[ Pobierz całość w formacie PDF ]

jewskim. Podobnie jak ja wczoraj, miał mieszane uczucia. Powiedział wszystko, co wiedział,
do protokołu, osobiście przez Maciejewskiego sporządzanego. Jako świadek. Specjalnie uwa-
żał, żeby go w takim charakterze przesłuchano. Na wstępie umieścił deklarację, że sam z sie-
bie przyszedł opowiedzieć o przestępstwie, bo za przestępcę być nie chce. Umowy jednak
żadnej z Maciejewskim co do świadka koronnego nie podpisał. Szczerze mówiąc, ja sama nie
wiedziałam, czy taką umowę trzeba zawrzeć na piśmie, czy wystarczy ustnie. W każdym ra-
zie wszystkich danych, o tych, których znał, prokuratorowi dostarczył. Co prawda, osobiście
znał tylko jednego, drugiego wyłącznie z personaliów i numeru konta, ale od czego jest poli-
cja. Dla nich to żaden kłopot, jak mają nazwisko i firmę. Maciejewski powiedział mu na ko-
niec, że jeżeli faktycznie jakąś aferę na podstawie informacji Marcina odkryją, za świadka
koronnego w procesie będzie występował.
- Swoją drogą, ukradkiem jakby te zeznania składałem. Wieżowiec to jest, sama wiesz,
rozmaite instytucje tam się mieszczą. Pośrednictwo w handlu nieruchomościami na przykład.
Tłumy wchodzą i wjeżdżają na górę na różne piętra, więc nie ukrywałem się, jak tam wcho-
dziłem. Ale gdy tylko wszedłem do niego do gabinetu, na klucz nas zamknął i na żadne pu-
kanie nie odpowiadał. Protokolanta nie wezwał, sam wszystko pisał, mówił też jakby przyci-
szonym głosem. Jakby się bał, żeby nikt za drzwiami nie usłyszał - przedstawiał nurtujące go
wątpliwości.
- No coś ty. W manię prześladowczą chyba wpadasz! - wykrzyknęłam, bardzo mnie
bowiem zdenerwował swoimi rozważaniami.
- Tak sobie myślę, że gdybym, całkiem przypadkowo, trafił właśnie na wtykę, którą w
prokuraturze mają, też by się tak zachowywał. %7łeby słowo poza jego gabinet nie wyszło -
kontynuował Marcin.
- Przecież ja wiem o wszystkim, może nie ze szczegółami, ale jednak. Jacek też wie, a
on policjant. Przesadzasz z tymi obawami - pocieszałam.
93
- A co ty wiesz? Tyle, co ja ci powiedziałem. Nazwiska żadnego nie znasz. Faceta, któ-
ry się przy mnie kręcił, nie widziałaś. Nic nie wiesz. Niegrozna jesteś. A ten twój Jacek jesz-
cze mniej wie.
- Dlaczego teraz myślisz, że to zle, jeśli nikt o twojej aferze nie wie? Sam przecież w ta-
jemnicy ją trzymałeś. Uważasz, że ten Maciejewski z hukiem powinien ją ogłosić i każdemu
opowiadać? Rozeznanie trzeba zrobić, kontakty rozgryzć, o tych twoich aferzystach czegoś
się dowiedzieć.
- No, ale jakby przyjąć, że to Maciejewski jest wtyczką tych przemytników, to co po
aferze zostanie? W najlepszym wypadku moje zwłoki. Twoje zwłoki. To nie jest wykluczone
- rozważał Marcin.
- Nie ma żadnej zwłoki - stwierdził stanowczo Krzysztof, pojawiając się w drzwiach
kuchni.
- Zwłoki bez zwłoki - powiedziało mi się samo, zanim umysł zdążył się połapać.
- Znowu nie zamknęliście mieszkania - wystąpił z pretensją Krzysztof.
- Coś ty powiedziała? Zwłoki bez zwłoki? - zainteresował się Marcin. - To dziwnie
brzmi.
- Przecież mówię, że wszystko załatwiłem bez zwłoki - odpowiedział mu Krzysztof.
- Co to ma znaczyć? Załatwiłeś zwłoki bez zwłoki? - spytałam, trochę mi się bowiem
tematy pomieszały.
- Powiedziałem  zwłoki w sensie opóznienia - wyjaśnił Krzysztof, patrząc na nas po-
dejrzliwie.
- A, myśmy o tym mówili w sensie trup, znaczy denat, czy jak to inaczej powiedzieć -
wtrąciłam się.
- Macie tu jakieś zwłoki?
- Nie, ale możemy mieć. Moje albo Marcina - oznajmiłam.
- Coś się stało? Skąd te pomysły? - zapytał Krzysztof, wyraznie zaintrygowany odmie-
nianymi przez przypadki zwłokami.
- Krzysiu - rozpoczęłam uroczyście - jak ty coś wiesz, to musisz o tym mówić? Twoim
zwierzchnikom znaczy. Nawet jeśli się dowiesz prywatnie i w tajemnicy?
- No, o przestępstwach, to powinienem. Jeszcze zależy, jakie to przestępstwa. Ale tak,
żebym słowo po słowie wszystko, co wiem, musiał opowiadać, to nie za bardzo. O co chodzi
w ogóle?
Marcin zaczynał już mówić, kiedy coś głośniej na kuchni zaperkotało.
94
Obiad zjedliśmy w spokoju. Potem zarządziłam przenosiny na salony. Odnalazłam na-
wet resztkę koniaku, która po imprezie Lalki pozostała. Dla całej trójki po kieliszku wystar-
czyło.
- To może ja zacznę - odezwał się Krzysztof. - Strasznie się dziś śpieszyłem, żeby
wszystko załatwić i na ten obiad zdążyć. Na mur masz stałą opiekę we dnie i w nocy. Tylko
już im nie uciekaj. Ci, co cię poprzednio obserwowali, twierdzą, że zielony ford za tobą też
jezdził. Numery zapisali i teraz sprawdzają, czyj to samochód. Powinnaś jednak mieć kogoś
przy sobie, choćby dla wszczęcia alarmu. Ty jak? - zwrócił się do Marcina. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • supermarket.pev.pl
  •