X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]

grupę radykalnych związkowców i zabił jednego z człon�
ków.
- Doszło tu do morderstwa?
- Nie pomyślałabyś, że KKK działał tak daleko na
północy, prawda? Niedługo potem Beecher uciekł. Dom
wystawiono na sprzedaż i kupiła go kobieta, średniej kla-
188
RS
sy dramatopisarka. Mieszkała w Nowym Jorku, a tutaj
spędzała lato. Słyszałaś o Vivian Burton?
Sydney kręci głową. Pan Edwards pochyla się i zrywa
przekwitłą różę.
-Jej sztuki wystawiano na Broadwayu. Była właści�
cielką domu do swojej śmierci w roku trzydziestym dzie�
wiątym, pózniej przeszedł on w ręce rodziny Richmon-
dów. Dom najwyrazniej był nie tylko wylęgarnią skandali,
ale inspirował rozwój talentu, jako że ów Richmond, na
imię miał Albert, tworzył malowidła trompe l'oeil. Był ar�
tystą, nie malarzem pokojowym.
- Oszukać oko - mówi Sydney, której wiedza na te�
mat sztuk pięknych od ubiegłego roku znacznie się po�
głębiła.
- Właśnie. Całkiem wyszły z mody, ale są bardzo do�
bre, w stylu Harnetta i Peto. Jeden wisi w Muzeum Sztuk
Pięknych w Bostonie. Mam zamiar go obejrzeć, tylko cią�
gle brakuje mi czasu.
- Wybierzmy się razem - proponuje Sydney. - Potem
zjemy lunch.
- Cudowny pomysł - odpowiada z entuzjazmem star�
szy pan.
Następuje przerwa w rozmowie, w czasie której oboje
wyobrażają sobie przyszłość. Może znajdzie się w niej miej�
sce na kilka wspólnych posiłków, spacery, rozmowy, wnuki.
-I ten malarz Richmond - podejmuje opowieść pan
Edwards - wysłał trzech synów na drugą wojnę świato�
wą. Sam był za stary, by walczyć, ale miał synów. Przy�
puszczalnie też córkę. Tak często się słyszy o poświęce�
niach, na które musiały zdobyć się matki, a rzadko
myślimy o ojcach.
Sydney milczy, wyobrażając sobie ojca odwożącego
kolejno trzech synów na stację, żegnającego ich przed po-
189
RS
dróżą do Europy lub na Pacyfik, niewiedzącego, czy kie�
dyś ich zobaczy.
- Czy synowie wrócili? - pyta.
- Nie wiem - odpowiada ojciec Jeffa. - %7ładen nie
odziedziczył domu, lecz to nie musi znaczyć, że wszyscy
zginęli. Los okrutnie doświadczyłby ojca, gdyby ich stra�
cił, nie sądzisz?
- Trudno to sobie wyobrazić.
- Kolejnymi właścicielami byli Simmonowie, ale wy�
korzystywali dom wyłącznie jako letnisko. Obawiam się,
że go zapuścili. W latach osiemdziesiątych kupili go pilot
z Vision i jego żona. Słyszałaś o katastrofie.
- Tak.
- A ja - to znaczy my, Anna i ja, kupiliśmy go od wdo�
wy. Nie podoba mi się żerowanie na cudzej tragedii, i tak
jednak ktośby go kupił. Lubię myśleć, że dbamy o niego
najlepiej, jak się da.
- Jest uroczy - zapewnia go Sydney. - Zawsze mi się
podobał. Teraz chyba nie będę mogła myśleć o nim tak
jak wcześniej.
- A teraz ty także będziesz częścią jego historii - mówi
Mark Edwards z wielką, jak się wydaje, satysfakcją.
- Pan także - zauważa Sydney.
- Sydney, jesteś szczęśliwa? - pyta nieoczekiwanie oj�
ciec Jeffa.
To pytanie zbija ją z tropu.
- Tak - odpowiada, przykładając dłoń do piersi. -
Miałam nadzieję, że to widać.
- Bardzo się cieszę. Bałem się, że ta sprawa między Be�
nem a Jeffem może zburzyć twoje szczęście. Zastanawia�
łem się też, czy nie wzdragasz się przed kolejnym małżeń�
stwem. Mam nadzieję, że nie masz mi za złe, że o tym
wspominam.
190
RS
- Nie. To fakt. Ale się nie wzdragam. Może powin�
nam.
- Mój syn jest dobrym człowiekiem - mówi pan
Edwards. Dziwna to deklaracja, zważywszy na okolicz�
ności.
- Wiem, że tak - odpowiada Sydney, poruszona tym
objawem ojcowskiego przywiązania.
Wibracja połyskliwych różanych liści zmieniła się
w trzepot. Niebo, przedtem szare i nijakie, teraz nabrało
dramatycznego wyrazu, zarówno groznego, jak i obiecu�
jącego: ciemne chmury na zachodzie, przebłyski błękitu
na wschodzie.
Sydney patrzy na dom. Zakonnice i ksiądz. Niezamęż�
ne matki. Marksista i ofiara morderstwa. Dramatopisar-
ka i malarz. Czy jadał samotnie i co wieczór studiował
mapy, zaznaczając chorągiewkami miejsca, gdzie, jak są�
dził, przebywają jego synowie? A potem wdowa po pilo�
cie, która musiała się zmagać z medialnym oblężeniem.
Sydney pamięta twarze tamtych pilotów w telewizji. Wy�
glądali tak zwyczajnie.
Przesuwa wzrokiem po krawędzi dachu, patrzy na ga�
nek. Zastanawia się, czy w tym domu odbywały się inne
wesela. Przypuszcza, że tak, liczne wesela, narodziny
i śmierci. Ma nadzieję, że w ostatecznym rozliczeniu wię�
cej było tu radości niż cierpienia.
- Przyjeżdżali tu dla piękna - mówi jeszcze pan
Edwards.
Sydney idzie przez dom, podziwiając jego nową szatę.
Julie i Helene zajęte są dekorowaniem schodów wstążka�
mi i białymi kokardami. Na stole w jadalni i na stolikach
do kawy w salonie ustawiono misy białych róż. W kuch�
ni jest istny młyn, pani Edwards z ożywieniem kieruje ru-
191
RS
chem. Sydney podchodzi do długiego, sięgającego od su�
fitu do podłogi okna i spogląda na plażę. Ani śladu Jeffa.
Może jest w sypialni chłopców, przebiera się do próbnej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • supermarket.pev.pl
  •