[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- To pastor, proszę pani.
Hannah irytowały te ich niezapowiedziane wizyty i postanowiła położyć im
kres. Jeżeli pastorzy wciąż nie rozumieli, że dzieci mają u nich najlepszą
możliwą opiekę, to było z nimi coś nie tak. Spróbowała jednak się opanować i
kazała służącej wprowadzić duchownego. Przyjęła go, siedząc z robótką w
rękach.
- Dzień dobry, pani Low. Korzysta pani z wiosennej aury? - Tym razem
pojawił się Sofus i Hannah odetchnęła z ulgą. Ten duchowny, który za nic miał
innych ojczulków i ochrzcił Małą Hannah, był jedynym, do którego miała
zaufanie. Był to dobrotliwy jegomość, który kierował się wyłącznie własnymi
przekonaniami i sumieniem.
- Proszę usiąść. - Hannah wskazała na jedno z ogrodowych krzeseł. -
Uważam, że skoro Pan Bóg daje nam taką pogodę, to trzeba z niej korzystać.
Sofus usiadł i z zadowoleniem pokiwał głową. - Spotkałem po drodze
opiekunkę z dziećmi. Mała Hannah bardzo urosła.
Pastor chciał zapewne przez to powiedzieć, że właściwie już spełnił swoją
misję, to znaczy obejrzał sobie dzieci. Sofus nie musiał podnosić ich w górę, by
ocenić ich wagę, ani oglądać im ramion w poszukiwaniu siniaków. Wiedział, że
warunki, w jakich chowają się dzieci w Klonowym Domu są pierwszorzędne i
wstydził się za kolegów, którzy upokarzali Hannah i Fabiana.
- Oboje rosną jak na drożdżach - zgodziła się Hannah. - Magnus to bardzo
żywy dzieciak... w nocy też.
- Tak, tak, dzieci bywają różne. - Sofus poczekał, aż służąca nakryje do
stołu. - Słyszałem, żeście ochrzcili chłopca.
- Zgadza się, ochrzciliśmy go w sąsiedniej parafii. - Hannah miała nadzieję,
że pastor rozumie, dlaczego tym razem zdecydowali się pominąć duchownych
u Zbawiciela.
- Zauważyliśmy to. - Sofus uśmiechnął się dobrodusznie. - Macie moje pełne
zrozumienie, ale to smutne, że tak musiało być.
- Istotnie, nasze poglądy na to, jakiej dzieci wymagają opieki, są
diametralnie różne - powiedziała Hannah poważnym głosem. - To dla mnie
bolesne, że koledzy pastora tak bardzo chcą postawić na swoim.
- Można tak powiedzieć. Ale przecież oni, to znaczy my, dostaliśmy pewne
zadanie od naczelnika policji. - Sofus odchrząknął i spojrzał na młodą kobietę
badawczo. W cichości ducha podziwiał jej odwagę.
Hannah wyprostowała się, czując, jak mocno bije jej serce. Razem z
Karolinę odwiedziły naczelnika parę miesięcy temu i spotkały się z życzliwym
przyjęciem. W każdym razie wysłuchał ich wtedy uważnie. W napięciu czekała
teraz na to, co pastor ma do powiedzenia.
- No więc... Wszyscy zostaliśmy poproszeni o składanie niezapowiedzianych
wizyt w domach, w których przebywają pod opieką sieroty. Właściwie nie była
to prośba, ale raczej nakaz. - Sofus kiwnął głową i zachichotał. - Tak, pan
naczelnik powiedział nawet, że jeżeli nie dostanie wkrótce od nas sprawozdań,
wyśle tam stójkowych.
- Wspaniale! To dobra wiadomość. - Hannah aż klasnęła w ręce ze
zdumienia. Nareszcie! Nareszcie ktoś potraktował ją poważnie. - Myśli ksiądz,
że pastorzy to zrobią?
- Nie odważą się tego nie zrobić. Ale co do bezstronności sprawozdań mam
pewne wątpliwości.
- Ale wreszcie zobaczą na własne oczy to, czego wcześniej nie chcieli
oglądać. Niezależnie od tego, co napiszą w sprawozdaniach, sumienie coś im
podpowie. - Hannah pomyślała, że to prawdziwy zwrot w tej sprawie. Karolinę
bardzo się ucieszy.
- Owszem, da im to do myślenia. - Wkładając do ust marcepanową różyczkę,
Sofus wyglądał na bardzo zadowolonego. W głębi duszy triumfował, ale starał
się, żeby tego nie było po nim widać.
- Może będą mieli tyle pracy z wizytowaniem innych domów, że przestaną
nas tu nachodzić? - Hannah spojrzała z nadzieją na pastora. - Bo chyba nie ma
wątpliwości, że nasze dzieci mają dobrą opiekę?
- Myślę, że będą tu coraz rzadziej zaglądać. Po tym, jak zdecydowaliście się
ochrzcić Magnusa gdzie indziej, kilku z nich zaproponowało, żeby zostawić
was w spokoju.
- A może chodzi o pieniądze?
- Być może. Kościół cieszy się z każdego wsparcia. - Sofus nie powiedział
nic więcej, ale Hannah zrozumiała. Każdej parafii zależało na zamożnych
parafianach.
- Dziękuję za dobre wiadomości - uśmiechnęła się Hannah. - Bardzo bym
chciała, żeby pastorzy przyczynili się do poprawy losu tych nieszczęsnych
dzieci.
Sofus i Hannah siedzieli jeszcze długo, rozmawiając. Rozmowa zeszła na
Danię i kształcenie duchownych w Kopenhadze. Wielu młodych ludzi z
Norwegii decydowało się na studiowanie tam Pisma, ale wielu też zaczynało
tam wątpić w swój wybór i rezygnowało.
- Wśród studentów podróże zagraniczne są teraz bardzo modne - powiedział
Sofus. - Zawierają tam przyjaznie, dyskutują, często przy szklaneczce. - Tu
uśmiechnął się, bo od wielu studentów słyszał o mocno zakrapianych
wieczorach w knajpach i gospodach. - Wygląda na to, że takie podróże
wyostrzają zmysły i kształtują poglądy, więc przynoszą w sumie korzyść.
Hannah słuchała z zainteresowaniem; zrozumiała, że Sofus sam był w
Kopenhadze i doświadczył na własnej skórze tej strony studenckiego życia.
Podróżował też trochę, i przypadkiem okazało się, że był nawet w Miśni.
Reszta rozmowy upłynęła im na wspominaniu fabryki porcelany.
- Dzięki za miłą pogawędkę. - Sofus wyjął zegarek, spojrzał na niego i z
przerażeniem zerwał się na równe nogi. Wcale nie chciał się tak zasiedzieć, ale
rozmowa z młodą panią Low zawsze była taka interesująca...
- Mam nadzieję, że ksiądz nie miał kłopotów w związku z chrztem Małej
Hannah. - Hannah ceniła sobie dobrotliwego pastora i nie chciała, żeby przez
nich wpadł w tarapaty. Mimo że od chrztu minęło sporo czasu, podejrzewała,
że pozostali duchowni wciąż chowają urazę do tego, który im się sprzeciwił. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • supermarket.pev.pl
  •