczył, że to niemożliwe. Po śmierci ojca mój mąż postanowił sam ją tam
zawiezć. ZÅ‚ożyÅ‚ proÅ›¬bÄ™ do wÅ‚adz, zapÅ‚aciÅ‚ dużą sumÄ™ pieniÄ™dzy. Jednak ona umarÅ‚a
tuż przed wyjazdem. Kiedy mi o tym opowiada, w oczach ma łzy.
Proszę, by pokazał mi jej fotografię, przynosi mi zatem wyblakłe zdjęcie
przedstawiajÄ…ce siedzÄ…cÄ… na skale mÅ‚o¬dÄ… dziewczynÄ™ w biaÅ‚ej sukience. Wcale nie
jest piÄ™kna. Jest poważna i nieÅ‚adna, z dÅ‚ugim jak mój nosem i duży¬mi, ciemnymi
oczyma w pÅ‚askiej twarzy. StajÄ™ przed lu¬strem, żeby zobaczyć siÄ™ takÄ…, jakÄ… on mnie
widzi. Jednak widzÄ™ tylko to, co już doskonale znam. Czy jestem nieÅ‚ad¬na, czy
jestem piękna? Już tego nie wiem.
Nigdy mnie nie uprzedza o swoim wyjezdzie. Po pro¬stu wyjeżdża, a ja jestem zbyt
dumna, by prosić go, żeby został ze mną. Niemniej zawsze przywozi mi prezenty 
bobrowe futro z takimż kapeluszem, bransoletÄ™ wysadza¬nÄ… brylantami i tÄ™ piÄ™knÄ…
papeterię z moim nazwiskiem u góry. Nigdy mnie nie poprosił, bym przyjęła jego na-
zwisko, nigdy mi nawet nie powiedział, jak ono brzmi. Nawet go o to nie zapytałam.
Jakiż miałoby to sens? On mówi mi różne rzeczy jedynie wtedy, kiedy chce, bym
0 nich wiedziała. Powstał zatem między nami taki układ:
nigdy go o nic nie proszę, nigdy też za nic mu nie dziękuję.
Najbardziej lubiÄ™, kiedy wraca ze swojej stoczni na kon¬tynencie. W stoczni jest
gorąco, mówi, jest pełno dymu
1 cuchnie. Kiedy tylko znajdzie siÄ™ w domu, natychmiast
napuszcza pełną wannę bardzo gorącej wody, do której
sobie wchodzi jak gdyby nigdy nic. Wanna jest potężna,
jak on sam, głęboka i szeroka, a zrobiono ją z ciemnego,
szarego marmuru. LubiÄ™ siadać ze skrzyżowanymi noga¬
mi na jej szerokiej krawÄ™dzi, i obserwować jego zanurzo¬
ną w wodzie postać.
 Dołączysz?
Ma jeden zÅ‚oty zÄ…b, który bÅ‚yska mu, gdy siÄ™ uÅ›mie¬cha. Nigdy o tym nie pamiÄ™tam i
ten nagÅ‚y bÅ‚ysk w je¬go ustach zawsze mnie zaskakuje. On zaÅ› chwyta moje stopy,
zanurza je w wodzie i delikatnie bawi się moimi palcami. Lubię patrzyć na złoty
pierścień, który nosi na małym palcu. Jego rozgrzane gorącą wodą ręce stają się
różowe. Ogrzewa moje nogi, przesuwajÄ…c po nich mo¬krymi dÅ‚oÅ„mi.
 Mój raj  mówi.  Moja królowa.
Jego pokoje sÄ… nad moimi, tyle że ta część domu jest bar¬dziej wysuniÄ™ta. Tworzy
ona wieżę, z oknami ze wszyst¬kich stron, ale nie ma tarasu, na który można by
wyjść. Kiedy słyszę stamtąd szum puszczanej wody, przekręcam klucz i otwieram
drzwi prowadzące ode mnie na schody i wspinam się cichutko, boso, w kółko i w
kółko po zim¬nym kamieniu. LubiÄ™ tÄ™ grÄ™, to czekanie na podeÅ›cie, czy uda mi siÄ™ go
zaskoczyć. A nie udaje mi się to nigdy. Wy- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • supermarket.pev.pl
  •